Ulga

3.5K 307 182
                                    

Obcasy jego czarnych butów postukiwały o kocie łby, gdy idąc w stronę domu ciotki silił się aby nie biec. Nagły impuls, którego Gellert nie potrafił wytłumaczyć sprawił, że chciał natychmiast znaleźć się jak najdalej od Albusa. Jednak nie chcąc sprawiać wrażenia uciekającego z domu Dumbledorów musiał iść względnie spokojnie. Znał ludzi i wiedział, że już i tak ich rodziny są ostatnio na ustach wszystkich w Dolinie Godryka.

Przekraczając próg usłyszał odgłosy krzątaniny w kuchni. Westchnął domyślając się, że to Bathilda szykuje obiad. Ta kobieta miała irytujący zwyczaj jedzenia obiadu nie później niż o pierwszej, a zaczynała go gotować tuż po śniadaniu, a czasem nawet przed. Przeszedł do pomieszczenia, w którym Bagshot przeglądała książkę kucharską i wbijała jaja do sporej metalowej miski mugolskim sposobem. Postawił kilka kroków w jej kierunku i położył dłoń na ramieniu ciotki, która niemal podskoczyła czując ten dotyk.

- Ach, to ty Gellercie- powiedziała odwracając się i kładąc dłoń na sercu. - Nie usłyszałam jak wchodziłeś.

- Przepraszam ciociu, nie chciałem cię przestraszyć- burknął pod nosem. Nie miał ochoty na rozmowę, ale mógł się do niej zmusić, bo wszystko było w tamtym momencie lepsze od rozmyślań o uczuciach jakie żywił do Albusa.

- Jak poszło tobie i Albusowi? Przeczytaliście wszystko?

Bathilda nie wiedziała nic o związku chłopców i aby tak pozostało Grindelwald wymawiał się najczęściej wspólną nauką. Tym razem powiedział, że mają zamiar przeczytać kilka książek, które Dumbledorowi udało się wypożyczyć z Londyńskiej biblioteki. Na jego szczęście ta łatwowierna kobieta pewnie nie wpadła nawet na pomysł, że ci dwaj niezwykle zdolni, inteligentni i spokojni chłopcy mogliby robić cokolwiek innego.

- Została nam jeszcze jedna- skłamał bez mrugnięcia okiem. Nie były to wymyślne kłamstwa, więc nie przykładał do nich większej uwagi. Zdarzało mu się zełgać w ważniejszych kwestiach.

- To dobrze, nieprawdaż?- zapytała ze swoim zwykłym nieznikającym z twarzy uśmiechem, którym Gellerta obdarzała nadzwyczaj często. Chłopak skinął głową.- Mam wrażenie, że jesteś nie w sosie. Mylę się mój drogi?

- Nie ciociu, nie mylisz się- sapnął blondyn opadając na krzesło kuchenne.

Dopiero gdy to zrobił kobieta ujrzała zmiany w jego wyglądzie. Widząc dwukolorowe tęczówki okolone białymi rzęsami wpierw zakryła usta oboma dłońmi, strącając przy tym książkę kucharską z blatu, a następnie kilka razy wezwała Boga, wymieniła części ciała lub inne elementy znanych czarodziejów, aż w końcu wyrwało jej się przekleństwo. Musiała oprzeć się rękami o blat aby nie upaść. Grindelwald nie do końca pewien jak powinien się zachować, instynktownie zerwał się  z krzesła i chwycił szklankę, aby nalać do niej wody z dzbanka stojącego na stole. Mało brakowało, a by go strącił chcąc zrobić to jak najszybciej. Podał wodę kobiecie i podtrzymał ją, gdy piła.

- Co ci się stało?- zapytała, gdy już nieco ochłonęła.

- Miałem koszmar, a rano Albus zauważył, że coś jest nie tak- odpowiedział szybko uprzedzając kolejne pytania, które jak zauważył cisnęły się na usta Bathildy.- Nie do końca wiem co się stało.

Gellert poczuł na policzku smukłą dłoń krewnej. Jak zwykle zbyt przejmowała się rzeczami, które nie wymagały tak wielkiej ilości uwagi jaką im poświęcała. Blondyn starając się to zignorować przymknął oczy i pochylił głowę.

- Och, z tym trzeba iść do lekarza. Zaraz idziemy do szpitala- powiedziała zdecydowanym tonem i już chciała iść, zapewne poszukać proszku Fiuu, ale Gellert złapał ją mocno za ramię skutecznie zatrzymując w miejscu.

《Przysięga》Grindeldore Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz