- Co... Co to jest?
- To – Zahir wstrzymał konia – To właśnie jest Stolica, Parafand.
- Szczerze mówiąc, to nie zachwyca. Wygląda jak plama pleśni.
- Ale porównanie – zaśmiał się Zahir w zasłonę na twarzy. – Niestety ta wylęgarnia szczurów i zarazy, pachnie niewiele lepiej. Dlatego pałac królewski i bogate dzielnice, są budowane na zboczach wzgórz.
- Musimy więc obejrzeć te wille, które stoją wzdłuż rzeki. Tak mi powiedział.
- A wspominał, jak się willa nazywa?
- To Wierzbowy... Wierzbowa...? Oj, nie pamiętam. To ważne?
- No raczej! Wiesz ile tego tam nad rzeką stoi?! A ty nawet ulicy nie znasz! ... ! – przeklął niezrozumiale.
- Wybacz, mój wioskowy móżdżek, po prostu jeszcze nie ogarnął tego ogromu. – pokajała się – Ale... Chyba wiem, co możemy zrobić. Przejdziemy się wzdłuż ulic przy rzece, powinnam wyczuć właściwe miejsce.
-"Powinnaś"? – zapytał z przekąsem wojownik.
- No wybacz, – prychnęła – ale nauczyciele mojej magicznej szkoły wymarli, niemal całkowicie, jeszcze zanim się urodziłam. Działam po omacku i nie rozumiem wszystkich mechanizmów działania mojej mocy, a wytłumaczyć mi ich nikt nie może.
- To jak ty chcesz tej willi szukać? – Zahir dał za wygraną.
- Pamiętasz, walkę w lesie? Widzenie przyszłości to akurat moja specjalność. Jedyne, co mi naprawdę wychodzi. Jeżeli przejdziemy koło właściwego domu, to to zobaczę.
***
- Wszystko fajnie, ale... Strażnicy mogą nas zgarnąć za włóczęgostwo, albo próbę kradzieży... – powiedział Zahir, kiedy minął ich otwarty powóz z podejrzliwie przyglądającym im się szlachcicem. Mężczyzna miał się czemu przyglądać: zahiryjczyk, dziewka w spodniach i bez broni, a za nimi dreptał piękny kary ogier.
- A tu wolno zwiedzać? Chodzić zwykłym ludziom?
- Chodzić wolno, kto zabroni. Tylko żebrać i kraść nie wolno.
- To udawaj turystę – zwiedzaj.
- Prosta i bezproblemowa... – westchnął.
- A co? Trzeba ci rozhisteryzowanej baby?
- Żadnej mi nie trzeba.
Aine zmierzyła go wzrokiem.
- Uhm... – mruknęła z zastanowieniem, i przyjrzała mu się z zaciekawieniem.
- To nie to, co pomyślałaś!
- A co takiego pomyślałam? – zdziwiła się obłudnie czarownica, ale wojownik tylko zgrzytnął zębami i więcej się nie odezwał.
Szli długo szeroką ulicą. Po obu jej stronach ciągnęły się kamienne mury, żeliwne ogrodzenia i bramy szlacheckich rezydencji. Aine przyglądała się wszystkim po kolei, ale żadna brama jej się nie spodobała.
- Przecież to musi gdzieś tu być! Czuję, że to gdzieś tu, ale nic nie widzę!
Zahir się nie odezwał, tylko dalej szedł dwa kroki za nią i milczał.
- Zahir? – odwróciła się do niego – Hej no, nie obrażaj się. Przepraszam.
Mężczyzna zmilczał i wyminął ją.
- Hej, poczekaj. Proszę – spróbowała go złapać za rękę, ale się wymknął.
Dziewczyna patrzyła na plecy wojownika w zdziwieniu. W końcu poważnie się obraził. Ale dlaczego teraz? A tak właściwie, co jej głupiej strzeliło do głowy? Dlaczego cały czas kłapie paszczą? Przecież wie, jaki on jest, i prędzej czy później, i tak by się obraził. A ona go tylko drażni i prowokuje... Jakby mu było mało poniżenia, jakiego doświadczył, jako wojownik, to jeszcze dostał się pod opiekę nienormalnej, wiedźmiej smarkuli. Chociaż, kto tu kogo niańczy...
YOU ARE READING
Sowioka
FantasyPewna młoda wiedźma od zawsze ma wizje przyszłości... Jednak tym razem coś jest stanowczo nie w porządku.