10. Cholera, mam przerąbane.

4K 336 156
                                    

Mamy nową okładkę... To przyszło niespodziewanie, ale dziękujemy zaynZiamniall

Harry obudził się szczęśliwy i zamroczony jeszcze tym wszystkim co się działo wczorajszej nocy. Przeciągnął się i sięgnął dłonią, aby przytulić do siebie mniejsze ciało. Zmarszczył brwi, kiedy nie poczuł drugiego ciała. Otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju, nie było w nim nawet śladu obecności szatyna.

We wnętrzu siebie poczuł strach. Czyżby Lou żałował ich pierwszego razu? Nagle jego wzrok wyłapał małą karteczkę na sąsiedniej, pustej poduszce.

" Dostałem pilny telefon z rana, próbowałem cię budzić, ale spałeś zbyt mocno. Wszystko wyjaśnię ci później, obiecuję! Kocham cię, Louis xx"

Uspokoił się wewnętrznie i uśmiechnął delikatnie. Odłożył karteczkę na szafkę nocną i usiadł na brzegu łóżka, jego rzeczy leżały rozwalone na podłodze. Musiał jakoś wytrzymać do powrotu Louisa. W głowie pojawiał mu się obraz z ich stosunku. On właśnie zabrał kolejny pierwszy raz Louisa.

Nie powstrzymywał uśmiechu i posprzątać swoją sypialnie. Kolejne godziny mu bardzo szybko minęły. Czekał na jakiekolwiek informacje od swojego chłopaka, naprawdę chciał wiedzieć czemu zerwał się tak wcześnie.

Ale tak minęły mu kolejne dni, a on okropnie się martwił. Ne pomyślał, by pojechać do domu Tomlinsonów. Telefon miał cały czas przy sobie, nie miał humoru i wszyscy wokół mogli to swobodnie zauważyć.

Cały miesiąc, tak to już był miesiąc, bez Louisa był okropny. Nie wiedział co się stalo, jego serce bolalo z każdym dniem coraz mocniej.

Próbował skontaktować się z nim, ale na daremne. Cisza w telefonie, mailu i nawet podjechał pod dom Tomlinsonów, ale nikogo tam nie było.

W końcu przyszedł dzień, gdzie został w domu. Nie miał siły na pracę. Leżał na kanapie i nie wiedział co ze sobą zrobić, miał nawet pomysł żeby zagrać w fifę, ale nawet ona kojarzyła mu się z Louisem.

Z jękiem wstał, gdy słyszał dzwonek do drzwi. Kto mógł zakłócać jego spokój?

Miał na sobie wyciągniętą bluzę i dresy, włosy były niechlujnie związane. Z westchnięciem otworzył drzwi, układając sobie w głowie jak tego kogoś się pozbyć.

- Hazz? - Louis powiedział niepewnie, zagryzając dolną wargę.

- Lou? - brunet przetarł twarz.

- Tak... - bawił się palcami - Mogę wejść?

- Tak, tak jasne - przepuścił go z lekkim opóźnieniem w reakcji.

Szatyn niepewnie wszedł do środka.

- Chciałem do ciebie dzwonić... Ja próbowałem, ale tam gdzie znajduje się plemię, nie było zasięgu... - zaczął się tłumaczyć z niepewną miną.

- Zniknąłeś tak nagle i nie dałeś znać oprócz tej kartki - pokręcił głową.

- Ja wiem! - spojrzał na ukochanego ze łzami w oczach - Ale to było takie niespodziewane, nie mieliśmy nawet czasu by się spakować... Niemal od razu polecieliśmy do Indii.

- Tęskniłem - odparł cicho Styles.

- Ja też, bardzo bardzo - pociągnął nosem - Kocham cię Hazz.

- Też cię kocham Lou, cały czas - z jego oczu również wydostaly się łzy.

Mniejszy wpadł w silne ramiona i zaczął mu wszystko wyjaśniać. Co jakiś czas pociągając nosem.  Wiedział, że to było złe, że tak go zostawił, ale nie miał wyboru. Na ich szczęście, miłość którą się darzyli była silniejsza.

- ... Ale i tak wróciłem wcześniej, musiałem wrócić wcześniej - zamrugał, kończąc wyznanie. Nadal nie wiedział, jak ktoś mógł podpalić całą wioskę.

- Nie wiem jak wytrzymał bym kolejny miesiąc, ten był ciężki  - przyznał.

- Wiem, bardzo ciężki - odsunął się od starszego - Wróciłem do ciebie prosto z lotniska.

- Myślałem, że żałowałeś tego co się stało - odparł.

- Nie, nie mógł bym... - zagryzł nerwowo dolną wargę - Może usiądziemy? Plecy mnie strasznie bolą...

- Jasne, chcesz coś do picia? Jesteś głodny? - pytał.

- Nie nie, chcę z tobą usiąść... - nie wiedział jak wszystko ująć w słowa.

- Okej -  zaprowadził ich do salonu, gdzie usiadł na kanapie, ciągnąc młodszego na swoje kolana.

- Nie powiedziałem ci jeszcze o jendnym - zaczął się bawić loczkami starszego, nie patrząc mu w oczy.

- O czym? - przymknął oczy.

- Wróciłem wcześniej... Bo parę dni temu zacząłem się źle czuć - zaczął powoli mówić.

- Boże, Lou. Nie mów, że coś jest nie tak - złapał i ścisnął jego rękę.

- Można tak z jednej strony powiedzieć, j-ja poszedłem do lekarza, a raczej pojechałem tam do sąsiedniego miasta - spojrzał w zielone oczy, bardzo niepewnie.

- I? - ledwo przeszło mu to przez gardło.

- Jestem w ciąży, czwarty tydzień - wydukał, bardzo się bał reakcji starszego.

Harry otwierał i zamykał usta nie wiedząc co powiedzieć. Rzeczywiście nie zabezpieczyli się wtedy. Louis zagryzł dolną wargę.

- Wróciłem, ze względu na panujące tam warunki, nie chciałem skrzywdzić dziecka...

- Będę tatą - w końcu odezwał się brunet.

- Będziesz - potwierdził cicho, naprawdę nie wiedział czego mógł się spodziewać.

- Ja jestem po prostu zaskoczony, ale woah będziemy rodzicami - w końcu się uśmiechnął.

- Będziemy - niepewnie oddał uśmiech - Idziemy tak szybko Harry, ale nie żałuję. Nie będziemy młodsi.

- Też nie żałuję, jestem w wieku, w którym powinienem już mieć pierwsze dziecko - przyznał.

Louis ułożył dłoń na policzku Stylesa.

- Ale moi rodzice są na nas źli..

- Powiedziałeś rodzicom? - przełknął głośno ślinę.

- Mama ze mną była u lekarza... Oni są za "najpierw ślub, potem dzieci"...

- Cholera, mam przerąbane - westchnął, zaciskając delikatnie ręce.

- My, mamy przerąbane. Nie zdziw się, że jak wrócą, to będą nas przekonywać do szybkiego ślubu - dodał, znając ich aż za dobrze.

- Może to nie głupi pomysł - mruknął.
- Co ty mówisz? - zmarszczył brwi, poprawiając się na kolanach mężczyzny.

- Szybki, kameralny ślub. Sami najbliżsi. Mam dość wystawnych przyjęć - wzruszył ramionami.

- Harreh, nie chcę byśmy brali ślub z przymusu - pokręcił głową. Kochał go, ale myśl o wymuszonym ślubie... Przez jego rodziców, nie podobało mu się.

- Dla mnie to nie jest przymus, mógłbym wziąć z tobą ślub nawet zaraz - powiedział poważnie.

- Jesteś szalony - zachichotał i połączył ich usta. Pierwszy raz od takiego długiego czasu. Brunet mruknął na znajome uczucie i dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo mu tego brakowało. Przez ten czas byli tak sobą spragnieni, że nic dziwnego, że ponownie wylądowali kochając się przez kilka godzin.

Może i byli szaleni, ale szaleni z miłości.

~~~~~
Kola💙

I lost my heart in your eyesWhere stories live. Discover now