EDIT: przypomniałam sobie, że miałam Was torpedować fajnymi kawałkami w pasku mediów na górze xDDD No więc dla przypomnienia o istnieniu Zamira, wstawiam piosenkę Roo Panesa, który przecież został przez Was zaakceptowany jako irl wersja kłobuka ¯\_(ツ)_/¯
No więc jestem. Nie było łatwo, ale się udało. Jakoś.
Nareszcie jesteśmy przy tym fragmencie, na którym tak mi zależało xD
Seria żartów o nekromantach – ciąg dalszy:
A teraz - miłej lektury!
— Kiri, co się stało Nathanielowi? — zapytała Mistrzyni niebezpiecznie spokojnym głosem. Kąciki jej ust leciutko wędrowały ku górze i naiwny uznałby, że nic mu nie grozi, ale ja nie dałem się nabrać. Za dobrze znałem to minimalne przymrużenie oczu, że o wąziutkiej zmarszczce między brwiami nie wspomnę.
W zaistniałej sytuacji uznałem, że nie pozostało mi nic innego jak zwrócenie się o łaskę do wszystkich bóstw władających zaświatami. Upuściłem węgielek i dramatycznym gestem przetarłem pot z czoła, próbując choć o parę mrugnięć odwlec nieuniknione.
Mistrzyni, doskonale zdając sobie sprawę, że rozgryzłem jej podstępną postawę, przestała udawać, złożyła ręce na piersi i zaczęła stukać się w ramię długim paznokciem, jasno dając mi znać, że mogę zapomnieć o dalszej zwłoce.
To było krótkie ale dobre życie, pomyślałem, głośno przełknąłem ślinę i już miałem palnąć jakąś skończoną głupotę, gdy z niespodziewaną odsieczą przybył mi Książę Nilfern.
— Ależ Selioro, nie widzisz, że Kieran zrobił to przez złamane serce? — zapytał, robiąc minę jak gdyby on sam właśnie dostał od Aliny czarną polewkę.
— O nie — Mistrzyni z dziwnie morderczym błyskiem w oku odwróciła się do brata — Kiri jest jeszcze za młody, żebyś wciągał go w swoją okropną spiralę smutnych romansów! To jeszcze dziecko!
YOU ARE READING
Czarnoksiężnik Burzowych Wysp
FantasyW świecie, w którym czarodziejów uważa się za nędzny wybryk natury i spycha się ich na margines społeczeństwa, życie młodego maga nie może być proste. Pośród prześladowań i nienawiści, w miasteczku, o którym ludzie wielkiego świata zdążyli zapomnieć...