Rozdział I

4 1 0
                                    


Nerwowo obejrzał się przez ramię i przełknął ślinę. Uspokój się!, zganił sam siebie, Nikt tutaj nie wie, kim jesteś! Miasteczko nie z najmniejszych, różni podróżni się zdarzają...

Wziął głęboki oddech i poukładał myśli. Oni wiedzą, co posiadam, albo raczej, że jest ktoś kto zabrał im sprzed nosa coś, czego tak pożądają. Tylko nie mają pojęcia kim ten ktoś jest i dokąd zmierza... Uspokoił się trochę i rozejrzał do koła. Jak to mówił strażnik? Na głównej ulicy... Na pewno nie przegapisz... Jego wzrok padł na szyld, którego szukał. Na popękanej, drewnianej koniczynie, łuszczący się napis głosił: Zielarnia, Eliksiry, Wywary i Magiczne Napoje. Pod spodem, dodano kilka nowych run, układających się w słowo „wrużba", bo najwyraźniej malarz-pisarz zapomniał domalować jednej kreseczki.

Podprowadził konia bliżej i zastanowił się, gdzie powinien go przywiązać, by wierzchowiec nigdzie nie zawędrował, kiedy jego właściciel będzie robić zakupy.

- Nie przejmujcie się, panie. On nigdzie bez was nie pójdzie.

Obrócił się gwałtownie. Właścicielką głosu była wysoka, chuda jak szczapa, dziewczyna z włosami zebranymi w wystrzępiony koński ogon. Jej ubranie, stara, wystrzępiona i wyjątkowo krótka spódnica, znoszona męska koszula i wysokie męskie buty, były całe w różnokolorowych plamach od wielu substancji i proszków. O biodro obijała jej się, przewieszona przez ramię, pękata torba.

Prawdziwa zielarka, Wiedząca, pomyślał.

Dziewczyna uśmiechnęła się kącikiem warg i wyciągnęła rękę do konia. Zwierzak nie zareagował na nią w żaden sposób, choć zwykle próbował gryźć lub odsuwać się od obcych. Nawet nie drgnął, kiedy dotknęła dłonią jego chrap, jedynie parsknął cicho.

- Dobry konik – głos dziewczyny był pełen uczucia – Poczekasz tu cierpliwie na swojego pana?

Koń cicho zarżał i skinął łbem.

Nie zielarka, a wiedźma, uściślił w myślach mężczyzna, zezując na stary szyld.

- Zapraszam do środka – powiedziała z krzywym uśmieszkiem czarownica, i weszła do sklepu. Chcąc, nie chcąc, musiał wejść za nią.

Wnętrze zielarni nieco go zaskoczyło. Był przyzwyczajony do ciemnych, zakurzonych miejsc, pełnych szkieletów, wypchanych zwierząt i pęczków suszonych ziół, sprawiających, że wchodzący klient krztusił się i głupiał, dając się naciągnąć na coś, czego nie potrzebował. Tutaj wszystko było... czyste. Owszem, jeden z blatów był zawalony buteleczkami i jakimiś pudełeczkami oraz pokryty różnokolorowym pyłem i siekanymi ziołami.

Dziewczyna westchnęła ciężko i powiedziała:

- Poczekajcie chwilę, panie – z kąta za szafą wyciągnęła miotłę i szmatkę, oraz otworzyła okno. Szybko i wprawnie wytarła blat i ladę, po czym wymiotła śmieci na dwór, przez drzwi wejściowe. Wszystkie ścinki, pyłki i kurz posłusznie wyleciały na ulicę. Cóż jeszcze powiesz, wiedźma...

Dziewczyna ogarnęła spojrzeniem pomieszczenie i zadowolona z efektu, stanęła za ladą.

- Czym mogę służyć?

Szybko wymienił potrzebne mu mikstury, a wiedźma zaczęła wyciągać z szaf i podawać mu potrzebne woreczki, słoiczki i buteleczki. Nawet im się nie przyglądała, po prostu sięgała po nie na półki. Kiedy skończyła, szybko naskrobała coś rysikiem na pergaminie leżącym na ladzie.

- To będzie... trzy sztuki złota, sześć srebra i... jedenaście miedziaków – powiedziała.

Odliczył potrzebną kwotę z sakiewki i podał jej pieniądze do ręki. Przypadkiem dotknął skóry jej dłoni. Jasno brązowe oczy wiedźmy przybrały błyszczący, żółty kolor. Tęczówki i źrenice wypełniły niemal całe jej oczy. Chciał cofnąć rękę ale nie zdążył. Monety rozsypały się po blacie z brzękiem, kilka z nich potoczyło się na podłogę.

SowiokaWhere stories live. Discover now