Rozdział 10 Enigma

98 10 6
                                    

- Pomóc Ci? - usłyszałam z drugiej strony.

Spojrzałam tam, skąd dochodził głos. Jego właścicielem okazał się chłopak w niebieskiej masce, jeden z tych, którzy grali w butelkę. Ręce miał w kieszeniach bluzy koloru przeciwnego do tej należącej do Jeffa. Mimo maski zakrywającej twarz wydawał się być uśmiechnięty.

- Dziękuję, ale poradzę sobie - powiedziałam uśmiechając się i szybko wstając, a wręcz podskakując.

- Tak w ogóle, jestem Jack - podał mi rękę.

- Julka - odwzajemniłam uścisk i jeszcze szerzej się uśmiechnęłam.

Dopiero teraz dostrzegłam jego brązowe włosy, porzucone w nieładzie na głowie. O jejku... Ale one ładne...

- Jakie ty masz śliczne włosy...

- Oh, serio? Em... Dzięki - powiedział drapiąc się po głowie.

Oh no... Powiedziałam to na głos. I w tym momencie głośno przeklnęłabym, ale staram się tego nie robić. I dlatego się powstrzymałam.

- Ups... To nie miało być na głos - powiedziałam i po chwili dodałam:

- Co nie zmienia faktu, że jest to najprawdziwsza prawda.

Chłopak zaśmiał się cicho, po czym nastała cisza. Oj, długa cisza. Długa i niezręczna cisza. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę bicie jego serca. Ale tylko wydawało mi się. Przecież byliśmy od siebie jakieś dwa metry, może trzy i to jest raczej nie realne.

- A Timem to się nie przejmuj - powiedział wreszcie. - No i wiesz... Ty też masz ładne, przepięknie pachnące włosy. Truskawkowe szampony są spoko.

- Aż tak bardzo to czuć? Moja siostra, choć ma bardzo dobry węch, tego nigdy nie czuła.

Byłam szczerze zdziwiona, że to poczuł. Sama, żeby wyczuć zapach tego szamponu, musiałam dosłownie włożyć nos do butelki. A i wtedy był to nikły aromat. Coś mi tu śmierdzi...

- No wiesz... Może to dlatego, że jestem chłopakiem? Sam nie wiem.

Ściemniał. Ton głosu doskonale na to wskazywał. Tylko ciekawi mnie, co takiego ukrywał. Jednak bądź co bądź nie chciałam go wprowadzać w zakłopotanie.

- No to... Em... Muszę iść - powiedział. - To pa!

Gdy się pożegnał, prawie pobiegł przez krytarz w tą stronę, gdzie wcześniej pędził ten jakiś Tim. Szkoda, że tak szybko skończyła się ta rozmowa... Póki co, daję mu jakieś 9/10, bo oczywiście maksa zostawiam dla Helena. Nawet jeśli już go nigdy nie zobaczę...

Powoli powlokłam się w stronę swojego pokoju. Otworzyłam drzwi. Zauważyłam, że wisi na nich tabliczka z moim imieniem. Gdy otworzyły się wystarczająco szeroko, okazało się, że w moim pokoju jest teraz więcej moich rzeczy, że rzeczywiście wyglądał na ,,mój". Jednak to, co mnie zadkoczyło najbardziej, to Jeff stojący z bukietem aksamitek. Kurwa.

- Co pan tutaj robi? - zapytałam obojętnie.

- Czekam na Ciebie - powiedział ruszając brwiami.

- Cóż za nagły zwrot akcji. Nawet o tym nie myśl - mówiąc to, wyszłam z pomieszczenia.

I super. I teraz nie mam gdzie się podziać. Idę na dwór. Tylko najpierw wypadałoby znaleźć drogę na dół... A tam, intuicja najlepsza. Szłam przez jakieś 10 minut, czasami trafiając w ,,ślepy korytarz", aż w końcu dotarłam do schodów. Zeszłam po nich do salonu i skierowałam się w stronę drzwi. Już miałam je otwierać, kiedy nagle przede mną pojawił się Slenderman.

Zagadka ¤Creepypasta Fanfiction¤Where stories live. Discover now