#39

3.3K 287 77
                                    

*Adrien*

Co może mnie obudzić o trzeciej w nocy?

Marinette i jej nocne-poranne mdłości.

Powie mi ktoś ile to trwa?

Dobrze, że ja nie muszę przez to przechodzić.

Granatowłosa wróciła do łóżka i położyła się na swoim miejscu.

Niestety plecami do mnie, ale dzięki temu mogłem objąć ją ręką i położyłem dłoń na jej brzuchu.

Zacząłem kreślić na nim kółka i głaskać go.

Chciałem przenieść się trochę wyżej ale zostałem dość gwałtownie odrzucony przez dłoń Marinette.

-Przestań.

-Ej, spokojnie. Chciałem się tylko poprzytulać.

-Poprzytulać. Wy wszyscy traktujecie mnie jak inkubator dla "wspaniałego potomka rodziny Agreste".

-Nieprawda.

-Nie? Ty i twoja rodzinka i te pytania "kiedy dziecko" "jesteś w ciąży". Ha! Że ja też wcześniej nie zrozumiałam, że to tylko o to chodzi.

-No bo to nie o to chodzi. Mari no przestań, chyba nie będziemy się o tej porze kłócić.

-Ja się nie kłócę, wyrażam tylko swoje zdanie. Dobranoc!

-Ty i te twoje humorki.

-Coś jeszcze?!

-Dobranoc.

Przekręciłem się na drugi bok i przykryłem kołdrą.

Zaczynam mieć już dość.

Mam nadzieję, że to jest przejściowe.

***

Rano znowu to samo.

Są jakieś tabletki na poranne mdłości?

-Zostań w domu.

-Po co?

-Źle się czujesz.

-Bardzo dobrze się czuję, czuję się wręcz zaje***cie. Jeszcze lepiej się poczuję gdy ci przywalę jak się zaraz nie zamkniesz.

No dobra to się robi nie do wytrzymania.

-Co ja ci zrobiłem?

-Czepiasz się.

-Nie czepiam się, tylko się martwię.

-To przestań, bo nie ma o co.

-Dobra, ale jak coś ci się jeszcze stanie to nie pytam o pozwolenie tylko od razu wiozę cię do lekarza.

-No zobaczymy jeszcze.

***

Jak zwykle moje przeczucia okazały się trafne.

Granatowłosa podeszła do okna i uchyliła jej.

Zapewne robi jej się duszno.

Przy okazji zrzuciła kwiatka z parapetu bo coś upadło na podłogę.

-A nie mówi..

Odwróciłem się w jej stronę i okazało się, że to nie doniczka spadła na ziemię.

-Matko Boska!

Podbiegłem do niej i podniosłem jej głowę.

-Jestem. Po co mnie wołałeś?

Mama?

-Nie wołałem cię, ale skoro tu jesteś to mi pomóż.

Podniosłem Marinette i położyłem ją na kanapie.

-Co tu się stało?

-Nie wiem. Zemdlała, zasłabła albo coś w tym stylu. Ty mi lepiej powiedz co ja mam robić.

-Poczekaj! Zaraz wracam!

Blondynka czym prędzej wyszła z pomieszczenia i jeszcze szybciej wróciła razem ze swoja torebką.

Zaczęła wyciągać z niej jakieś dziwne przedmioty, aż  w końcu wyjęła niewielką buteleczkę z brązowego szkła, odkręciła ją i przystawiła do nosa Marinette.

O dziwo zadziałało.

-Chyba nawet nie chcę pytać co w tym jest.

-Lepiej żebyś nie wiedział.

Ze szklanego stoliczka stojącego obok wziąłem szklankę z wodą i podałem ją granatowłosej.

Gdy już się lepiej poczuła podałem jej płaszcz z wieszaka.

-Po co mi to?

-Mówiłem ci, że jak tylko gorzej się poczujesz to jedziemy do lekarza,

-Daj spokój, to normalne.

-Może i normalne ale nie tak przez cały czas.

-Skoro ja nie mogę przemówić ci do rozumu to może chociaż ten lekarz to zrobi. Dawaj ten płaszcz.

-------------------------------------------------------------

Wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału ale kompletnie nie miałam weny.


|Miraculum: Ślub od pierwszego wejrzenia|AU|Where stories live. Discover now