*Adrien*
Co może mnie obudzić o trzeciej w nocy?
Marinette i jej nocne-poranne mdłości.
Powie mi ktoś ile to trwa?
Dobrze, że ja nie muszę przez to przechodzić.
Granatowłosa wróciła do łóżka i położyła się na swoim miejscu.
Niestety plecami do mnie, ale dzięki temu mogłem objąć ją ręką i położyłem dłoń na jej brzuchu.
Zacząłem kreślić na nim kółka i głaskać go.
Chciałem przenieść się trochę wyżej ale zostałem dość gwałtownie odrzucony przez dłoń Marinette.
-Przestań.
-Ej, spokojnie. Chciałem się tylko poprzytulać.
-Poprzytulać. Wy wszyscy traktujecie mnie jak inkubator dla "wspaniałego potomka rodziny Agreste".
-Nieprawda.
-Nie? Ty i twoja rodzinka i te pytania "kiedy dziecko" "jesteś w ciąży". Ha! Że ja też wcześniej nie zrozumiałam, że to tylko o to chodzi.
-No bo to nie o to chodzi. Mari no przestań, chyba nie będziemy się o tej porze kłócić.
-Ja się nie kłócę, wyrażam tylko swoje zdanie. Dobranoc!
-Ty i te twoje humorki.
-Coś jeszcze?!
-Dobranoc.
Przekręciłem się na drugi bok i przykryłem kołdrą.
Zaczynam mieć już dość.
Mam nadzieję, że to jest przejściowe.
***
Rano znowu to samo.
Są jakieś tabletki na poranne mdłości?
-Zostań w domu.
-Po co?
-Źle się czujesz.
-Bardzo dobrze się czuję, czuję się wręcz zaje***cie. Jeszcze lepiej się poczuję gdy ci przywalę jak się zaraz nie zamkniesz.
No dobra to się robi nie do wytrzymania.
-Co ja ci zrobiłem?
-Czepiasz się.
-Nie czepiam się, tylko się martwię.
-To przestań, bo nie ma o co.
-Dobra, ale jak coś ci się jeszcze stanie to nie pytam o pozwolenie tylko od razu wiozę cię do lekarza.
-No zobaczymy jeszcze.
***
Jak zwykle moje przeczucia okazały się trafne.
Granatowłosa podeszła do okna i uchyliła jej.
Zapewne robi jej się duszno.
Przy okazji zrzuciła kwiatka z parapetu bo coś upadło na podłogę.
-A nie mówi..
Odwróciłem się w jej stronę i okazało się, że to nie doniczka spadła na ziemię.
-Matko Boska!
Podbiegłem do niej i podniosłem jej głowę.
-Jestem. Po co mnie wołałeś?
Mama?
-Nie wołałem cię, ale skoro tu jesteś to mi pomóż.
Podniosłem Marinette i położyłem ją na kanapie.
-Co tu się stało?
-Nie wiem. Zemdlała, zasłabła albo coś w tym stylu. Ty mi lepiej powiedz co ja mam robić.
-Poczekaj! Zaraz wracam!
Blondynka czym prędzej wyszła z pomieszczenia i jeszcze szybciej wróciła razem ze swoja torebką.
Zaczęła wyciągać z niej jakieś dziwne przedmioty, aż w końcu wyjęła niewielką buteleczkę z brązowego szkła, odkręciła ją i przystawiła do nosa Marinette.
O dziwo zadziałało.
-Chyba nawet nie chcę pytać co w tym jest.
-Lepiej żebyś nie wiedział.
Ze szklanego stoliczka stojącego obok wziąłem szklankę z wodą i podałem ją granatowłosej.
Gdy już się lepiej poczuła podałem jej płaszcz z wieszaka.
-Po co mi to?
-Mówiłem ci, że jak tylko gorzej się poczujesz to jedziemy do lekarza,
-Daj spokój, to normalne.
-Może i normalne ale nie tak przez cały czas.
-Skoro ja nie mogę przemówić ci do rozumu to może chociaż ten lekarz to zrobi. Dawaj ten płaszcz.
-------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału ale kompletnie nie miałam weny.
YOU ARE READING
|Miraculum: Ślub od pierwszego wejrzenia|AU|
FanfictionAlya uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Rozerzała się i szybko zamknęła je z powrotem. -O K**WA! -Aż tak źle? -Źle? Jest za**biście. Mulatka poprawiła włosy koleżance i wepchnęła ją do środka. Gdy Marinette zobaczyła swojego przyszłego męża nie wi...