Kłótnia

2.3K 235 138
                                    

Po uspokojeniu Ariany Aberforth, który jak się okazało obserwował ich przez dłuższą chwilę, zrobił niezłą awanturę. Musiała ona być cicha, ponieważ krzyki drażniły Ari.

- Ty nieodpowiedzialny bałwanie- wysyczał najmłodszy z nich przez zaciśnięte zęby. Słowa kierował do brata.

- Skąd miałem wiedzieć, że coś takiego może się stać- jęknął wciąż załamany sytuacją Albus.

- To może trzeba było trochę pomyśleć. Ach nie, przepraszam, zapomniałem, że teraz myślisz tylko o tyłku Grindelwalda- skomentował zjadliwie jego brat.

- Chyba coś ci mówiłem bezczelny...- zaczął rozwścieczony Gellert obejmując Albusa w pasie ochronnym gestem.

- Błagam, Gell, nie teraz- wyszeptał Al nachylając się w stronę blondyna, który energicznie pokręcił głową przecząco.

- Nie, Al, on powinien traktować cię jak należy- warknął coraz bardziej zły Grindelwald.

- Gellert, proszę, później o tym porozmawiamy, teraz muszę załatwić to z nim w cztery oczy- starszy Dumbledore patrzył w oczy ukochanego z rozgoryczeniem.

- Ekhem, ja tu dalej jestem- Aberforth założył ręce na piersi. Był wściekły, że tak o nim sobie rozmawiają, gdy stał tuż obok.

Gellert chciał zabić go wzrokiem, ale nie powiodło mu się. Jedynie wywołał u chłopaka grymas obrzydzenia na twarzy. Wolał nie mieszać się dalej w tą kłótnię zakładając, że przebywając w pobliżu jedynie zagęszcza atmosferę. Bał się, że jeszcze chwila i nie wytrzyma bez rzucenia klątwy na Aberfortha. I tak miał plan spędzić tą noc w domu ciotki. Sypianie codziennie u Albusa mogło zacząć się wydawać podejrzane.

- Ja chyba już pójdę Al- wymamrotał wściekły na całą sytuację i pochylił się aby pocałować rumiany z emocji policzek Albusa, który nie zdążył nawet zaprotestować.- Napiszę później najdroższy.

Słysząc ostatnie słowo młodszy z braci zawrzał jak woda w czajniku. Gellert mijając go zastanawiał się kiedy pójdzie mu para uszami. Zanim wyszedł z salonu, Grindelwald usłyszał jeszcze przejmujące jęknięcie ukochanego, który stracił orientację w sytuacji.

Deski pod stopami blondyna skrzypiały, gdy szedł szerokim korytarzem prowadzącym do frontowych drzwi domu. Zignorował głosy dochodzące z pomieszczenia, które chwilę temu opuścił i z obojętną miną maszerował przez hall. Był około czterech kroków od drzwi, gdy stanął jak wryty. Ariana zastąpiła mu drogę. Lekko potargane włosy burzyły piękny wizerunek normalnej, zadbanej dziewczynki. Łzy połyskiwały w jej dużych, błękitnych oczach. Grindelwald myślał, że dziewczynka jest na górze, w swoim pokoju, gdzie miał ją odprowadzić Aberforth po nieprzyjemnym zajściu i nie miał pojęcia jakim cudem Ari znalazła się w tamtym miejscu niezauważona przez ich trójkę. Schody na piętro znajdowały się tuż obok salonu, gdzie chłopcy prowadzili zaciętą dyskusję.

- Myślałem, że jesteś na górze- uniósł palec w stronę sufitu wyuczonym przez doświadczenie gestem. Podszedł do niej powoli i uklęknął na jedno kolano. Był od dziewczyny niewiele niższy w takiej pozycji, więc spoglądała na niego lekko z góry.

- Czy to przeze mnie się kłócicie?- zapytała i samotna łza spłynęła po jej policzku zostawiając mokrą ścieżkę. Gellert otarł jej łzę kciukiem i pozostawił ciepłą dłoń na policzku gładkim jak u porcelanowej lalki.

- Nie. Spokojnie Ari, to nie twoja wina- uśmiechnął się do dziewczyny.

Polubił Arianę od pierwszego spotkania. Ta dziewczyna, mimo niezrównoważenia, miała w oczach inteligentny błysk, tak jak jej najstarszy brat. Poza tym Grindelwald miał nadzieję, że nietypowy rodzaj magii Ariany może okazać się przydatny. Bracia Dumbledore starali się ukryć jej zdolności nawet przed nim, ale nieraz przyuważył jak rożne przedmioty lewitowały obok niej, gdy nie mieściły się w jej rękach. Raz jadł u nich śniadanie po nocy spędzonej z Albusem i zobaczył jak cudzy gniew wpływa na blondynkę. Aberforth wściekły wydarł się wtedy na brata, oskarżając go o lekceważenie siostry oraz jego samego i oddalanie się od rodziny. Na stole przed Arianą stał kosz jabłek z ich ogrodu. Oczy dziewczyny zasnuły się szarością i wszystkie owoce eksplodowały do wtóru jej pisku, wszystkich opryskał sok. Gellert podejrzewał, że okna poszły by w drobny mak, gdyby Albusa i Aberforth nie podeszli do niej i nie zaczęli uspokajać. Byli obyci z takimi sytuacjami, Al opowiadał mu, że w podobnym, aczkolwiek o wiele silniejszym wybuchu zginęła ich matka.

《Przysięga》Grindeldore Where stories live. Discover now