Rozdział VII

613 49 5
                                    


 Słyszała tylko tykanie zegara. Podobnie zresztą jak Snape. Bez najmniejszego sensu wpatrywali się oboje w twarze zebranych. Nie myśleli. Słowa do nich nie dotarły. Była cisza, nie rozpoznawalne w tym momencie twarze i zamroczony umysł. Opamiętanie przyszło nagle, tak samo jak przetrawienie informacji.

- Jak to nie żyje? - Wyjąkała Hermiona resztkami sił powstrzymując płacz.

- Znalazłem jego ciało w opuszczonym domu na Private Drive. Tam, gdzie wcześniej mieszkał. - Odpowiedział jej Karkaroff, a pozostała trójka zaczęła płakać. Najgłośniej oczywiście Hagrid.

- Dlaczego prasa jeszcze tego nie wie? - Zadała kolejne pytanie, zaczynając szlochać.

- Do zabójstwa doszło jakąś godzinę temu. Ledwo się tu aportowałem.

Hermiona nie wiedziała co ma czuć i myśleć. Jej przyjaciel, Harry Potter z którym spędziła tyle lat życia... Nie żyje. Nie umarł tak po prostu – został zabity. Czuła się wstrętnie, przytłoczona setkami emocji. Wszystkie były negatywne. Niemo płakała. Przed oczami miała wszystkie wspólne chwile. Nawet te w których się kłócili. Nagle zaczęły męczyć ją wyrzuty sumienia. Dlaczego odmawiała na każdą próbę spotkania? Dlaczego tak się od niego oddaliła? Dlaczego nie mogła jeszcze raz zobaczyć jego ucieszonej twarzy? Dlaczego... Po prostu dlaczego.

Severus natomiast był wściekły. Na siebie. Na Karkaroffa. Na Pottera. Na całe magiczne społeczeństwo. Chronił tego jednego dzieciaka nawet kiedy wiedział, że to tylko pozorna ochrona. Chciał ocalić to jedno co pozostało po Lily. Mimo to ten ośmielił się umrzeć. Zadawał sobie pytanie: Dlaczego Krum był w stanie go zabić, a Czarny Pan nie?

- Hermiono, to robi się już zbyt poważne. - Odparła podłamanym głosem dyrektorka. - Nie wiemy kim tak naprawdę jest Wiktor Krum w tej postaci. Wiemy, że chce kontynuować to co zaczął Voldemort – tu wszyscy się mimowolnie wzdrygnęli, oczywiście oprócz Snape. - Ale co my mamy zrobić? Nie wiemy nic oprócz tego. - Dyrektorka zakryła twarz dłońmi czując ogromny niepokój. Hermiona chciała już odpowiedzieć, jednak zapanowała nad impulsem.

- Przepraszam na chwilę. - Wytarła oczy w rękaw szaty i pośpiesznie opuściła pomieszczenie. Znalazła toaletę, na którą rzuciła mufliato. Odwróciła się w stronę Snape, który patrzył na nią swoim przeraźliwie obojętnym wzrokiem. - Posłuchaj, chce wznowić Zakon Feniksa.

- Ogłupiałaś? I kto będzie na jego czele? Minerwa? Karkaroff? Wood? Czy może gówniarze których tak uwielbiasz? - Parsknął zirytowany Severus.

- Ja.

Na dłuższą chwilę zapanowała cisza. Snape wpatrywał się w Hermionę próbując już chyba z przyzwyczajenia ukryć zdziwienie. Ewidentnie nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Dlatego też nie mówił nic. Ona natomiast czekała, aż przetrawi tą informacje.

- Chce dać młodym tą samą nadzieję, którą my z... - Przełknęła ślinę. - Z Harrym dostaliśmy od Zakonu. To nie może się tak zakończyć, Severusie. Nie po tylu latach. Ledwo odrosłam od ziemi, uspokoiłam się po ostatniej wojnie i ma nadejść nowa? Dobrze, niech nadejdzie. My będziemy już czekać z pełnym arsenałem do walki. - Odparła już dumnym i pewnym siebie głosem.

- Granger...

- Nie próbuj mi nawet wybijać tego z głowy. - Podniosła rękę w geście sprzeciwu.

- Granger, to za dużo dla ciebie. - Warknął.

- Dlaczego? Ktoś musi. Minerwa? Karakroff? Wood? - Zacytowała Mistrza Eliksirów z identycznym jadem w głosie jaki sam posiadał.

5 Metrów ✓Where stories live. Discover now