Rozdział 27

2.8K 89 2
                                    

Dlaczego on tak długo mnie okłamywał? Nie jestem bez winy, też go okłamywałam, ale ja go nie śledziłam. Ufałam mu i wierzyłam w jego słowa, nawet kiedy mój szósty zmysł mówił mi, że kłamie. Jestem rozdarta. Chcę mu wybaczyć, ale nie wiem, czy potrafię, nie wiem, czy mam na tyle sił, by zapomnieć, zwłaszcza teraz kiedy wszystko tak bardzo się popieprzyło.

— Eve! — czuję lekkie szarpnięcie. Sama nie wiem, kiedy odpłynęłam i przestałam kontaktować z rzeczywistością.

— Co mamo?

— Od pięciu minut staram się ci powiedzieć, że muszę jechać do pracy, ale przyjdzie do ciebie pan Luck.

— Po co!? — reaguje trochę za nerwowo. Jeszcze tego mi brakowało, żeby on tutaj przyszedł. Mama przez ciążę stała się bardziej wyczulona i czuję, że jest coś nie tak. Patrzy na mnie chwilę tak jakby w oczekiwaniu. Ja jednak czekam, aż to ona odpowie na moje pytanie. W końcu odpuszcza i uśmiecha się jak wcześniej.

— Po tym, co się ostatnio stało, nie mogę zostawić cię samej w domu, przynajmniej jeszcze nie teraz.

— Mamo jestem dorosła i nie potrzebuje niańki! — mama staje naprzeciw mnie, gładzi ręką po brzuchu i uśmiecha się przebiegle.

— Wiem, że nie jesteś dzieckiem, ale chciałabym ci przypomnieć, że kilka dni temu porwali cię z domu w środku dnia. Wiem też, że nie potrzebujesz niańki, ale korepetytor przed maturą ci się przyda.

Teraz już nie mam żadnych wątpliwości, że wszystkie swoje „złe” cechy odziedziczyłam po mamie. Dlaczego ona zawsze musi mieć rację? I dlaczego musi mi przypominać o tych cholernych egzaminach już wystarczająco dużo mam problemów.
Nie zdążyłam nawet wyrazić sprzeciwu co do pomysłu mamy z tymi korkami, bo zadzwonił dzwonek. Mama ruszyła w stronę wyjścia z mojego pokoju.

— Dlaczego właśnie on ma być moim korepetytorem? — zdążyłam zadać to pytanie, zanim wyszła z mojego pokoju.

— Sama mi powiedz, dlaczego właśnie jego wybrałaś? — uśmiecha się znacząco i już wiem, że ona o wszystkim wie.

Kiedy wyszła, położyłam się na łóżku i zastanawiałam się co mu powiedzieć. Co on mi powie. Jeżeli przeprosi to, czy mu wybaczyć? Czy w ogóle przeprosi? Może nawet nie będzie wiedzieć, za co i co wtedy? Nawrzeszczę na niego, ale co to da? Muszę wszytko dobrze przemyśleć, tylko czy będę mieć na to czas?

— Ekhem... — spojrzeć w jego stronę czy może dalej udawać, że coś robię? Mama nie przyszła tutaj z nim, bo zaraz pewnie by coś powiedziała, odnoście naszego spotykania się.

— Eve? — rzuca niepewnie. Zarzucam na swoją twarz fałszywy uśmiech, choć tak naprawdę mam ochotę nawrzeszczeć na niego i się rozpłakać.

— No to, czego mnie dziś PAN korepetytor pouczy? — mówię, jakbyśmy się nie znali.

— Możemy pogadać? — kiedy patrzę w jego oczy, uśmiech zaczyna znikać.

— Cały czas rozmawiamy. — chwilę patrzymy sobie w oczy, ale potem on spuszcza wzrok i zaczyna drapać się po karku. W odpowiedniej chwili to zrobił, bo powoli wymiękałam i zaczęłabym płakać. Co się z tobą stało Eve?

— Chciałem porozmawiać o nas. A raczej, czy jeszcze istnieje coś takiego jak „my” ?

— Mam lepsze pytanie: czy w ogóle istniało coś takiego jak „my”?

— Przepraszam... — widzę, że żałuję tego, co zrobił, ale ja nie mogę mu tak po prostu wybaczyć. Chociaż powinnam i wiem, że to zrobię, ale nie teraz. Nie mogę mu dać całkowitej satysfakcji, że mnie zmienił.

Nie mogę Cię kochać ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz