•until the very end• gregor schlierenzauer

671 35 4
                                    

Upadałem coraz niżej, bez jakiejkolwiek możliwości powstania.

Płakałem coraz więcej z bólu psychicznego, który pojawiał się nie wiadomo skąd.

Wstawałem codziennie, jak gdyby nigdy nic. Jakbym niczego nie ukrywał pod wykreowanymi przez siebie maskami.

Spałem coraz więcej, by zapomnieć o rzeczywistości.

Głodziłem się, bo chciałem być najlepszy.

Trenowałem coraz więcej, chociaż nie przynosiło to upragnionych skutków.

Tonąłem we własnych problemach.

Chciałem władać światem, jednak jak miałem tego dokonać kiedy tak słabo radziłem sobie ze zwykłym życiem?

Straciłem wiarę.

Jednak nastał ten upragniony dzień gdy wszystko się unormowało.

Znów mogłem powstać chociaż upadłem.

Znów byłem tym dawnym radosnym Gregorem.

Znów niczego nie ukrywałem, zrzuciłem maski.

Znów zacząłem sypiać oraz jadać normalnie.

Znów trenowałem tyle ile powinienem, nie próbowałem zabić się z przemęczenia na treningach.

Znów byłem na powierzchni swojego życia.

Znów uwierzyłem, że kiedyś zawładnę światem. Wróciła wiara, a ona była najważniejsza.

I znów zacząłem cieszyć się tym co robię. Skakałem z dawną radością bo przecież po każdym upadku można się podnieść i dalej iść z wielkim uśmiechem przez trudy życia.

Wracałem na szczyt. Małymi kroczkami do celu.

Do samego końca.

————
Podoba wam się taka forma? Chciałam napisać coś innego w trochę innym stylu i akurat padło na Gregora ;)

ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now