Nienazwana, część 2.

13 0 0
                                    

Byłam pewna, że znam to miejsce.

Ściany,obrazy, lustra.

Takznałam to miejsce, jednak wyglądało inaczej, niż w mojej pamięci.

Zapewnetak wyglądało za czasów swojej świetności.

Stałamsama w sali balowej, zachwycając się jej pięknem.

Marmuroweściany w kolorze kości słoniowej i wiszące na nich lustra,ogromny fortepian naprzeciwko mnie i kryształowy żyrandol wiszącyu sufitu, zapewne u każdego wywołałyby zachwyt, jednak ja czułamcoś jeszcze, niepokój, że w ogóle nie powinno mnie Tu być,wywołujące dreszcze przechodzące po moim ciele, jednakże nawetstrach nie był w stanie skłonić mnie do odejścia. Postanowiłamzostać.

Poczułamczyjś oddech na swoich plecach i przeszył mnie dreszcz.

Powoliodwróciłam się za siebie i natychmiast lęk zniknął, ustępującmiejsca, bezgranicznemu szczęściu, wdzięczności inieprzemijającej miłości.


Przedemną znów stał mój ukochany, taki jakim go zapamiętałam,kochałam i na którego czekałam.


Jesteś – wyszeptałam.


Jestem i już nigdzie nie pójdę – odpowiedział, uśmiechając się szeroko.


Wyciągnąłdo mnie rękę, na znak, abym do Niego podeszła. Bez sprzeciwuzbliżyłam się, tak jak zechciał, wówczas mocno uścisnął mniew pasie, a dłonią drugiej ręki objął moją dłoń. Zaczęliśmytańczyć, przy fortepianie znikąd, niespodziewanie pojawił sięmężczyzna, który zaczął na nim grać. Z wiszących na ścianachluster wyszły pary, aby dołączyć do nas w walcu. Nareszcie byłamszczęśliwa, uśmiechałam się do Eryka, całkowicie mu siępoddając i pozwalając, by mnie prowadził, nie tylko w tańcu, alei przez życie.

Pochwili muzyka ucichła, Eryk ukłonił się, składając na mejdłoni czuły pocałunek.

Chciałabym, aby ta chwila mogła trwać wiecznie – wyszeptałam, tonąc z zachwytem w jego objęciach.


Ja również, bardzo bym tego chciał, niestety teraz muszę już odejść- stwierdził tak po prostu, odsuwając mnie od siebie i tym samym odtrącając mnie po raz kolejny.


Niemoże mnie znów opuścić. Nie po tym, co razem przeżyliśmy. -powiedziałam w myślach, czując jak świat ponownie wali Mi siępod nogami.


Niezdołam przeżyć naszego rozstania po raz drugi. Nie gdy zostawiaMnie w ten sposób – pomyślałam z niezbitą pewnością, że tymrazem nie przetrwam rozstania.


Chwyciłamgo za rękę, ratując się na siłę, nie chcąc pozwolić muodejść, lecz moje próby w niczym Mi nie pomogły, był zbyt silny,bym mogła Go przy sobie zatrzymać, wyrwał się z mojego uścisku iodszedł, wciąż się do mnie uśmiechając, a wraz z nimopustoszała także cała sala jak z bajki, zniknęły meble itańczący kochankowie, stałam sama, wśród zgliszczy patrząc naobdrapane ściany i zniszczone drzwi.


Oprzytomniałam,zrozumiałam, że tym razem nie mogę się poddać, otworzyłam zrozmachem drzwi, wybiegłam na korytarz, a następnie na zewnątrz.

Wiatrwiał mi prosto w twarz, kaleczyły mnie kolce róż, kwitnących poobu stronach alei, wręcz zagradzały mi przejście, jakby chciałymnie pochłonąć i pochować żywcem, tym samym na wieki odgradząjącMnie od słońca. Pomimo ran zadawanych przez kolce i duszących łez,szłam przed siebie, bez przerwy, chwytając powietrze.

Pomimociemności i zimna, nie zamierzałam zrezygnować, nie chciałamzawrócić, bo wiedziałam, że mam zbyt wiele do stracenia.


Niebacząc na nic, podążałam przed siebie, szukając w ciemnościEryka.


Zahaczyłamo coś nogą, potknęłam się i upadłam. Wysunęłam rękę, chcącsprawdzić, co leży na ziemi. Wyczułam jakiś przedmiot irozpoznałam za pomocą dotyku kontury czyjeś twarzy. Byłaprzeraźliwie zimna, wręcz twarda i obca, nie jak twarz żyjącejosoby.

Zniżyłamdłoń i wyczułam dziurę, w miejscu, gdzie zazwyczaj usytuowanejest serce.

Terazto miejsce było puste.

Dostrzegłamz oddali światło, które stawało się coraz wyraźniejsze wraz zupływającym czasem.

Ucieszyłamsię, że ktoś się do mnie zbliża i zamarłam w uśmiechu, gdyokazało się ,że to Mojra. 

Skierowała światło na leżący obok mnie przedmiot iokazało się, że to rzeźba, wyglądająca zupełnie jak mój Eryk,tylko bez serca.


Mój ukochany – powiedziałam, dotykając ze łzami w oczach, jego bladej, kamiennej twarzy i przykładając głowę do jego pustej klatki piersiowej.


Zobacz sama, co uczyniła twoja miłość i gdzie jest twój ukochany. On nigdy już nie będzie Twój. - stwierdziła Mojra bez litości.


Obudziłamsię ocierając łzy.


To nie prawda, to nie moja wina – stwierdziłam, usilnie próbując przekonać samą siebie, że to prawda.


Byłambezradna i samotna.

Pewnajedynie tego, że nie mam, już na co czekać, nie mam już nic dostracenia.







To nie zbrodnia Cię kochać. Druga część Rodu wampirów.Where stories live. Discover now