2p!Anglia x Reader (cz. 4)

322 30 2
                                    

Telefon leżący obok talerza z tostami zaczął wibrować. Po chwili włączyła się poczta głosowa.

- [T.I]? Przepraszam za wszystko. Zrozumiem jak zostaniesz w swoim domu, po co w końcu miałabyś wracać do kogoś takiego jak ja? Mam nadzieję że beze mnie jesteś szczęśliwa. Że beze mnie się uśmiechasz. Że jest Ci lepiej niż w tej klatce.

Biip~

Jego głos był zachrypnięty... Taki cichy... Siedziała zapatrzona w telefon z nadgryzionym tostem w dłoni. Czuła wyrzuty sumienia, ale przecież jak wróci, znowu nie będzie mogła nigdzie chodzić!

Pierwsze krople deszczu zaczęły bębnić o parapet.

Siedział z czołem opartym o blat stołu. Łzy swobodnie kapały na drewnianą powierzchnię. Nadgryziona babeczka leżała obok jego głowy. Nie szlochał. Nie mamrotał o tym, jak bardzo zawalił. Po prostu pozwalał łzom lecieć. W ciszy. Jedynym odgłosem był jego nierówny oddech i deszcz uderzający o szyby. Podniósł głowę, patrząc na telefon. Nie oddzwoniła. Zaśmiał się przez łzy.
Po co robi sobie nadzieję? To oczywiste, że tego nie zrobi!

- Po co by miała utrzymać ze mną kontakt?

Rozległ się dzwonek do drzwi. Z nadzieją wyjrzał przez okno. Allen. Głowa Brytyjczyka ze stuknięciem opadła na stół. Po chwili zachrobotał klucz w zamku. Amerykanin wszedł do domu. Od razu zauważył starszego brata, z głową opartą o stół.

- Oliver? Wszystko w porządku dude?

Odpowiedział mu cichy szloch.

- Ej co się stało? I gdzie dziewczyna?

- P... Pozwoliłem je...j wyjść...

- Powaliło? Teraz w życiu nie wróci.

Oliver otarł łzy i odetchnął.

- To i tak jest lepsze od krzyków, awantur, tłuczenia szklanek i nienawistnych spojrzeń...

Na wspomnienie szafirowych oczu [T.I] ramiona mężczyzny zadrgały, a kolejne łzy skapnęły na blat.

- Co ty, zakochałeś się?

Cisza.

Patrzyła jak po raz kolejny tego dnia krople wody spływają po szybie. Podobnie jak łzy po jej twarzy.

- Kurde [T.I], czemu ryczysz? Jesteś wolna, czy to nie tego chciałaś?!

Krzyknęła do samej siebie. Czuła wyrzuty sumienia i pustkę. Pustkę, bo nie było tego wesołego blondyna. Brakowało jej tego mężczyzny. Jego szerokiego uśmiechu, który nie znikał nawet gdy w jego oczach wyraźnie było widać ból. Na przykład kiedy powiedział że może wyjść... Zaśmiała się z niedowierzaniem.

- No nieźle, syndrom Sztokholmski pełną gębą.

Spojrzała na rozwaloną na środku sypialni walizkę. W pewnym momencie zaczęła pakować do niej ubrania i ważne dla niej drobiazgi, bo chciała wrócić do domu, który przez ostatnie kilka tygodni nazywała klatką. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu. Westchnęła. Jutro poniedziałek, a przecież nadal pracuje w jego cukierni... Chociaż... Nic się nie stanie, jak przez jakiś czas się tam nie pojawi, prawda?

Minął tydzień. Tydzień bez wesołego Olivera, zamiast niego był smutny cień, z resztkami uśmiechu na twarzy. Było wcześnie, przed 8, w  związku z czym ruchu praktycznie nie było. Brytyjczyk siedział na zapleczu, bawiąc się nożem. Nagle dzwonek nad drzwiami zadzwonił. Ktoś wszedł do wypełnionego zapachem ciast pomieszczenia. Podniósł wzrok. Nóż z brzękiem upadł na podłogę, gdy napotkał spojrzenie pary szafirowych oczu.

💕 one-shoty z hetalia 💕Where stories live. Discover now