Rozdział 19

4.1K 118 15
                                    

Szkoła w Wenecji jest jak każda inna szkoła, niczym się nie różni. No, chyba że milionem zbędnych zasad, które i tak każdy łamie.
A tak naprawdę?
Może i niczym się nie różni, ale jest do dupy.
Włoski temperament nie jest dla mnie. Rozumiem, że uczniowie lubią łamać zasady, ale nauczyciele? Krzyczą na siebie o byle powód, ba nawet bez powodu. A ja głupia myślałam, że to w mojej szkole jest patola.

— Znów zły dzień? — dochodzi do mnie głos z kuchni, gdy trzaskam za sobą drzwiami. Mrucząc pod nosem, staje w progu kuchni i z miną mordercy opieram się o framugę.

— Zjesz coś?

— Ty to masz fajnie, całymi dniami siedzisz sobie tutaj i nic nie robisz.

— Wypraszam sobie! Ja nic nie robię? A kto całymi dniami stoi przy garach?

— Wiesz, każdy głupi umie gotować mrożonki. — skarcił mnie srogim spojrzeniem.

— Ja wiem, że ta szkoła cię denerwuje, ale nie musisz się na mnie wyżywać!

— To na kim mam się wyżywać? Tylko ty jesteś pod ręką. — Luck podchodzi do mnie z gniewem wypisanym na twarzy, przyciska mnie do ściany i całuje.

— Jak już tak bardzo chcesz się na mnie wyżyć, to może w inny sposób? — uśmiecha się zadziornie.

— Ty to byś każdy konflikt kończył seksem. Wiesz, poza nim istnieje jeszcze inne życie. — odsuwam go od siebie i wciąż z gniewną miną, siadam przy stole, odwrócona do niego plecami.

— Lubię takie dziewczyny — odwracam się w jego stronę i patrzę niezrozumiale.

— Co? — znów do mnie podszedł. Jedną rękę położył na stole, drugą zaś na oparciu krzesła, nie dając mi sposobu na ucieczkę.

— Takie ostre, sprzeciwiające się, piękne

— Nie kokietuj — uśmiecham się oschle, po czym smutnieje i spuszczam wzrok. — Ja tam umrę albo w najlepszym wypadku dostane nerwicy.

— Jeszcze tylko dwa miesiące...

— AŻ DWA MIESIĄCE! — pocałował mnie czule w czoło i zaczął głaskać kciukiem po moim policzku.

— Dasz radę, nie jesteś słaba. — tym razem pocałował mnie w usta. Od razu odwzajemniłam pocałunek, ale niestety, przerwał nam jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i się skrzywił.

— Muszę odebrać. — mówi ponuro i wychodzi z kuchni.

Obiad zjadłam sama, Luck był zbyt zajęty tym „tajemniczym” telefonem. Rozmawia już z godzinę, a ja coraz bardziej się zastanawiam, z kim rozmawia i o czym?
Kiedy wkładam brudne naczynia do zlewu, w progu staje Luck z wymuszonym uśmiechem. Nie mogę się powstrzymać i pytam:

— Kto dzwonił? — patrzę na niego badawczo, oparta o zlew.

— Zjadłaś już? — próbuję zmienić temat, ale nie ze mną te numery.

— Nie odwracaj kota ogonem.

— Nie odwracam żadnego kota...

— Okej, nie moja sprawa! — uśmiechając się ponuro, omijam go i idę w stronę swojej sypialni. Tak jak się spodziewałam, Luck łapie mnie za rękę i zatrzymuje.

— Nie obrażaj się.

— Ile razy mam ci to mówić? — wyrywam się z jego uścisku — nie obrażam się, ja tylko w spokoju przeżywam moją chwilę nienawiści do ciebie.

— Nie mam do ciebie sił...

— Uwierz mi ja do ciebie też. — i znikam za drzwiami swojej sypialni.

Nie mogę Cię kochać ✔Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora