•i'll always be with you• stollinger

571 35 5
                                    

powracam z czymś dłuższym maybe wam się spodoba

•na potrzeby shota Kamil i Andreas mają po szesnaście lat•

Śmierć znów zaglądała głęboko w jego oczy. Kolejny raz zemdlał na lekcji i nic nie mógł poradzić na, już piątą w tym miesiącu, wycieczkę karetką do szpitala. Za każdym razem słyszał te same słowa od lekarzy - to przez stres, po czym mógł jechać z rodzicami do domu. Jednak tego dnia miało być inaczej.

Oczywiście wiele się nie zmieniło. Tak jak codziennie wsiadł do autobusu oznaczonego numerem pięćset dwadzieścia osiem i wysiadł na przystanku pod szkołą, po czym powtórzył - chyba już po raz setny - swoją drogę do szafki szkolnej i udał się na lekcję niemieckiego. Standart.

Jednak już trzy godziny później coś zaczęło się psuć. Najpierw zaschło mu w gardle, na tyle by jedna litrowa butelka wody nie była w stanie ugasić jego pragnienia. Kolejnym objawem tego co miało wydarzyć się za kilka minut okazały się być zawroty głowy. Zrobiło mu się słabo przez co już wiedział co zaraz nastąpi, więc gdy wstał by zrobić zadanie na tablicy, próbował uratować się przed bólem upadku oraz szkodami, które mógł wyrządzić.

I tak oto znów leżał bezczynnie w tej dziwnej pustce, z którą zdążył się już zaprzyjaźnić. Tym razem jednak czuł się o wiele inaczej. Nie słyszał już żadnych odgłosów świata zewnętrznego, jak miał w zwyczaju. Towarzyszyła mu cisza oraz pewien chłopak, a może był to tylko wytwór wyobraźni? Tego nie wiedział, jednak zapamiętał te brązowe włosy w wiecznym nieładzie oraz burzowe oczy spoglądające na niego spokojnie, dodając otuchy.

Przyszedł nagle - tak jak deszcz w słoneczne dni lata. I chociaż były nikłe szanse, to nutka nadziei tliła się w jego sercu, że ów chłopak istnieje naprawdę i niedługo się spotkają. Każda z ich wspólnych rozmów brzmiała jakby byli najwspanialszymi przyjaciółmi, którzy po prostu dawno się nie widzieli. Padały różne pytania, jak i różne odpowiedzi, jednak każda chwila wspólnej konwersacji była dla nich na wagę złota.

- Nie martw się, już niedługo wszystko się wyjaśni, będzie dobrze. - mówił wówczas brunet, nieświadomie zasiewając ziarnko ciekawości w drugim, po czym powoli odszedł.

Zniknął w świetle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, a jego współrozmówca pobiegł za nim.

Właśnie wtedy się wybudził.

- Boże Andreas, słoneczko! Obudziłeś się! - spojrzał na zmartwioną twarz swojej matki. Nie wiedział dlaczego jego matka się aż tak martwiła, przecież ten incydent powtórzył się już któryś raz z rzędu. Była to dokładnie taka sama sytuacja jak cztery poprzednie.

Rozejrzał się po pomieszczeniu. Tak bardzo się mylił.

Pierwszą rzeczą, która zauważył to brak tych wszystkich małych dzieci biegających po korytarzu. Zwykle na izbie było takowych bardzo dużo. Kolejnym spostrzeżeniem była ogromna ilość kabelków, rurek oraz aparatów do monitorowania jego funkcji życiowych, podpiętych bezpośrednio do niego. Na koniec, w przekonaniu, że coś jest nie tak, utwierdzało go to, że był w sali sam z mamą, a przez ogromną szybę spoglądała na nich lekko uśmiechnięta pielęgniarka.

To nie była sala segregacji w szpitalu w Monachium.

To była Intensywna Terapia.

- Mamo, co się stało? Zapytał niepewnie, coś ewidentnie było nie tak.

Nigdy po omdleniu nie trafił na OIOM.

Jego matka wycierała łzy, które zdążyły pojawić się na jej twarzy i chociaż w jej oczach można było dostrzec radość z powodu odzyskania syna, to i tak w dużej mierze przeważał smutek.

ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now