Epilog

728 49 22
                                    

Postanowił się upić. Miał dość rozmyślania nad tym wszystkim, dlatego postanowił się całkowicie wyłączyć z życia. Co prawda kiedy otworzył pierwszą butelkę męczyło go sumienie mówiąc mu, że przecież dali mu szanse, to czego ostatnio tak bardzo pragnął. Ale co z tego, skoro to ona go odrzuciła? Skoro drugi raz w życiu się zakochał i drugi raz został brutalnie odrzucony. Nie mógł kłamać przed samym sobą, że przecież doprowadził do tego na własne życzenie. Kolejny raz... Stracił Lily przez swoją pychę. A Hermionę przez głupotę tamtych czasów. Upił kolejny łyk i spojrzał na cztery puste butelki Ognistej walające się po podłodze. Ostatnie myśli na temat Hermiony przewijały się przez jego głowę. - Wybacz.. - Tu czknął niekontrolowanie. - Trochę ci na bałaganie w domu. Moim... - Kolejny raz mu się odbiło. - starym domu. Siedział właśnie na łóżku, w którym parę miesięcy temu spała Hermiona a on jej się przyglądał. Zastanawiał się dlaczego po tym wszystkim wybrał właśnie to miejsce by się upić. Może miał jeszcze jakąś nadzieję, że wszystko się zmieni? Nie, to na pewno nie to. Severus Snape rzadko miewał nadzieję, a ostatni raz skończył się dla niego katastrofą. Na długi czas raczej będzie miał dość tego okropnego poczucia nadziei. Usłyszał pukanie do drzwi, ale jakoś mu się nie chciało ich otwierać a tym bardziej z kimś rozmawiać. Siedział więc dalej oparty o poduszki i wlewał do ust złotawy płyn z butelki. Pukanie robiło się coraz bardziej natarczywe, ale on się tym nie przejmował. Zamknął oczy i poczuł jak świat wiruje. Tak, to było przyjemne uczucie. Z doświadczenia już wiedział, że moment zawirowań jest najprzyjemniejszy w alkoholizowaniu się. Mruknął nieświadomie ciesząc się z braku myśli na te wszystkie dręczące go tematy. - Słyszałem, że pokłóciłeś się z Granger. - Usłyszał spokojny, ale wciąż arystokratyczny ton swojego chrześniaka. Westchnął po czym warknął ze złości. Uznał, że spróbuje się podnieść, ale było to trudniejsze niż sądził. Natychmiast ugięły się pod nim kolana, a kiedy spróbował podeprzeć się dłońmi również i łokcie nie chciały z nim współpracować. Upadł więc znowu plecami na miękką pościel. Obrócił głowę i wtulił się w kołdrę. Wciągnął powietrze i poczuł cynamon z orzechem i kawą. - Zostaw mnie w spokoju. - Udało mu się wybełkotać nim zatopił się w wirze zapachu. - Na pewno nie. - Dracon podszedł do swojego wuja podniósł go i cieszył się, że nie stawiał oporów. Z resztą w jego stanie upojenia byłoby to trudne. - Otwórz usta. - Rozkazał a Snape pokręcił głową, po czym się zaśmiał. - A co, Ginny nie daje rady... - Nie dokończył swojego nieprzyzwoitego żartu, gdyż Malfoy korzystając z okazji wlał mu do ust eliksir otrzeźwiający. Gdy tu szedł był pewny, że zastanie ojca chrzestnego w takim stanie. Po pięciu minutach Severus skrzywił się – eliksir był niezwykle niesmaczny – wyrwał się Draconowi z rąk i pobiegł do łazienki. Malfoy usłyszał wymioty i westchnął. Eliksir zadziałał, więc wszystko chce uciec z organizmu, a siły natychmiast powróciły. Kiedy Snape wrócił był jeszcze bardziej blady niż zazwyczaj. - Lepiej ci? - Spytał Dracon, ale w zamian dostał zgrzyt zębami. Severus usiadł znów na łóżku łapiąc się za głowę. - Co ty tutaj do jasnej cholery robisz? - Był wściekły i chciał obrzucić swojego chrześniaka błotem. - Już mówiłem, zostałem poinformowany o twojej kłótni z Hermioną. Przyszedłem sprawdzić jak się trzymasz i dowiedzieć się trochę więcej szczegółów. - Spieprzaj... - Odwarknął starając się trzymać irytacje na wodzy. Co jak co, ale kłótnia nie była mu potrzebna. Chciał się pozbyć Draco jak najszybciej. - Wuju, co się stało, że aż tak cię to ruszyło? - Malfoy zbył pretensje ojca chrzestnego. - Nie mam zamiaru ci się zwierzać. - Snape złapał za butelki z zamiarem posprzątania z nadzieją, że Dracon da mu spokój. - A ja nie zamierzam patrzeć, jak kolejny raz się poddajesz i przez to cierpisz. - Ja się nie poddaje! - Oburzył się i wyszedł z sypialni. - A co robisz? Pokłóciłeś się z Hermioną i natychmiast poszedłeś się upić. Snape, widać gołym okiem, że lubisz Granger i że nawet sam temu nie zaprzeczasz. Mogę zrozumieć, że dyskusja była co najmniej ciężka, ale to nie oznacza że masz od razu ją sobie odpuścić. - Dracon poszedł za Severusem do kuchni, gdzie po wyrzuceniu butelek Snape oparł się ramionami o blat myśląc co odpowiedzieć chrześniakowi. - Draco... Byłem zmuszony do opowiedzenia jej najgorszej prawdy... Tego co zrobiłem... Nie mogła mi tego darować. Nie dziwię się, sam nie umiem sobie wybaczyć. - Zaśmiał się gorzko stawiając na prawdę. - Co mogłoby być tak bardzo złe, że Hermiona Granger nie jest w stanie tego wybaczyć? - Dracon zdawał się nie wierzyć swojemu wujowi. - Miriam... jest moją wnuczką. Ale nie dlatego, że chciałem mieć dziecko... - Wuju, wpadka to nic złego... - Zgwałciłem niewinną dziewczynę! - Krzyknął Severus zdając sobie sprawę z konsekwencji. Czuł, że i Draco się od niego odwróci. Ale wiedział też, że kiedyś w końcu musi ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Cisza pomiędzy dwójką ślizgonów trwała zbyt długo, by mogła świadczyć o czymś pozytywnym. Snape nie zamierzał jednak stać jak kołek. Wypierając wszelkie uczucia, albo raczej kryjąc je znów za maską obojętności złapał za drzwiczki lodówki i otworzył ją. Zlustrował półki bijąc się w myślach za swoją głupotę. Hermiony nie było w mieszkaniu ponad pół roku, więc czego on się spodziewał? Oczywiście, że lodówka będzie pusta. Zamknął drzwi z kwaśną miną i mechanicznie spojrzał na chłopaka, którego chciał zbyć. Malfoy wciąż stał z szeroko otwartymi oczami wpatrując się w Severusa. - Ja... nie wiem co mam powiedzieć. - Wymamrotał blondyn. - Najlepiej to co myślisz. Nie oczekuję ani zrozumienia ani wybaczenia. Wiem, że na to... - Chyba pierwszy raz okażę się bardziej wyrozumiały od Granger. Rozumiem i nie mam do ciebie żadnych pretensji. - Wypalił nagle Draco wciąż jednak będąc zamyślonym. Severus spojrzał na niego jak na kretyna. - Gwałt da się zrozumieć i wybaczyć? To chyba nie są moje czasy, skoro tak uważasz. - Snape zdecydowanie był samym sobą obrzydzony. - Nie, nie da. Ale da się zrozumieć i wybaczyć ludzką słabość i ułomność... - Nie powinieneś być księdzem w mugolskim świecie? Bo powiem ci z takimi argumentami miałbyś niezłe słuchowisko. - Warknął Snape. - Nie sądzę, czy bym dobrze wyglądał w sukience. Prędzej ty, w końcu czarna i długa. - Kiedy ze stoickim spokojem Draco odparował atak Severusa ten poczuł się kolejny raz przegranym. Ale nie mógł zaprzeczyć, że szybka dygresja z chrześniakiem poprawiła mu humor. - Severusie, posłuchaj. Nie mnie oceniać czy zasługujesz na wybaczenie Hermiony czy nie. - Zaczął znów poważnie Dracon. Snape stwierdził, że chrześniak zdecydowanie zbyt wydoroślał. Tak, da się ZBYT wydorośleć. - To twoja sprawa czy dasz jej odejść czy nie. Nie jestem pewny czy dobrze myślę, ale zaryzykuję i spytam: kochasz ją? W tym momencie w brzuchu Snape poczuł ucisk. Coś mu się skręcało na samą myśl o miłości. Nie dlatego, że się nią brzydził. Ale dlatego, że jej się bał. Był dorosły i powinien zachowywać się dojrzale. Ale paradoksalnie dorośli ludzie tak wiele w życiu doświadczyli, że trudno im jest poddawać się emocjom. Severus był właśnie w momencie, w którym uczucia skumulowały się. Jednocześnie chcąc zgnieść od zewnątrz i rozerwać od wewnątrz. - Ja... - Snape chciał odpowiedzieć, ale jedynie zaczął szybciej oddychać. Draco zauważył jego przyspieszony oddech i drgające źrenice. - Odpowiedź sobie na to pytanie jak najszybciej. Jeszcze możesz coś zmienić. Później może być za późno. Bez najmniejszego słowa pożegnania Dracon opuścił mieszkanie Hermiony/Severusa. Pozostawił byłego właściciela w konsternacji. Snape przeklął pod nosem, uderzył pięścią o blat i poszedł do sypialni z nadzieją na znalezienie ostatniej, w połowie upitej butelki Whisky. Zaczął poszukiwania od samego łóżka, ale nie znalazł tam swojego trunku. Pod łóżkiem też go nie było. Kiedy sięgał powoli do szafy usłyszał trzaskanie drzwiami. Pomyślał sobie, że Dracon zechce jednak coś jeszcze dodać do swoich rad. - Zrozumiałem co chciałeś mi powiedzieć! - Krzyknął po czym nie usłyszał odpowiedzi. Zaczął się zastanawiać, czy chłopak jednak sobie odpuścił i poszedł na dobre. Odwrócił się z zamiarem sprawdzenia swoich przypuszczeń, ale zamiast Dracona zastał Minervę siedzącą na łóżku i wpatrującą się w widok za oknem. - A ty co tu robisz? Granger jest przecież w Hogwarcie. - Spytał z nadzieją, że nie przyszła z tego samego powodu co jego chrześniak. - Przyszłam do ciebie Severusie. Mam problem. - Co prawda nie była to wymarzona przez Nietoperza odpowiedź, ale nie wybrzydzał. Mogło być gorzej. - Ale nie myśl, że ominie cię spowiedź z kłótni z Hermioną. - Spojrzała na niego hardo, a on zawył w duchu. - Skąd wy w ogóle wiecie gdzie mnie szukać!? - Zapytał wściekły. - Zawsze tu wracałeś, kiedy było ci gorzej. Draco już tu był? - W Severusie zawrzało. - Dobrze rozumiem, że wy się umówiliście by mnie dręczyć? - Usiadł z wrażenia koło kobiety. - Oczywiście ty skretyniały, zakompleksiony bałwanie! - Wrzasnęła na przyjaciele i uderzyła go w głowę. Mężczyzna był zbyt zdziwiony by uchylić się od dłoni. - Ostrzegam cię sflaczały balonie... - To ja cię ostrzegam! Nie będę patrzeć jak znów zakopujesz się w odmętach.. - To się odwróć! Nie uszczęśliwiajcie mnie na siłę! Pojmijcie w końcu, że ja i Hermiona to dwie różne bajki. Nie oczekujcie, że dokonamy niemożliwego. - Wy, czy ty? Nie wiem o co się pokłóciliście, ale zaufaj mi. Hermiona jest w stanie wybaczyć ci wszystko. Pytanie, czy ty również. - Snape prychnął z pogardą. - Wybaczyć? Jest w stanie mi wszystko wybaczyć? Minerwa... Wybaczyłabyś Charliemu, gdyby powiedział ci, że zgwałcił kogoś? Po czym kazał tej osobie żyć ze świadomością takiego wydarzenia? Mało tego, miał dziecko z gwałtu? O które w żaden sposób nie umiał i nie chciał zadbać? Wybaczyłabyś? Byłabyś w stanie z nim być, pokochać go? - W przypływie emocji przyznał się do oczekiwań jakie miał w stosunku do Hermiony, co zabolało go tak samo jak pytanie Dracona. - Wybaczyłabym. - Kobieta odpowiedziała prawie od razu. Potrzebowała zaledwie chwili, by dotarły do niej jego słowa ale nawet nie przejęła się ich sensem. - Wybaczyłabym. Pokochałabym i pomogła przejść przez cierpienie związane z wyrzutami sumienia. Chciałabym pomóc odbudować mu jego świat i chciała być jego częścią. - Przecież... - To przeszłość Severusie. Nie cofniesz jej. A czasem z tych niezbyt szlachetnych, nieprzemyślanych czynów może urodzić się coś pięknego. Severusie, sam mi to zawsze powtarzałeś. Nie możesz patrzeć w wstecz. Nie możesz przed każdą przeszkodą rozważać ucieczki. Niszczysz siebie i ją. Znowu. Zapanowała chwila ciszy. Snape nigdy by się do tego nie przyznał, ale poczuł się znów jak pierwszoroczny ochrzaniony za źle rzucone zaklęcie. Minerwa miała racje. Mówiła prawdę o której on zapomniał. Ale czy było go stać na dalszą walkę? Miał się przecież już poddać. - Powiesz mi w końcu co takiego stało się u ciebie, że potrzebujesz mojej pomocy? - Zmienił temat zakładając ręce na piersi. - Charlie... Znowu rozmawialiśmy o nas. - Zaczęła rozumiejąc, by dać mężczyźnie czas na rozważania. - Wciąż się boisz? - Snape choć znany pod pseudonimem "Dupek z Lochów" miał serce, które kazało mu natychmiast złagodzić ton głosu. - Nie chce zostawiać ich samych. Nawet jeśli wiem, że dadzą sobie radę. - Pieprzysz. Nigdzie się nie wybierasz, a oni i tak nigdzie by cię nie puścili. - Minerwa uśmiechnęła się delikatnie. - Nie mają w tej kwestii nic do powiedzenia. Tak samo jak ja... - Głos jakby powoli jej się załamywał. - Śmierć przyjdzie po każdego. Wcześniej czy później. Będą musieli oglądać twojego trupa no i trudno. Taka kolej rzeczy. Ale co chcesz zrobić by to zmienić? Ucieczka będzie lepsza? Zaszycie się z dala od rodziny? Naprawdę myślisz, że w ten sposób będą mniej cierpieć? - Ja... wiem to. Ale chyba mnie to przerasta. - Minerwa schowała twarz w dłoniach. - Mogłabyś wiedzieć jeszcze jedno. - Zauważył Snape, a kobieta spojrzała na niego zaciekawiona. - Jesteś jebaną hipokrytką. - Ton miał oczywiście taki jakby mówił o pogodzie. - Słucham!? - McGonagall szczerze się oburzyła. - Masz czelność pouczać mnie co do Hermiony, co do niszczenia sobie przyszłości a sama ze strachu chcesz uciekać? Wychodzi z ciebie typowy, bezmyślny gryfon. Odważna kiedy nie trzeba. Mało tego oczekujesz, że ja ci pomogę. Chybaś zwariowała! Ogarnij się lepiej kobieto i zacznij patrzeć na to co masz z wdzięcznością niż ze strachem. O ciebie przynajmniej ktoś walczy, ktoś kogo kochasz. Za to dla ciebie to wciąż za mało. - Ja jestem hipokrytką? Być może, ale ty również. Niby co teraz robisz? Uciekasz, za mało ci tego że Hermiona tak dużo jest w stanie dla ciebie poświecić. Naprawdę jesteś tak ślepy by tego nie zauważyć? - Kobieta postanowiła skonfrontować się z przyjacielem. - Może jestem ślepy, ale na pewno nie głuchy. To ona zakończyła naszą znajomość, nie ja. Jestem winny, rozumiem to. Ale to ona podjęła decyzje czy mi wybaczy czy nie. Podziękowała mi za współpracę i pożegnała się. Nie chrzań mi więc o tym ile jest w stanie mi wybaczyć, bo nie zrobiła tego! A ty masz jeszcze szanse więc wynoś się do Charliego i swojego syna i ciesz się tym co masz bo nie każdy miał taką szansę! Severus był wściekły. Ewidentnie pochłaniał go gniew i rozżalenie. Czuł się źle, bardzo źle a Minerwa tylko dorzucała cierpień na jego barki. Nie wiedział już co ma robić. Był w totalnym rozpadzie, utknął gdzieś po środku desperacji a załamaniem się - Severusie... Przykro mi to słyszeć... - Bo dla mnie jest powód do świętowania... - Zakpił i znów zaczął szukać alkoholu. - Przykro mi słyszeć jakim bałwanem jesteś. - Snape skołowało. - Przed chwilą powiedziałem Ci jasno jak wygląda sytuacja, a ty uważasz mnie za bałwana? - Oczywiście. Jasnym jest, że nie znasz się na kobietach. To, że powiedziałeś jej prawdę nie oznacza, że od razu da ci serce na talerzu. Jest w stanie ci wybaczyć, ale musisz jej wpierw pokazać, że zależy ci na jej wybaczeniu. - Wyjaśniła Minerwa, a Snape uniósł brew. - Twoim zdaniem oczekuje, że będę błagał ją na kolanach? - Nie rozśmieszaj mnie, Hermiona dobrze wie że za bardzo uwłaczałoby to twojej dumie. Ale nie musisz przed nią klękać by jej to okazać. Skoro tak dobrze cię zna, to będzie wiedzieć kiedy na swój własny sposób prosisz ją o wybaczenie. - Zatem co twoim zdaniem miałbym zrobić? - Snape coraz bardziej się irytował. On chciał tylko w spokoju zapić smutki... - Przed chwilą ci powiedziałam. Pokaż jej, po swojemu. Schowaj dumę do kieszeni i pójdź do niej. Mimo całej tej rozmowy Severus wciąż nie mógł się przemóc. Dlatego też obiecał Minerwie, że przemyśli jej słowa. Kobieta choć nie zadowolona odpuściła i wróciła do Hogwartu. Snape za to pozostawiony sam chciał w końcu normalnie się napić. Zaczął znów szukać aż w końcu znalazł butelkę o dziwo na widoku, w kącie pokoju. Sięgnął po nią i zamierzał pociągnąć spory łyk. Kiedy jednak przyłożył szyjkę butelki do ust zastygł. Między czym on jeszcze się zastanawiał? Albo zapije się w końcu na śmierć, albo jeszcze raz zawalczy o Hermionę. Przecież tu nie ma między czym wybierać! Butelka wypadła mu z rąk, a on opuścił najpierw sypialnie, a potem mieszkanie na szybko je zabezpieczając. Schował się w bocznej uliczce po czym aportował tuż przed bramy Hogwartu.**** Najmłodsza nauczycielka w gronie pedagogicznym Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart skończyła właśnie prowadzić swoje zajęcia i poważnie podchodziła do sprawy ucieczki od swoich uczuć. Nie miała jednak pojęcia jak to zrobić. Nie chciała sięgać po butelkę. Nie miała też na tyle dużo pracy, by oderwać się od myśli. Spacery czy inne takie tylko by pogorszyły sprawę. Myślała też by spróbować po prostu zasnąć, ale wciąż powracająca scena rozpadu znajomości z człowiekiem w którym się zakochała nie pozwoliłaby jej na to. Dlatego też krążyła po salonie w lochach i zastanawiała się jak rozbroić jej wewnętrzną bombę. Kiedy myślała,  że nic jej już nie pomoże zaskoczyło ją natarczywe pukanie do drzwi. Nie spodziewała się gości, nie powinno też być już żadnych niespodziewanych ataków wymagających jej interwencji a uczniowie zdecydowanie nie byliby na tyle bezczelni by walić do jej drzwi. Ciekawa co też mogło się wydarzyć i kto stoi po drugiej stronie otworzyła drzwi. Nikt przez nie nie wpadł, jednak zdziwiona zmarszczyła brwi na widok odzianego w czarne szaty, z lekka zdyszanego mężczyzny. On zaś zdawał się być z jednej strony zdeterminowany, ale z drugiej niepewny. - Gr... - Zaczął ale szybko odchrząknął. - Hermiono, skończyłaś już pracę na dziś? - Spytał dziwnym, niezdecydowanym tonem. - Owszem, jednakże chyba jasno się wyraziłam, że nie mamy o czym rozmawiać. - Choć wewnętrznie krzyczała by wszedł do środka na zewnątrz nie umiała tak łatwo mu odpuścić. - Ja jednak uważam inaczej. Pozwolisz ze mną? - Spytał grzecznie, jednak bardziej brzmiało to jak rozkaz. Nie chciała się zgodzić. Ledwo kiedy zauważył, że dziewczyna chce się sprzeciwić złapał za jej ramię i pociągnął w stronę schodów. Poczuł dziwne mrowienie w palcach, a potem w sercu. Pierwszy raz od tak dawna jej dotknął i nie bolało go to. Nie trzymał jej mocno, dlatego też szybko wyrwała się z jego uścisku. - Nie jestem szmacianą lalką, co ty sobie wyobrażasz?! - Wrzasnęła na niego, a on spojrzał groźnie. - Więc rusz profesorskie cztery litery i choć ze mną. - Warknął a ona wpierw chciała zaoponować, aż w końcu dostrzegła w jego oczach tego Snape, którego pokochała. Dlatego też kiwnęła głową i ruszyła za nim. Wyszli z Hogwartu i udali się do punktu aportacyjnego. Snape podał jej ramię, a ona chwyciła się go z lekką rezerwa ale i dziwnym zadowoleniem. Poczuła dziwny ucisk w brzuchu a chwilę później stał tuż przed dobrze znanym jej wzgórzem. - Dlaczego... - Zaczęła ale uciszył ją szybko. - Po prostu chodź. Wspięli się na Klif Samobójców, gdzie po przekroczeniu granicy lasu poczuli oboje tą dziwną, oplatającą ich umysły magię. Stanęli tuż przy samym skraju, gdzie Snape zaczął wpatrywać się w horyzont, a Granger w jego zaciętą twarz. Zastanawiała się co chce jej powiedzieć, że przyprowadził ją aż tutaj. - Naprawdę często tu bywałem... - Zaczął po chwili ciszy wciąż nie odrywając wzroku od załamania nieba i wody. - Zawsze nabierałem nadziei. Na nowo miałem siłę i zdecydowanie więcej odwagi. Dlatego też tu chciałem z tobą porozmawiać. - O co chodzi? - Próbowała być oschła, jednak miejsce to sprawiało, że nie umiała okłamać nawet siebie. - Dużo razem przeszliśmy. Bardzo dużo. I nie ważne jak bardzo mnie denerwowałaś tyle samo dawałaś mi szczęścia. - Hermione kolokwialnie mówiąc zamurowało. - Severusie... - Trudno mi za cokolwiek przeprosić. Trudno też powiedzieć wszystko to co czuję. Ale jestem w stanie powiedzieć chociaż to, że nie chce zrywać tej znajomości. Możesz być na mnie wściekła, możesz przez resztę życia wypominać mi to wszystko co zrobiłem. Ale do jasnej cholery chce byś dalej zatruwała mi życie swoją szopą na głowie, irytującymi pytaniami i proszącym o pomstę bezdyskusyjnym charakterem. - Wywarczał, jednak spojrzał na nią z nadzieją, że zrozumie. Nie była pewna w tym momencie niczego. Nie wiedziała też na ile może mieć nadziei a na ile powinna uderzyć się w głowę. Kogo słuchać – czy rozumu czy serca – też nie wiedziała. Spojrzała więc na horyzont, zamknęła oczy i poczuła jak samotna łza spływa jej po policzku. - Jesteś kretynem, dupkiem, starym niereformowalnym zrzędą... - Wytarła łzę. Odwróciła się w jego stronę i zaskakując Severusa wtuliła się w niego. - Ale za bardzo pragnęłam się do ciebie chociaż przytulić. Zaryzykowała. Był z nią szczery, bardziej otwarty niż kiedykolwiek ale mimo to bała się jego reakcji. Dlatego trzymała jego zesztywniałe ciało czując jak coraz więcej łez pragnie się z niej wydostać. Spodziewała się najgorszego, jednak zamiast tego on się rozluźnił. - Jestem bardziej pazerny niż ty. - Wypowiedział spokojnie delikatnie odsuwając ją na parę centymetrów tylko po to by unieść jej podbródek. - Ja pragnę więcej. Nie umiał powiedzieć więcej, ale potrafił więcej zrobić. Dlatego też schylił się i delikatnie pocałował Hermionę. Była zaskoczona, nawet bardzo. Jednak szybko się opamiętała i oddała pocałunek bojąc się, że jej ucieknie. Zdążyła, a Severus przepełniony pierwszy raz w życiu radością jedną dłonią przytrzymywał ją w pasie, a drugą wplótł w jej włosy przyciągając ją jeszcze bliżej. Po takim długim czasie pięć metrów przestało ich w końcu dzielić. Nie tylko ich ciała, ale także i serca. Granica przestała w końcu być przeszkodą. Nareszcie obnażyli swoje pragnienia. Ich historia przyjęła nareszcie prawidłowy tor i czuli że ktoś tam na górze ich obserwuje. Nie mylili się. Przez magiczną taflę obserwowała ich dwójka siwych już czarodziejów grających w szachy przy czarno-białych wrotach. Dumbledore uśmiechnął się zadowolony z przebiegu sytuacji na ziemi. Grindenwald natomiast zrobił obrażoną minę po czym machnął ręką i rozmył obraz. - To jest niesprawiedliwe. - Założył ręce na piersiach i wpatrywał się w ułożenie pionków przed sobą. - Co takiego mój drogi? - Spytał Albus wciąż beztrosko ruszając swoim skoczkiem. - My nie dostaliśmy drugiej szansy. - Odparł dawny czarnoksiężnik. - Gel, nie była nam pisana tam na ziemi. - A im niby z jakiej racji jest pisana? - Przejechał po białych włosach dłonią. - Dlatego, że my możemy spełniać się tutaj. - Odparł ale Gelert zdawał się nie być przekonanym. - Twój ruch. - Uśmiechnął się dobrotliwie. Grindenwald nie zamierzał jednak wykonać ruchu. Zlustrował Albusa, uśmiechnął się cwanie pod nosem po czym przewrócił własnego króla. Wstał i nachylił się nad stołem. - Chyba masz racje. - Wyszeptał, po czym namiętnie pocałował ukochanego. - I właśnie nadciągnął kolejny klient. - Obrócił się w kierunku drogi, którą zmierzała przyciemniona postać. - Pozwolisz ze mną? Znów zamachnął się i szachy zniknęły. Podał dłoń Albusowi kłaniając się dostojnie. Dumbledore zachichotał, jednak podał mu dłoń i razem, ramię w ramię ruszyli osądzić kolejnego grzesznika. THE END

5 Metrów ✓Where stories live. Discover now