Osiem

220 48 23
                                    

To był mój nowy dom. Nawet nie zauważyłem kiedy moje usta ułożyły się w szeroki uśmiech. Głęboki wdech... wydech. Powietrze było chłodne,  rześkie i czyste, a jedyny dźwięk wydawał szumiący wiatr niosący słodki zapach kwiatów. Żadnych irytujących ludzi, hałasu, krzyków. Tylko natura.
- To wszystko naprawdę należy do nas? - zapytałem Juna, odwróciłem się i stanęliśmy twarzą w twarz.
- Jeśli tylko zechcesz wszystko będzie twoje - odparł widocznie zadowolony.

Odwróciłem się i pokazałem palcem przed siebie.
- Co tam jest? - zapytałem szczerze ciekawy.
- Las
Wskazałem inny kierunek.
- A tam?
- Góry
Nie potrafiłem ukryć podekscytowania.
- A tam?
- Rzeka.

Jun cierpliwie, choć bez większych emocji odpowiadał na każde pytanie. Spędził tu mnóstwo czasu, pewnie wszystko już mu spowszedniało... ale ja to zmienię, sprawię, że znowu będzie tu szczęśliwy,

- Pójdziemy tam? - zapytałem i złapałem go za ramiona - proszę, proszę idźmy nad rzekę! Albo nie, albo w góry! Nigdy nie byłem w górach, proszę chodźmy tam! - lekko szarpałem go za ubranie jak małe dziecko proszące mamę w sklepie, żeby kupiła mu batonik.
Jun tylko się uśmiechnął, zabrał moje ręce i trzymał je w swoich.

- Będziesz miał nieskończenie wiele czasu, żeby odwiedzić każdy zakamarek i zostać tam tak długo jak chcesz. Na razie muszę ci coś pokazać. - powiedział.
- To daleko?

Zaśmiał się.
- Nie, nie martw się, tutaj nie będziesz się męczył. Chodź - objął mnie ramieniem i prowadził do tajemniczego miejsca.

Całą drogę napawałem oczy. Wszystko było takie piękne, takie idealne. Żaden kwiat nie był rozdeptany, trawa, mimo że szarozielona wyglądała zdrowo, na kamieniach nie rósł mech, nie było słońca. Zimne, bladoniebieskie światło sączyło się z nieba, tak po prostu, bez żadnego widocznego źródła.
Jednak największą radość sprawiał mi fakt, że w końcu jesteśmy razem, że te miesiące bólu i oczekiwania się opłaciły, że teraz już wszystko będzie dobrze. Szukałem w głowie wszystkich planów ułożonych w międzyczasie, w końcu będę mógł wprowadzić je w życie!
- To tutaj - powiedział Jun i zatrzymaliśmy się przed... pustką?
- Nic nie widzę - powiedziałem zaniepokojony.

Jun kiwnął głową
- Spójrz jeszcze raz.

Gdy znowu zwróciłem oczy w tamtą stronę cofnąłem się z wrażenia. Ogromny, zdobiony budynek, zajmował mi całe pole widzenia. 

- Mieszkasz tam? - zapytałem wciąż zszokowany.
- Tak, ale zaraz to będzie twoje mieszkanie.

Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że z jednopokojowego mieszkania przeniosę się do domu rozmiarów całego mieszkalnego bloku. I to wszystko było nasze.

- Chcesz wejść do środka? - zapytał Jun.
- Jasne, że tak! - krzyknąłem radośnie i prawie przebiegłem przez wejście.

Na zewnątrz i w środku wszystko wykonano z polerowanego szaroniebieskiego kamienia, od ścian po krzesła. Podszedłem do jednego z nich, chciałem je odsunąć i usiąść, ale było tak ciężkie, że nie potrafiłem przesunąć go nawet o milimetr. Jun szybko znalazł się obok i wyręczył mnie bez żadnego problemu, jakby dla niego to nic nie ważyło.

- Jeszcze trochę i też będziesz mógł wszystko przenosić - powiedział.
Uśmiechnąłem się do niego, ale on wciąż był poważny i jakby skupiony. Czeka nas dużo pracy.
- Zapytam tylko raz - zaczął - czy chcesz tu zostać?
Nad odpowiedzią nie musiałem się w ogóle zastanawiać.
- Tak - powiedziałem pewnie i popatrzyłem w górę, by spojrzeć mu w oczy - chcę tu zostać.

Uśmiechnął się i wypuścił powietrze.
Bał się, że jednak odmówię i zostawię go samego, to urocze, tyle czasu wchodził w moje sny, że powinien wiedzieć, że nigdy nie zrobiłbym czegoś tak podłego. Cieszyłem się tak samo on.
- W takim razie wstań, pójdziemy do jeszcze jednego miejsca, tak na wszelki wypadek - powiedział i wziął mnie za rękę.

Spletliśmy palce i zdumiewająco szybko poprowadził mnie do schodów. Zeszliśmy kilka poziomów w dół i przekroczyliśmy zdobioną bramę.
Za nią krył się... ogród? Korytarz pokryty roślinami od podłogi po sufit. 
Zatrzymaliśmy się i puścił mnie wolno.
- Gdzie jesteśmy - zapytałem zaskoczony
- Tutaj hoduję rośliny, to przyjaciele. Nauczyłem je słuchać poleceń.
- Słuchać poleceń?

Krzyknąłem ze strachu, gdy coś dotknęło mojej wyciągniętej ręki. Pęd bluszczu porastającego każdą ścianę jakimś sposobem nagle wyrósł tak, by owinąć mi się wokół nadgarstka.
- Ja też tak mogę? - zapytałem zachwycony.
- Będziesz mógł - odparł Jun.
Ciekawość wzięła górę i podążyłem przed siebie. Było tu jasno, wszędzie rosły kolorowe kwiaty, piękniejsze niż te na powierzchni. Jun nie odstępował mnie na krok, ale też nie protestował, gdy dotykałem liści czy podchodziłem bliżej. Moją uwagę zwróciło intensywnie niebieskie światło dochodzące zza rogu. Spojrzałem na Juna, ale nie zareagował, więc poszedłem w tamtą stronę. Nie było drugiego korytarza, po prawej miałem duże pomieszczenie, którego każdy skrawek pokrywały rośliny. Na jego końcu, na samym środku ze ściany wyrastało źródło światła, ogromny kwiat, taki sam jak te wskazujące mi w lesie drogę do groty.
- Podejdź do niego - powiedział Jun gdzieś za moimi plecami. Zrobiłbym to nawet gdyby nic nie mówił. Podszedłem i delikatnie ująłem w palce błyszczące płatki.

- Co to jest? - zapytałem zaciekawiony, ale nikt nie odpowiedział - Jun? - odwróciłem się i zamarłem.
Oddzielały nas od siebie pręty stworzone z rosnącego wszędzie bluszczu.
- Co się dzieje?! - zapytałem nagle przerażony i próbowałem je rozerwać, ale bez skutku, były zbyt grube. Chciałem się cofnąć, ale coś trzymało mnie za ręce. Oplotły je pnącza i wciągnęły tak, że moje dłonie wystawały po drugiej stronie. Poczułem jak Jun splata nasze palce. Rwący ból przeszył całe moje ciało. Nie mogłem zrobić nic, tylko krzyczeć. Miałem wrażenie, że ktoś rozrywa mnie na kawałki.
Straciłem poczucie czasu, ale chyba nie trwało to długo. Wykończony opadłem na ziemię. Ciężko dysząc spojrzałem na Juna, by dowiedzieć się co się stało i dlaczego zrobił mi krzywdę, ale Juna nie było, a po drugiej stronie krat stałem... ja.
Krzyknąłem i cofnąłem się, byle jak najdalej od tego... czegoś.
Panika narastała. Spojrzałem na swoje ręce i zauważyłem, że coś jest nie tak. Moje ubranie było białe, skóra czysta i jasna. To nie było moje ciało.
Jun nas zamienił...

- Dlaczego? - zapytałem będąc na skraju łez.
- Nie ma nic przyjemnego w samotności, nawet w miejscu tak pięknym jak to - odpowiedział bez emocji - pytałem czy chcesz tu zostać, odpowiedziałeś, że tak. Dałem ci wybór, ty podjąłeś decyzję. Będziesz wolny gdy przekroczę granicę, od teraz całe twoje życie należy do mnie - powiedział.

Rzuciłem się do prętów, próbowałem rozerwać roślinę, ale każda luka szybko zarastała. Zawyłem z frustracji.
- Chciałem tu być, ale z tobą! Oszukałeś mnie!
- Nigdy nie powiedziałem, że będziemy tu razem - odparł i zaczął się cofać.
- Legenda mówiła inaczej! - krzyknąłem zrozpaczony.
- Legendy kłamią - odparł i odszedł zostawiając mnie samego na wieczność.

KONIEC

JunHao | Lilili Yabbayحيث تعيش القصص. اكتشف الآن