Rozdział II

1 1 0
                                    

- Aine! Hej, wiedźmo! – zawołano ją na środku ulicy, więc odwróciła się w stronę dźwięcznego, dziewczęcego głosu.

Młodą czarownicę wołała wysoka, zgrabna dziewczyna w drogiej, czerwonej sukience, uszytej według najnowszej, stołecznej mody. A przynajmniej taka moda tam jeszcze panowała, dwa tygodnie temu, gdy karawana wyruszyła z tamtych okolic. Strojnisią była dziewczyna imieniem Marianna, córka kupca, który wżenił się w rodzinę właścicieli ziemskich i posiadał w okolicy spore wpływy. Dziewcze to było marzeniem każdego kawalera w okolicy, ze względu na posag, jak i urodę.

- No chodź tutaj! Ile jeszcze będę czekać? – awanturowała się najlepsza partia w miasteczku, stojąc otoczona wianuszkiem przyjaciółek. Aine westchnęła i poczłapała w kierunku Marianny.

- Czegóż sobie panna życzy? – zapytała z przekąsem wiedźma. Czuła się źle pod kpiącym spojrzeniem dziewcząt. Wszystkie były dobrze ubrane, pięknie uczesane i wyperfumowane kwiatowymi pachnidłami.

Młoda czarownica nie była brzydka. Co najwyżej wyglądała nietypowo i mało okazale, zawsze ubrana w byle co i uczesana byle jak. Pracowała ciężko i nie trwoniła bez sensu pieniędzy na sukienki, których i tak nie miała by gdzie założyć. Najbardziej wyszukaną dla niej fryzurą był kucyk związany rzemieniem, by włosy nie przeszkadzały w mieszaniu ziół. Zawsze też była obsypana pyłem, albo drobno posiekanymi trawkami i pachniała, jak lekarski przybornik. Jednym słowem prezentowała się, jak stara szmatka do kurzu przy świątecznych obrusach.

- Powróżysz mi na narzeczonego – bardziej oznajmiła, niż zapytała Marianna.

- Niczego za darmo – Aine starała się stać prosto pod taksującymi spojrzeniami.

- A, niech ci będzie – odpowiedziała kupiecka córka i bardziej żywo, niż by chciała pokazać, sięgnęła po torebkę. Wyjęła z niej garść miedziaków i niedbałym gestem wręczyła Aine. Wiedźma zgarnęła pieniądze, jednym oczkiem przeliczyła i wsypała do kieszonki w cholewie buta.

- Na narzeczonego, tak? – Aine przybrała poważny i lekko oderwany od rzeczywistości wyraz twarzy – Daj mi swoją dłoń – powiedziała i wzięła w ręce podstawioną, ozdobioną bransoletkami i pierścionkami dłoń Marianny.

Aine zamknęła oczy, skupiła się, zaglądając w przyszłość po ścieżce.

Narzeczony... I dwie drogi do ślubu... Pierwsza: bogaty i wpływowy, ale stary mąż, wyjeżdżający często i na długo. Długie samotne wieczory z książkami, albo z coraz nowymi kochankami. Po kilku latach prawowity małżonek umrze, zostawiając po sobie (na papierze) dwóch małych synów oraz duży majątek. Tu kolejne rozwidlenie: drugie małżeństwo, jako dobra partia, bogata i jeszcze żwawa kobieta, albo niezależna dama, rekin finansjery. Ale to za daleko patrzeć, i niewiele widać...

A co tam na drugiej drodze do ślubu? No pokażcie... A to ciekawe ... Sympatyczny, młodzieniec, tylko biednie ubrany... Popatrzmy z bliska... Inkaust na czerwonej tkaninie... Ucieczka z domu... ślub w tajemnicy... Ciężka praca od podstaw, by zarobić na życie...

I co jej powiedzieć? Ślub z rozsądku, czy ślub z miłości? Nie, nie wolno niczego radzić... dziewczyna musi sama wszystko zrozumieć.

- Za kilka tygodni ty skończysz szesnaście lat, prawda? – zaczęła Aine.

- Tak, no i? – zniecierpliwiła się Marianna.

- Do tego czasu zastanów się i pomyśl, co jest dla ciebie najważniejsze w życiu. Kiedy sama się w sobie zorientujesz, pojawi się wybór.

- Jaki?

- Jaki trzeba. Nie pytaj, bo przegapisz. Ja wiem, ile mogę powiedzieć, by ci przyszłości nie zepsuć.

SowiokaWhere stories live. Discover now