Rozdział 9 Game Over

92 10 22
                                    

Siedziałam chwilę, patrząc się na Jeffa w osłupieniu. Chyba sobie jaja ze mnie robi, że takie wyzwanie wymyślił. Przecież nigdy w życiu bym tego nie zrobiła i on dobrze o tym wie. To zdecydowanie byłby cios poniżej pasa. Coś, co pozbawiłoby mnie honoru.

- Nie słyszałaś? POCAŁUJ MNIE. Oto twoje wyzwanie - powiedział z głupim uśmiechem.

- Chyba do końca oszalałeś. Przecież wiesz, że tego nie zrobię. Nawet, jeżelibyś mnie za to miał zabić. I tak z trudem mi się na Ciebie patrzy, co dopiero Cię pocałować, czy chociażby dotknąć. Rzygać chce mi się na Twój widok.

- Najtrudniejsze wyzwania są najlepsze. A i tak wiem, że Ci się podobam - mówiąc to, puścił mi oczko. Debil.

- PodobaŁEŚ - powedziałam z dużym naciskiem na ostatnią sylabę. - I to w dodatku wtedy, gdy nie poznałam Cię do końca. I wtedy byłeś w masce. A powtarzali mi, że nie ocenia się książki po okładce...

- No dobra, skoro nie zrobisz wyzwania, to dostaniesz karę. Masz wypić piwo - rozkazał z chytrym uśmiechem Jeff.

- Jezu... Ciebie już do końca pojebało! Nie będę się truć! Ale już dobrze, niech Ci będzie. Zrobię wyzwanie. Pocałuję Cię. Tylko zamknij oczy. A przepraszam, nie możesz. To zawiąż je sobie czymś, abyś nie podglądał.

- Jak sobie życzysz, me lady - odpowiedział dureń i związał sobie na oczach jakąś chustę, która leżała nieopodal.

Wszyscy zamarli w milczeniu. Widocznie nie spodziewali się tego. I wcale im się nie dziwię. Coć akurat nie planowałam go pocałować. Uśmiechnęłam się chytrze, po czym dałam Jeffowi z liścia jak najmocniej się dało. Ten w mgnieniu oka zerwał z siebie chustę i popatrzył na mnie z dużym zdziwieniem, dotykając policzka. A ja... Ja po prostu wstałam i skierowałam się na schody. Mam już dosyć tej gry. Innych poznam kiedy indziej. Chcę pobyć sama.

- Pożałujesz tego, suko! - wykrzyknął za mną, na co ja, demonstracyjnie, pokazałam mu środkowego palca.

A niech się wali. Co ja będę jakąś dzwką, że będę się całować z każdym kto popadnie? Niedoczekanie. Cham jeden i prostak. Debil. Idiota.

Gdy weszłam już po schodach na piętro, usłyszałam za sobą czyjś bieg, ale mimo to nie zatrzymywałam się. Chciałam dojść w spokoju do swojego pokoju i tam oddać się jakże interesującej czynności, jaką jest rozmyślanie nad sensem życia. Nagle ów ktoś wyskoczył przede mnie, więc musiałam się zatrzymać, aby nie zaliczyć bliskiego kontaktu z nim lub, co gorsza, z glebą.

- Co tak pędzisz? Dogonić się Ciebie nie da - powiedział blondwłosy skrzat.

Na to ja tylko prychnęłam i ruszyłam dalej. Po chwili poczułam, jak ten elf łapie mnie za rękę.

- Hej! Chcę pogadać! - krzyknął. - Chyba Ci nie zaszkodzi jedna rozmowa, co?

- No dobra. Chodź do mojego pokoju.

- Lepiej do mojego. Znając życie, Jeff pewnie zaraz będzie się do Ciebie dobijał. A więc co ty na to?

- No dobra. A tak w ogóle, to zakładając, że każdy tutaj zna moje imię, to wypadałoby Ci się przedstawić. Ja znam póki co tylko Slendermana, Jane i Jeffa.

Wiem, że to nie było zbyt miłe, tak upominać kogoś obcego, ale co z tego. Po co mam być dla nich miła? Przecież to mordercy. Oni nie mają uczuć. Raczej.

- Ach, no tak. Prawie bym zapomniał - powiedział, drapiąc się po karku. - Ben - i podał mi rękę.

- Julia - uścisnęłam ją.

Zagadka ¤Creepypasta Fanfiction¤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz