Rozdział III

4.2K 186 100
                                    


Wyskoczyłam z kominka, otrzepując jasne jeansy z sadzy. Zielone płomienie powoli dogasały za moimi plecami, zabierając ostatnią namiastkę ciepła. Na widok pobielanych ścian i wystroju rodem z Jane Austin poczułam jak złość po zachowaniu Rona zastępuje rozrzewnienie. Nasz rodzinny domek w Castle Combe, wsi w hrabstwie Wiltshire.

Kiedy byłam małą dziewczynką, często przyjeżdżaliśmy tu z rodzicami, żeby odpocząć od miejskiego zgiełku. Uwielbiałam to miejsce, miałam z nim naprawdę wiele pięknych wspomnień, jednak zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam nasz domek na prowincji jako moją docelową lokalizację. Sądziłam, że jeśli coś dzieje się z tatą, to będziemy rozmawiać raczej w domu, w Londynie... no cóż, nie ma co narzekać, dawno tu nie byłam.

Przyglądałam się naszym rodzinnym fotografiom ustawionym na kominku, kiedy usłyszałam stukanie dochodzące z kuchni. Ruszyłam przez salon, automatycznie dotykając obicia kanapy. Zajrzałam do dużej przestronnej kuchni i zobaczyłam w niej mamę, myjącą naczynia. Na masywnym stole za jej plecami stały dwa kubki z jakimś parującym napojem.

- Mamo? - zapytałam niepewnie. Zupełnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać.

Odwróciła się do mnie, odgarniając grzywkę wierzchem mokrej dłoni. Byłam jej młodszą kopią, jedyną różnicą były moje o ton ciemniejsze i dłuższe włosy.

Wyraz twarzy miała poważny, ale nie zauważyłam śladu łez lub rozpaczy. Miała nieco smutne oczy, ale nie wyglądała jakby coś się stało...

- Hermiono - oho, pełne imię, czyli jednak coś jest na rzeczy. - Cieszę się, że już jesteś.

Wytarła ręce o ścierkę i obeszła stół, żeby mnie uściskać. - Siadaj, zrobiłam twoje ulubione kakao.

Pełne imię, kakao... poczułam jak zdenerwowanie zaczyna powracać ze zdwojoną siłą. Takie połączenie pojawiło się może z dwa razy w życiu, zawsze ciągnąc za sobą cięższą rozmowę.

- Mamo... - zaczęłam znów, ale zawahałam się na moment. Widziałam, że podnosi na mnie wzrok, poczułam się jakbym patrzyła w swoje starsze, lustrzane odbicie. - Czy coś... czy coś się stało tacie?

Przez jej twarz przebiegł podobny grymas jak przez twarz Dumbledore'a kiedy zadałam to samo pytanie. Powietrze w pomieszczeniu nagle jakby zgęstniało. Miałam wrażenie, że gdybym chciała, mogłabym zebrać je dłonią i zgnieść jak plastelinę.

Rytm mojego serca odmierzał każdą kolejną sekundę, podczas której milczała.

- Stuart ma się dobrze - odpowiedziała w końcu i zerknęła na stary zegar wiszący na ścianie. - Ma dojechać do nas za jakieś dwie godziny.

Napięcie nieco zelżało, ale stres nadal krążył w moich żyłach. Moje ciało zachowywało się tak, jakby przygotowywało się do ucieczki. Było to bardzo dziwne.

Kiwnęłam głową i złapałam oburącz za kubek, żeby zamaskować zdezorientowanie. Momentalnie syknęłam. Parzy!

- Uważaj kochanie, gorące.

Przewróciłam oczami, ale uśmiechnęłam się pod nosem. To akurat było bardzo w stylu mamy.

Poprawiłam się na krześle.

- Powiesz mi co się stało? - spróbowałam ponownie. - Nie zdarzyło się nigdy wcześniej, żebyś ściągała mnie na rozmowę podczas roku szkolnego. Przyznam, że trochę mnie to niepokoi... Mamo? - zacisnęła usta i na moment, odwróciła spojrzenie. Po chwili wstała od stołu i ruszyła w stronę drzwi.

- Chodź do salonu, czeka nas dłuższa rozmowa.

*~*~*

Patrzyłam na mamę szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Jej słowa wirowały w mojej głowie,a serce ponownie biło jak szalone. Trzęsły mi się ręce, a nawet nie zaczęte kakao falami wypływało z wciąż trzymanego przeze mnie kubka na piękny, staromodny dywan.

Klucz do szczęścia (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now