16.

4.9K 320 84
                                    

Jechaliśmy chyba przez jakieś pola lub lasy, bo samochód ciągle podskakiwał, przez co chyba całe moje ciało było posiniaczone. Nawet nie zmrużyłam oka, chociaż jechaliśmy już jakieś kilka godzin. Gdzie on zamierza mnie wywieźć? Marzę już tylko o tym, aby rozprostować kości.

Strach był już mniejszy, chociaż i tak modliłam się w duchu, aby ktoś mnie znalazł i ocalił. Wiedziałam jednak, że taki zwrot akcji był mało prawdopodobny. To seryjny morderca, który planuje i realizuje zbrodnie idealne. Nie mam już  szans.

W końcu poczułam, że samochód się zatrzymał. W duchu już zaczęłam się cieszyć. Mogłam wcale jednak nie dostać pozwolenia się na chwilowe rozprostowanie kości. Już po chwili poczułam otulające mnie zimno. Otworzył bagażnik. Widziałam go tylko dzięki słabo świecącej w oddali lampie. Byliśmy na jakimś  parkingu i ku mojemu rozczarowaniu nie było tu żadnej żywej duszy. Wyciągnął mi knebel, który przez całą tą drogę miałam w ustach.

- Będę dzisiaj miły i pozwolę ci się przespacerować, ale jeden zły ruch, a złamię ci kolejną nogę. Zrozumiałaś?

Zanim odpowiedziałam poruszałam ostrożnie obolałą szczęką.

- Tak. - powiedziałam tylko i zmieniłam pozycję na siedzącą.

Mój porywacz usiadł na jakimś pniu i zapalił papierosa, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Mogłabym chociaż spróbować uciec, ale ze złamaną nogą, nie byłoby to takie proste i pewnie od razu by mnie dogonił. Miałam jednak inny pomysł. Powoli wstałam przenosząc ciężar na zdrową, lewą nogę. Nareszcie mogłam rozprostować moje zastałe kości. Nie miałam zamiaru spacerować, aby nie przysporzyć sobie bólu. Stałam tak tylko, a szum wiatru trochę mnie uspokajał. Próbowałam odrzucić od siebie natłok okropnych wspomnień, żeby tylko się tu nie rozkleić. Nie chciałam dać mu żadnej satysfakcji. Ale jego zimny, niski głos powodował u mnie dreszcze i strach. W końcu wypalił papierosa i wstał.

- Jedziemy. - powiedział i po chwili dodał. - Jeżeli chcesz możesz siedzieć na z przodu. I tak nikt nas nie zobaczy. Teraz jakąś godzinę będziemy jechać przez las.

Stałam tylko nic nie odpowiadając. Byłam przerażona na myśl, o godzinnej podróży przez ciemny las razem z nim. Nie mógł mieć dobrych zamiarów. Może to była część planu? Może to tam zamierzał mnie zabić? Mimo moich obaw niezdarnie podeszłam do auta. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka. On już tam był. Nawet na mnie nie patrząc zapalił samochód i odjechaliśmy.

Nie zamknął drzwi.

W końcu faktycznie wjechaliśmy do wspomnianego lasu. Drzewa rosły tam bardzo gęsto. Wszystko było po mojej myśli. Aż zdziwiłam się, że jak na razie idzie gładko. Niedługo będzie najniebezpieczniejsza część planu. Ale musi się udać.

Nic się nie odzywałam i wyczekiwałam idealnego momentu. Po około 15 minutach samochód znacznie zwolnił, ponieważ wjechaliśmy na podziurawioną drogę.

Teraz albo nigdy.

W ułamku sekundy otworzyłam drzwi samochodu i wyskoczyłam lądując na trawie. Poczułam ból w złamanej nodze, ale nie mogłam się poddać. Na bank będzie mnie szukał. Musiałam się pospieszyć. Wstałam i jak najszybciej mogłam, pobiegłam wprost do lasu. Nic nie widziałam i co chwilę wpadałam w jakieś drzewo. Nie zastanawiałam się nawet jak później się stamtąd wydostanę. To nie było teraz najważniejsze. Musiałam uciekać. Po kilku minutach biegu okropnie się zdyszałam, a ból był już nie do wytrzymania. Byłam prawie pewna, że już go zgubiłam, więc oparłam się o pień drzewa i próbowałam złapać oddech. Serce biło mi jak oszalałe. Było mi okropnie zimno i z każdą minutą czułam to coraz bardziej.

W pewnej chwili usłyszałam szelest liści i czyjeś kroki. Wstrzymałam oddech. Nic nie widziałam, ale czułam, że ten człowiek jest niedaleko. Łzy strachu nadeszły mi do oczu. Było tak ciemno, że nie wiedziałam nawet czy to faktycznie on. Ale kto inny spacerowałby po lesie w środku nocy?

Nasłuchiwałam tak dobre kilka minut. Nie słyszałam przez ten czas nic niepokojącego, dlatego odetchnęłam i trochę się rozluźniłam. I właśnie w tej chwili poczułam silne ręce na moich ramionach.

- Co? Myślałaś, że mi uciekniesz? - usłyszałam TEN głos.

Mimowolnie zaczęłam się trząść. Nie wiedziałam co on teraz zamierza. Zabije mnie od razu, czy będzie mnie torturował, a może zgwałci?

Stał tak patrząc na mnie zimnym wzrokiem. Trzymał mnie mocno za ramiona, przez co nie mogłam mu uciec. Ale musiałam próbować. Z całej siły podniosłam kolano, celując w jego czułe miejsce. Tego się nie spodziewał. Od razu puścił moje ramiona, a ja wykorzystując chwilę zaczęłam uciekać. Już nawet nie zwracałam uwagi na złamaną nogę. Po prostu biegłam.

Moja ucieczka nie trwała zbyt długo. Już po kilku minutach dogonił mnie i złapał za nadgarstki. Odwrócił mnie w swoją stronę. Byłam przerażona.

- Jeszcze się nie nauczyłaś, że nigdy mi nie uciekniesz?- powiedział wkurzony i uderzył mnie w brzuch.

Krzyknęłam i upadłam. Ból był okropny, ale mimo to on wcale nie miał zamiaru przestać mnie katować. Z całej siły kopnął mnie w złamaną nogę, a następnie znów w brzuch. Nie mogłam już tego wytrzymać.

- Możesz krzyczeć i tak nikt cię nie uratuje. Nikt nie spaceruje sobie od tak w środku nocy po lesie. - i powiedziawszy to znowu mnie kopną - Idziemy. Mamy jeszcze długą drogę.

Nie bawił się w czekanie, aż się podniosę. Złapał mnie za obolały brzuch i przewiesił mnie sobie przez ramię. Przez ten ból myślałam, że zemdleję. W końcu znaleźliśmy się obok samochodu. Ten bez ceregieli wrzucił mnie do bagażnika, zakneblował i dość mocno związał mi ręce i nogi.

Zamknął bagażnik, a ja poczułam ogarniającą mnie bezradność.

Zaczęłam płakać. Nie z bólu fizycznego, lecz psychicznego. Właśnie teraz w pełni zdałam sobie sprawę, jak tak naprawdę wygląda moje życie.


___________________________________________

Tak wiem... Rozdziały są bardzo rzadko.

Ale spróbuję to naprawić!

Dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze <3

Do następnego! <3


Godzina 3.13 ✔️Where stories live. Discover now