•can we still be friends? - part 3• stollinger

580 46 44
                                    

Ostatni rozdział tego shota 😈

Trzy godziny. Tyle czasu minęło od kiedy po raz ostatni widziałem żywego Kamila. Stałem przed kostnicą. To tutaj zobaczę go po raz ostatni przed pogrzebem.

Lekarze robili co mogli. Widziałem jak bardzo chcieli przywrócić go do życia. Niestety jego serce nie zabiło jeszcze raz.

Czułem się pusty w środku. To było uczucie podobne do upadku na skoczni. Nagle wszystko po prostu się zawala, a ty myślisz, że twoje życie traci sens.

Łzy skrywały się pod moimi powiekami od kiedy wyproszono mnie z sali. Nie potrafiłem ich kontrolować więc przez cały czas spływały po mojej twarzy. Jednak byłem dosyć spokojny. Nie rzucałem krzesłami, ani nie kopałem wszystkiego by odreagować. Cały smutek próbowałem schować gdzieś w środku.

Czekałem dosyć długo ponieważ najpierw rodzina Kamila miała się z nim pożegnać. Kostnica to nie miejsce gdzie może przebywać wielu (żywych) ludzi. Bałem się tego spotkania. Nie chciałem by tak to wszystko się skończyło.

Minęło może dwadzieścia minut. Obok mnie stał Dawid oraz Stefan. Dostaliśmy w trójkę pozwolenie na wejście do środka. Gdy jego rodzice oraz siostry wyszły na zewnątrz, prawie od razu wpakowaliśmy się do tego zimnego pomieszczenia.

Na środku dosyć przestronnej sali stało wielkie łóżko na kółkach. Wiedziałem kto się tam znajduje. Podszedłem jako ten najodważniejszy. Chwyciłem skostniałą dłoń miłości mego życia i po prostu się rozpłakałem. Nagle wszystkie bariery, które próbowałem utrzymać przez ten cały czas rozsypały się jak rozbita szyba.

- Myl tak cię przepraszam... - mówię do niego załamanym głosem. - Tak bardzo cię przepraszam. Wiem, że mnie nie słyszysz, ale mam nadzieję, że tam gdzie jesteś czujesz się milion razy lepiej, zasługujesz na to co najlepsze. Tak bardzo cię kocham.

Składam ostatni pocałunek na jego ustach, po czym żal rozdziera moje serce. Nie mogę już tam stać. Tak bardzo boli mnie widok jego nieruchomej twarzy i zastygłego uśmiechu. Zawsze piękny i dobry. Taki pozostanie.

Gdy próbuję wyjść z tego strasznego pomieszczenia słyszę nagle krzyk zdziwienia. Rozpoznaję, że to Dawid. Podbiegam do niego i nie mogę dowierzyć.

To jakiś cholerny żart?

- Andreas? - słyszę zachrypnięty głos Kamila - Gdzie jesteśmy? Tutaj jest strasznie zimno.

Mówi to tak słabo, jednak ja wreszcie wiem, że to prawda.

To jakiś cholerny cud! Kamil przecież nie żył! Od trzech cholernych godzin!

- Jestem tutaj, wszystko będzie dobrze, tak bardzo cię kocham Myl. Wiedziałem, że mnie nie opuścisz. Przepraszam za wszystko - mówię to w pośpiechu z łzami w oczach. Tym razem chcę płakać ze szczęścia. - Dawid zawołaj lekarza. Ja się nim zajmę.
- Wiesz, że nie musisz przepraszać? Widziałem wszystko z góry. To ja powinienem cię błagać byś wybaczył mi moją głupotę. - mówi do mnie z lekkim uśmiechem - Andi tak bardzo cię kocham i chciałbym zacząć wszystko od początku.

Uśmiecham się szeroko.

- To w takim razie. Panie Kamilu, czy uczyni mi pan tego zaszczytu bycia ponownie pana chłopakiem?
- Oczywiście panie Andreasie, a teraz wydostańmy się stąd. Zaraz zostanę soplem lodu i tyle po mnie.

Biorę go na ręce i wynoszę z kostnicy. Stefan idzie obok nas. Widzę jak Kamil drży z zimna więc opatulam go swoją kurtką, którą przed chwilą miałem na sobie. Gdy wydostajemy się z sali widzę rodziców Polaka, którzy płaczą ze szczęścia.

Gdy tylko lekarz do nas dociera szybko przenoszę chłopaka na wózek inwalidzki, który od razu zostaje opatulony pięcioma kocami. Teraz czeka go wiele badań. Jednak żyje i to jest najważniejsze.

Niemożliwe stało się możliwe.

Kamil żyje i znów mnie kocha.

————
niespodziewaliście się takiego zakończenia 😈 ja to wiem

przy okazji dziękuje najwspanialszej skoczna_dziewoja za śliczną okładkę ❤

ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now