Rozdział IV

1 1 0
                                    

Seamus nerwowo przechadzał się po pokoju. Po jego obliczeniach iluzoryczna wiedźma powinna się już pojawić. Chłopak dreptał od ściany do ściany, wykręcając sobie ze zdenerwowania palce, i czasem wyglądał przez okno, a to przysiadał na łóżku.

Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo się przejmuje losem nieznajomej. To znaczy, jej pojawienia się były ciekawym urozmaiceniem życia, ale nie powinny dla niego więcej znaczyć. Nie przejął się zbytnio jej stwierdzeniem, że ktoś może czyhać na jego życie. Za to jej nie pojawienie się o umówionym czasie, pomimo zapewnień, że na spotkanie przyjdzie, wywoływały w duszy młodzieńca niepokój.

Może to nie ja, tylko ona ratunku potrzebuje? Może tak jej zdolność patrzenia w przyszłość i unikania przykrości działa u niej względem jej samej?, myślał, nerwowo bawiąc się wisiorkiem z rodowym godłem, zawieszonym na szyi. Może to ja powinienem coś zrobić, żeby ją ratować? Obydwoje z nas idioci i do tego siebie warci! Dlaczego nie zapytałem gdzie mieszka i jak się nazywa? Przecież bez problemu mógłbym! I może bym teraz wiedział: martwić się tak, albo nie warto?

Nagle wiedźma pojawiła się na środku jego pokoju. Była o wiele bardziej rozczochrana i zmęczona niż zwykle.

- Nareszcie! – Seamus ucieszył się odrobinę bardziej, niż powinien – Gdzie byłaś?!

- Już prawie wiem, co ci grozi! – oświadczyła, nie zwracając na jego reakcję najmniejszej uwagi.

- Co znaczy: prawie?

- Było u mnie dzisiaj takich pięciu typów. – zaczęła tłumaczyć – Chcieli ode mnie przedmiot, który nie zachowuje się tak, jak powinien. Pomyślałam chwilę i już wiem! Kilka dni temu pewien przerażony podróżnik, płacił mi za zioła i wtedy ja mu pościg wywróżyłam. Biedak zbladł, ale po krótkim namyśle zapłacił mi. Nie pomyślałam wtedy o tym, ale za wróżbę zapłacił mi pieniędzmi z innej kieszeni. Teraz, jak odwiedziła mnie ta miła piątka, przypomniałam sobie wszystko i uważnie obejrzałam monety. Słuchaj... jeden miedziak tak silnie aurą promieniuje, że aż wstyd mi, że nie zauważyłam wcześniej! Na tej monecie jest aura, a skoro widzę ciebie, to znaczy, że twoja! Cały ten czas w bucie ją nosiłam, przy sobie trzymałam, to i mój dar z tym zaklinaniem rezonował!

Spojrzała na niego, cała aż się świecąc z dumy. Seamus patrzył na nią w zdumieniu przez chwilę, a wiedźma milczała, czekając co powie.

- A wiesz skąd... skąd moja... aura mogła się pojawić na tym miedziaku?

- Cóż... – wiedźma w zamyśleniu zakręciła w palcach kosmyk czarnych włosów. – Z mojego doświadczenia wiem, że przedmioty które są ci drogie, lub które masz przy sobie dłuższy czas, przejmują od ciebie fragment aury, ale po jakimś czasie wietrzeje... A ten amulet, hmm... – przygryzła wargę – Jak dla mnie, to twoją aurę do tego miedziaka przyczepiono zaklęciem, i to dawno, dawno temu.

- Po co ktoś miał by to robić?

- Żeby cię znaleźć, oczywiście. Ale niestety nie wiem, czemu ktoś miałby cię szukać. Przecież jesteś szlachcicem, i jeśli ktoś by chciał cię znaleźć, to wystarczy spojrzeć w księgi rodowe. Tam wszystko jest napisane. – wiedźma przechadzała się po pokoju, w zamyśleniu bawiąc się włosami.

Seamus wodził za nią spojrzeniem, kontemplując jej niezwykle niechlujny wygląd, w końcu zapytał:

- A co ci się właściwie stało?

Czarownica zatrzymała się i spojrzała na niego przekrzywiając głowę.

- No... e... Przecież mówiłam... Pojawiło się takich pięciu typów... Takich całych z siebie złowieszczych, w czarnych płaszczach, z kapturami na twarzach i uzbrojonych po zęby. Pogrozili mi bronią i po krzyczeli w swoje zadowolenie – wiedźma nagle się uśmiechnęła złowieszczo – A ja im urządziłam lekcje ujeżdżania koni. Potem, cóż, wypadało się zmyć. I mam nadzieję, że szybko mnie nie znajdą.

SowiokaWhere stories live. Discover now