Byłam pewna, że znam to miejsce.
Ściany,obrazy, lustra.
Takznałam to miejsce, jednak wyglądało inaczej, niż w mojej pamięci.
Zapewnetak wyglądało za czasów swojej świetności.
Stałamsama w sali balowej, zachwycając się jej pięknem.
Marmuroweściany w kolorze kości słoniowej i wiszące na nich lustra,ogromny fortepian naprzeciwko mnie i kryształowy żyrandol wiszącyu sufitu, zapewne u każdego wywołałyby zachwyt, jednak ja czułamcoś jeszcze, niepokój, że w ogóle nie powinno mnie Tu być,wywołujące dreszcze przechodzące po moim ciele, jednakże nawetstrach nie był w stanie skłonić mnie do odejścia. Postanowiłamzostać.
Poczułamczyjś oddech na swoich plecach i przeszył mnie dreszcz.
Powoliodwróciłam się za siebie i natychmiast lęk zniknął, ustępującmiejsca, bezgranicznemu szczęściu, wdzięczności inieprzemijającej miłości.
Przedemną znów stał mój ukochany, taki jakim go zapamiętałam,kochałam i na którego czekałam.
Jesteś – wyszeptałam.
Jestem i już nigdzie nie pójdę – odpowiedział, uśmiechając się szeroko.
Wyciągnąłdo mnie rękę, na znak, abym do Niego podeszła. Bez sprzeciwuzbliżyłam się, tak jak zechciał, wówczas mocno uścisnął mniew pasie, a dłonią drugiej ręki objął moją dłoń. Zaczęliśmytańczyć, przy fortepianie znikąd, niespodziewanie pojawił sięmężczyzna, który zaczął na nim grać. Z wiszących na ścianachluster wyszły pary, aby dołączyć do nas w walcu. Nareszcie byłamszczęśliwa, uśmiechałam się do Eryka, całkowicie mu siępoddając i pozwalając, by mnie prowadził, nie tylko w tańcu, alei przez życie.
Pochwili muzyka ucichła, Eryk ukłonił się, składając na mejdłoni czuły pocałunek.
Chciałabym, aby ta chwila mogła trwać wiecznie – wyszeptałam, tonąc z zachwytem w jego objęciach.
Ja również, bardzo bym tego chciał, niestety teraz muszę już odejść- stwierdził tak po prostu, odsuwając mnie od siebie i tym samym odtrącając mnie po raz kolejny.
Niemoże mnie znów opuścić. Nie po tym, co razem przeżyliśmy. -powiedziałam w myślach, czując jak świat ponownie wali Mi siępod nogami.
Niezdołam przeżyć naszego rozstania po raz drugi. Nie gdy zostawiaMnie w ten sposób – pomyślałam z niezbitą pewnością, że tymrazem nie przetrwam rozstania.
Chwyciłamgo za rękę, ratując się na siłę, nie chcąc pozwolić muodejść, lecz moje próby w niczym Mi nie pomogły, był zbyt silny,bym mogła Go przy sobie zatrzymać, wyrwał się z mojego uścisku iodszedł, wciąż się do mnie uśmiechając, a wraz z nimopustoszała także cała sala jak z bajki, zniknęły meble itańczący kochankowie, stałam sama, wśród zgliszczy patrząc naobdrapane ściany i zniszczone drzwi.
Oprzytomniałam,zrozumiałam, że tym razem nie mogę się poddać, otworzyłam zrozmachem drzwi, wybiegłam na korytarz, a następnie na zewnątrz.
Wiatrwiał mi prosto w twarz, kaleczyły mnie kolce róż, kwitnących poobu stronach alei, wręcz zagradzały mi przejście, jakby chciałymnie pochłonąć i pochować żywcem, tym samym na wieki odgradząjącMnie od słońca. Pomimo ran zadawanych przez kolce i duszących łez,szłam przed siebie, bez przerwy, chwytając powietrze.
Pomimociemności i zimna, nie zamierzałam zrezygnować, nie chciałamzawrócić, bo wiedziałam, że mam zbyt wiele do stracenia.
Niebacząc na nic, podążałam przed siebie, szukając w ciemnościEryka.
Zahaczyłamo coś nogą, potknęłam się i upadłam. Wysunęłam rękę, chcącsprawdzić, co leży na ziemi. Wyczułam jakiś przedmiot irozpoznałam za pomocą dotyku kontury czyjeś twarzy. Byłaprzeraźliwie zimna, wręcz twarda i obca, nie jak twarz żyjącejosoby.
Zniżyłamdłoń i wyczułam dziurę, w miejscu, gdzie zazwyczaj usytuowanejest serce.
Terazto miejsce było puste.
Dostrzegłamz oddali światło, które stawało się coraz wyraźniejsze wraz zupływającym czasem.
Ucieszyłamsię, że ktoś się do mnie zbliża i zamarłam w uśmiechu, gdyokazało się ,że to Mojra.
Skierowała światło na leżący obok mnie przedmiot iokazało się, że to rzeźba, wyglądająca zupełnie jak mój Eryk,tylko bez serca.
Mój ukochany – powiedziałam, dotykając ze łzami w oczach, jego bladej, kamiennej twarzy i przykładając głowę do jego pustej klatki piersiowej.
Zobacz sama, co uczyniła twoja miłość i gdzie jest twój ukochany. On nigdy już nie będzie Twój. - stwierdziła Mojra bez litości.
Obudziłamsię ocierając łzy.
To nie prawda, to nie moja wina – stwierdziłam, usilnie próbując przekonać samą siebie, że to prawda.
Byłambezradna i samotna.
Pewnajedynie tego, że nie mam, już na co czekać, nie mam już nic dostracenia.
YOU ARE READING
To nie zbrodnia Cię kochać. Druga część Rodu wampirów.
FantasyJak wiele zniesie zakochany człowiek. Jak długo przetrwa. A co jesli, jest on w połowie wampirem?