Rozdział 14 Współlokator

68 8 1
                                    

Złote nici zaczęły się do mnie zbliżać. Wiedziałam, że ktoś, kto nimi manipuluje, chce mnie schwytać.

- Jesteś od Slendermana? - zapytałam.

- Ależ nie, droga marionetko. Działam sam, nie dla tej beztwarzowej istory z bandą bezmyślnych zabójców. Mam swoje, o wiele ciekawsze metody - powiedział.

Jego głos był dosyć niski, aczkolwiek bardzo melodyjny i hipnotyzujący. Musiałam powstrzymywać się z całych sił, by nie podążyć w jego stronę.

- Nie podejdziesz do mnie? - zapytał z nutką smutku w głosie.

- Nie - odpowiedziałam.

W tym momencie nici oplotły moje nadgarstki. Poczułam, że staję się całkowicie bezwładna. Moje nogi zaczęły same z siebie iść w stronę głosu. Nie mogłam ruszyć nawet głową, mimo że z całej woli nakazywałam sobie przekręcić ją w inną stronę. Zachowałam jedynie jasność umysłu.

Moje nogi nadal szły w przeciwną stronę od tej, w którą zamierzałam wcześniej sama pójść. W końcu moja głowa się przekręciła. Ujrzałam przed sobą lewitującego męszczyznę o szarej skórze, włosach i ubraniu. Jedynie jego oczy i usta połyskiwały na złoty kolor.

- I co moja droga panno? Będziesz robić co ci tylko rozkażę.

- Nie.

- A więc proszę bardzo: oddaj mi pokłon.

Skoncentrowałam całą swoją wolę na tym, aby nie uczynić tego, co chciał, bo wiedziałam, że bądź co bądź nie tak łatwo ulegam manipulacji. W rezultacie tylko nieznacznie kiwnęłam głową.

- Tak pogrywasz? Więc zaraz zobaczysz, kto tu jest panem!

Nici na moich nadgarstach zaczęły się coraz bardziej zaciskać. Było to bardzo bolesne, ale i w pewnym sensie kojące uczucie. Biło bowiem od nich przyjemne ciepło i coś, co lekko mnie uspokajało. Na pewno miały w sobie odrobinę magii.

Podzas gdy nici zaciskały się coraz bardziej, nie ustępowałam. Zaciskałam powieki i gryzłam wargi, aby tylko nie dać się całkowicie omamić. On był jednak silniejszy. Siłą rzeczy skłoniłam się nisko. Zobaczyłam, że z moich nadgarstków cieknie krew. Będą kolejne blizny.

- Ojej, będzie cię trzeba naprawić. Kto to widział lalkę z takimi szramami? Ale przecież chyba dobrze wiesz, że za nieposłuszeństwo się płaci? Ach, zapomniałbym. Zwracaj się do mnie per ,,panie".

- Do tego mnie nie możesz zmusić. To, że panujesz nad moim ciałem nie znaczy, że panujesz również nad umysłem i duszą.

- Chcesz mieć kolejne rany? A może by tak teraz... Powiększyć ranę z przeszłości, co? Na przykład tę na szyi.

Wysłał w moją stronę kolejne złote nici. Oplotły moją szyję i powoli się zaciskały.

- Co ci to da, że mnie udusisz?

- To co zawsze: satysfakcję.

- A więc powodzenia. Mnie nie zagniesz.

Nici zaciskały się coraz mocniej. Zauważyłam, że im bardziej, tym coraz mniej było tego przyjemnego uczucia. Powoli zaczynałam tracić powietrze. No cóż. Historia lubi się powtarzać.

- To co, nadal nie będziesz posłuszna?

- Wolę zgi... nąć, niż byś sługą - powiedziałam z trudem.

- A więc wedle życzenia.

Gdy to powiedział, nici zaczęły się jeszcze szybciej zaciskać. Zaczęłam odliczać sekundy do śmierci. Zastanawiałm się, jakie to może być uczucie, zginąć. Już dawno temu pogodziłam się z wizją zakończenia życia. Jeszcze za czasów, gdy Jeff naszą klasę dręczył. To było nawet... Zabawne. To przerażenie niektórych było wręcz komiczne. A ja... Ja nigdy nikogo nie rozśmieszałam. Nigdy też jakoś bardzo się nie bałam czegokolwiek. Po prostu byłam samotną egzystencją. Świat nie załamie się po stracie jednej nijakiej dziewczyny.

Zauważyłam, że w czasie moich rozmyślań nici rozluźniały się, aż w końcu całkowicie mnie puściły. Zastanawiałam się tylko, skąd ta nagła zmiana decyzji w postępowaniu szaroskórego chłopaka. Dopiero po chwili zrozumiałam, co się stało. Przede mną stał Slenderman. Zapewne chciał mnie zabić osobiście.

- Nie zbliżaj się do niej - zwrócił się rozkazująco do chłopaka. - Ona należy do mnie.

On chyba śni. Twierdzi, że do niego należę, a nawet nie potrafi przejąć nade mną kontroli.

- Jeszcze nie widziałaś, co potrafię - usłyszałam w głowie. Nie ładnie tak podsłuchiwać.

Slenderman wyciągnął rękę i złapał mnie za ramię. W tej samej chwili znaleźliśmy się w jego gabinecie. Nie byłam zadowolona z tego, że przerwał proces mojego uśmiercania. Nie przejmowałm się tym, że bolała mnie szyja, która na dodatek krwawiła. Dlaczego on nie pozwolił mnie w końcu zabić? Czy naprawdę jestem taka ważna, żeby seryjny morderca ratował mnie, nawet jeśli to było całkowicie niepotrzebne?

- Otóż moja droga, dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. A póki co, zapomnijmy o Twoim incydencie i wróć do swojego pokoju. I uprzedzając Twoje pytania, nie. Nie uda Ci się więcej stąd uciec. Już ja tego dopilnuję. Wyjdź.

Wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu było nadzwyczaj cicho. W sumie to nie było słychać kompletnie nic. Na pewno nie była to noc, żeby wszyscy spali, bo przez okna przedostawały się promienie słońca. Która mogła być godzina? Koło dwunastej? Wcześniej? Później?

Skierowałam się do swojego pokoju. Idąc nie natknęłam się na żaden ślad ludzkiej aktywności. Aż dziwne. Gdzie mogli się podziać Ci wszyscy mordercy? Raczej nie grali w ,,Króla Ciszy". Nawet jeśli poszli na ,,łowy", to chyba nie wszyscy. Ja bym osobiście wolała bardziej wieczorem czy w nocy, ale jak kto lubi...

Otworzyłam drzwi pokoju. Zmienił się. Był lekko przemeblowany i zamiast jednego, znajdowały się w nim dwa łóżka. I po prostu super! Nie dość że żyję pod jednym dachem z zabójcami, to jeszcze będę mieć jakąś współlokatorkę. Brak mi słów.

Nie wiedziałam z kim mam zamieszkać, ale raczej ten ktoś jeszcze tu nie przybył, bo nigdzie nie było żadnych nowych rzeczy po za moimi. W szafie też było praktycznie pusto. Postanowiłam się więc przewietrzyć. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się w stronę schodów. Na dole również nikogo nie było. Wydało mi się to trochę podejrzane. Pewnie chcieli popełnić na mnie zbiorowe morderstwo.

Pociągnęłam klamkę u drzwi wejściowych. Drzwi się nie chciały otworzyć. Sprytne zagranie, Slendermanie. Ale nie. Nie będę uciekać skoro wiem, że nawet w trakcie uciecki mi nie pozwolisz zginąć. Tylko czemu tak bardzo chcesz utrzymać mnie przy życiu, co?

Udałam się do kuchni, bo w sumie trochę zgłodniałam. Rozejrzałam się, aby sprawdzić co dobrego mają. Nie było wielkiego wyboru, chociaż w zamrażalce znalazłam jednego loda w kubeczku. Bez chwili zastanowienia chwyciłam go w rękę, znalzłam jakąś łyżeczkę i udałam się spowrotem do pokoju.

Usiadłam na łóżku i zaczęłam jeść. Spoglądałam przy tym w okno, obswerwując listki drzew poruszane przez wiatr i robaki chodzące po gałęziach. Nie było słychać żadnych ptaków, czy innych zwierząt. Nic. Kompletna cisza.

Uśmiechnęłam się, przypomniając sobie frazeologizm z podstawówki ,,Cisza przed burzą". W moim przypadku zapewne tak było. Tylko ciekawe, co będzie tą burzą. Strach się bać. Zapowiada się prawdziwy huragan.

Usłyszałam ciche pukanie. Zastanowiłam się chwilę, po czym powiedziałam: ,,Wchodź". Drzwi otworzyły się powoli, a moim oczom ukazała się osoba dla której zapewne przygotowane było łóżko. I był to wpółlokator - nie współlokatorka.

Zagadka ¤Creepypasta Fanfiction¤Where stories live. Discover now