Rozdział sześćdziesiąty: Dzień najdłuższego światła

3.4K 319 317
                                    

Notka od autorki: Ważna informacja, proszę, przeczytajcie: Począwszy od tego rozdziału zaczyna się zakończenie WCNZS, które będzie trwało aż do rozdziału siedemdziesiątego. To oznacza, między innymi, że pod koniec tego rozdziału znajduje się ZAJEBIŚCIE POTĘŻNY CLIFFHANGER, a następne dwa po nim będą niewiele lepsze. Zaraz po tym rozdziale też wszystko stanie się znacznie bardziej mroczne i nieprzyjemne. Jeśli nie lubicie cliffhangerów, albo nie lubicie czekać z napięciem przez kilka dni, to poczekajcie chwilę, zanim się za to zabierzecie. Nie będzie mi to przeszkadzało. (Spodziewam się również, że po sześćdziesiątym pierwszym rozdziale wielu ludzi po prostu rzuci ten fik w diabły i przestanie go czytać, więc, no, teges).

Oprócz tego – mam nadzieję, że Wam się spodoba! Ten ogromny tom wreszcie zbliża się ku końcowi.

---* * *---

Dokładnie rok temu, pomyślał z podziwem Harry, kiedy razem z Jamesem i Connorem szli z łódkami w rękach w kierunku fal rozbijających się o northumberlandzką plażę. Dokładnie rok temu, co do dnia, wykonaliśmy ten rytuał ostatnim razem.

Zatrzymał się na moment, żeby podnieść głowę i nacieszyć się widokami i zapachami otaczającego go świata. Mewy znów wzbijały się wysoko i zdawało się, że tego dnia było ich jakoś więcej, zupełnie jakby i one wyczuwały miniony rok i oddawały mu salut swoimi skrzekami. Fale rozbijały się o plażę i cofały z sykiem z intonacją, która stawała się Harry'emu znajoma przez sposób, w jaki zdawała się naśladować bicie jego serca. Piana lśniła oślepiająco w świetle słońca, które wyglądało, jakby siedziało na falach, wypełniając całe niebo na wschodzie oszałamiającą burzą kolorów. To było przesilenie letnie, najdłuższy dzień w roku, dzień najdłuższego światła.

Dzień trzeciego zadania.

Harry obrócił się, żeby móc iść przez chwilę tyłem i przyjrzeć się Connorowi. Ręce jego brata się nie trzęsły, nawet jeśli on sam był blady jak ściana i czasem nabierał odległego, zamyślonego spojrzenia w oczach, jakby wyobrażał sobie całą zgrozę, jaka może go niebawem przytłoczyć. Harry go za to nie winił. Ani pierwsze, ani drugie zadanie jak do tej pory nie minęło bez dodatkowych atrakcji.

Do brzegu dotarli, na szczęście, bez problemów, z czego Harry był rad. Connor nie był w tym momencie reprezentantem, a on sam nie był zmartwionym, znerwicowanym bratem. Obaj byli po prostu Potterami, słuchającymi jak James podnosi mały statek, który stworzył z okazji tegorocznego rytuału i zaczyna mówić.

– To jest święty czas. To jest czas najdłuższego Światła.

Harry z przyjemnością zauważył, że głos jego ojca był spokojniejszy niż w zeszłym roku; wtedy miał zaraz rozpocząć wakacje z synami, o których prawie nic nie wiedział, a którzy dopiero co zobaczyli na własne oczy śmierć ojca chrzestnego i przyjaciela rodziny. Teraz jednak wszyscy stali się silniejsi po wszystkim, przez co musieli przejść i ostatnio układało się między nimi coraz lepiej. Harry wiedział, że Connor zdał swoje egzaminy i pogodził się z Parvati po ich niedawnej kłótni. Jeśli tylko uda mu się przejść przez trzecie zadanie bez przynoszenia Hogwartowi hańby, to uzna to pewnie za dobre zakończenie roku.

Harry zaś...

Harry wzruszył ramionami, wchodząc za swoim ojcem do wody, która zalała mu kostki niczym mroczna magia, zachęcając go do wejścia głębiej. Też lepiej sobie radzę, a przynajmniej północne gobliny nie wysłały mi wyjców, a nadopiekuńczość Draco nie jest już tak irytująca jak była kiedyś.

– To jest poranek przesilenia letniego, czas, kiedy słońce świeci najmocniej, pokrywając świat magią w miarę wschodzenia. – James niemal wyszeptał te słowa, kładąc łódeczkę na wodzie.

Wolny człowiek nie zazna spokojuМесто, где живут истории. Откройте их для себя