Rozdział 19

17 1 0
                                    

Nasz pobyt musieliśmy skrócić.

Dni w stadninie mijały powoli i spokojnie, ale jak wiadomo zawsze występuje cisza przed burzą.

Czyściłam moją klacz arabską z zaklejek. Chyba nikt nie dorównuje jej w brudzeniu się. Osoby z zielonej szkoły wróciły kilka dni po naszym przyjeździe. Ady, jak to ona, panoszyła się po stajni z uniesioną głową. Jeszcze zawadzi o satelitę jak będzie tak wyciągać swój globus. Przeszła obok mnie nie zaszczycając mnie spojrzeniem, ale zaraz wycofała się i weszła do boksu mojego konia.

-Oj, Alice, jesteś taka samotna... aż mi cię żal, bo Philip nawet na ciebie nie spojrzy inaczej niż na przyjaciółkę...

-Idź, bo marnujesz tlen. – wysyczałam.

-A wiesz, że od wyjazdu na szkółkę jesteśmy parą? Nareszcie dopięłam swego, a taka przyjezdna jak ty mi nie zagrozi.

-Ady, chyba się zapominasz...

-Och, Philip... cześć... tak sobie tu gawędzimy... a ciebie co tu sprowadza?

-Przyszedłem zaprosić Alice na przejażdżkę w teren, co ty na to?

-Z miłą chęcią. – uśmiechnęłam się triumfalnie to Ady i poszłam osiodłać Dratwę.

Galop. Coś co jeździec kocha całym sercem. Wiatr we włosach. Czujesz się wtedy wolny. Wraz z koniem stajecie się jednym organizmem. Coś pięknego, niesamowitego. Rytm. Tent kopyt uderzających o ziemię i śladów, które pozostawiają. Jazdy w terenie, to w skrócie coś cudownego. A zwłaszcza jak jedziesz z dobrym towarzyszem.

Po wyśmienitych galopach z Philipem wzięłam na lonżę Angela. Ogierek ślicznie galopował wokół mnie. Oczywiście on, jak to on, lubił strzelić zadem, pobrykać i narozrabiać. Wychodząc z boksu Aniołka zobaczyłam Patkę. Niby nic dziwnego, ale była nienaturalnie blada, a jej policzki błyszczały się w słońcu. Straciła równowagę i uderzyła plecami o ścianę stadniny osuwając się po niej. Podbiegłam do niej, dopiero gdy kucnęłam przy niej, podniosła czerwone i napuchnięte oczy. Dotarło do mnie co właśnie się wydarzyło.

-Zostawił mnie... dla niej... - wyszeptała.

Objęłam Pat rękami i gładziłam po włosach powtarzając, że będzie dobrze. Sama nie wierzyłam w te słowa. Huncwotka chyba podzielała moje zdanie na ten temat. Nie wiem ile tak siedziałyśmy, ale czekoladowooka podniosła się powoli, a ja zadzwoniłam po mamę, żeby po nią przyjechała. Odprowadziłam ją pod same drzwi auta szepcąc tylko jej mamie dwa słowa. „Zostawił ją". Mama Huncwoci pokiwała głową ze zrozumieniem, wsiadła i odjechała z Patką do domu.

Dziewczyna pojawiła się już następnego dnia w stadninie z wysoko podniesioną głową. Anita jeszcze siedziała w domku i opiekowała się lodówką oraz jej zawartością. Alex kiedy tylko mógł spędzał z nią czas. Nati wraz ze mną złapała nowe doświadczenia w pracy z ziemi.

Huncwotka, Natka i ja postanowiłyśmy pojechać w teren. Rozmawiałyśmy na chyba wszystkie tematy. Z naszych pogaduszek wynikło, że Natalii spodobał się pewien chłopak, czekoladowooka postanowiła poprawić swoje oceny z fizyki. Ona i fizyka, to jak ja i Phi... a nie ważne... Galopując śmiałyśmy się w najlepsze, a nasze wierzchowce wesoło rżały. Wracając do stadniny ułożyłyśmy „mini grafik" na tydzień. Huncwocia przez tydzień będzie pracowała z ziemi. Nati zajmie się końmi pod kątem ujeżdżeniowym, a ja skokowym.

Kilka dni później Anita mogła samodzielnie doczołgać się do stadniny. Oczywiście jej wierny rycerz wspierał ją swoim ramieniem. Dark i Emma radośnie powitali moją siostrzyczkę. Kiedy Anita była przy wierzchowcach ja poszłam wyczyścić i osiodłać Dratwę. Po wejściu na halę rozgrzałam klacz i puściłam ją galopem. W międzyczasie Ewa rozstawiała mały parkur dla mnie i mojego wierzchowca. Skoczyłam pierwsze koperty, a potem przeszłam do stacjonat. Na koniec udanego treningu skoczyłam szereg. Rozstępowałam klacz, po czym wróciłam z nią do stajni. Zaglądnęłam do boksu Tornada, który początkowo nieufający ludziom, dzięki naszej trójce przekonał się do innych. Wyjęłam kawałek marchewki i podałam powoli ogierowi.

-Alice, choć szybko... tam... Philipp... on...

Natalie złapała mnie za rękę i wyciągnęła ze stajni. Na podwórku można było słuchać pierwsze odgłosy kłótni. Philip krzyczał na Ady, a ona na niego. Z bełkotu słów i hałasu jaki tworzyli zrozumiałam tylko, że okularnik nie chciał, nie chce i nie będzie chciał być z taką wiedźmą jak ona. Dopiero po paru minutach Kapitan Bonny wyszła z hali i przegoniła wszystkich. Tego dnia nie chciałam spotkać ani Ady, ani Philipa. 

[][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][]

Tak sobie myślę, że na moim sweterku powinno być napisane Drama Queen, zamiast Rodeo Queen :D

~~Lirossa

Love in saddleWhere stories live. Discover now