1. "Leć, kaczuszko!" to niezbyt dobre zaklęcie

1.1K 89 378
                                    

MUSIAŁAM *odnosi się do wideo z końca rozdziału*.

Pierwsza linijka tego rozdziału tłumaczy wszystko. Także tego, no. Przyzwyczajajcie się, że główny bohater tegoż "eposu" jest pysznym serkiem-przekąską ¯\_(ツ)_/¯

I tak, Kieran mi tego nigdy nie wybaczy.

Zapraszam!

– Kiri! Kiiriii!

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

– Kiri! Kiiriii!

Niechętnie otworzyłem oczy. Wesołe piski dobiegały zza okna, z podwórza. Paskudne "skrzaty" zapewne znowu chciały się bawić. Tylko dlaczego musiały to robić przed południem, zawsze gdy odsypiałem nocne zajęcia?!

Przekręciłem się na drugi bok w nadziei że uznają mnie za nieobecnego, ale śmiech i wesołe nawoływania jedynie się wzmogły, a ja już wybiłem się ze snu, więc ze złością wstałem, złapałem pełne wody wiadro i chlusnąłem jego zawartością przez otwarte okno. Sądząc po pełnych oburzenia fukaniach, trafiłem w przynajmniej jednego natręta. Wychyliłem się nad parapetem i ze złośliwym uśmieszkiem zawołałem:

– I co, nauczycie się w końcu szacunku do śpiących?!

Grupka zebranych piętro niżej dzieciaków zaśmiała się tylko i wznowiła wołania. Westchnąłem ponuro. I jak tu żyć z bandą szczeniaków na karku? Z zamyśleniem wpatrzyłem się w niebo. Słońce świeciło wesoło, jasno dając znać, że żadna chmura nie ma z nim szans. W powietrzu unosił się zapach kwiatów i mydlin, pewnie ktoś niedaleko robił pranie. Teraz, gdy już rozbudziłem się nagłym zrywem, miękkie pielesze straciły nieco na swoim uroku. Uznałem, że równie dobrze mogę pójść do kuchni i zwędzić coś wartego tak dumnej nazwy jak śniadanie.

Związałem przydługie kudły w niechlujny ogonek, ubrałem się i obmyłem twarz resztką wody z wiadra. Zimne krople złośliwie cisnące się za kołnierzyk koszuli zmyły resztki snu. Biorąc pod uwagę, że przez okres nowiu praktycznie codziennie spędzałem większość nocy na obserwacji gwiazd, ilość pozostałego na sen czasu kurczyła się do marnych czterech czy pięciu świec, więc być może rezygnowanie z dodatkowej drzemki nie było najmądrzejszą decyzją, ale uznałem, że jakoś nadrobię to kiedy indziej.

No chyba że Mistrzyni się wścieknie i każe mi iść spać wcześniej, zupełnie ignorując fakt, że zupełny nów obu księżyców na raz zdarzał się zaledwie dwa razy w roku, a tylko wtedy można było obserwować niektóre konstelacje, że nie wspomnę o pojedynczych, mających rzekomo magiczne właściwości gwiazdach.

Z werwą otworzyłem drzwi, nie mogąc się doczekać, aż wreszcie upoluję bułeczkę czy dwie. Wczorajsza kolacja zdecydowanie mnie nie zadowoliła. Ruszyłem korytarzem ku wyjściu, ale ledwie pokonałem parę łokci, mijane przeze mnie drzwi otworzyły się nagle i przyrżnęły mi prosto w czoło. Zatoczyłem się i rąbnąłem tyłkiem o kamienną posadzkę.

Czarnoksiężnik Burzowych WyspWhere stories live. Discover now