Rozdział 3

11 0 0
                                    

Powrót do mieszkania był kubłem zimnej wody. Mieszkanie było dziwnie puste, jakby nikt tam nie mieszkał. Wszędzie tylko piętrzyły się stosy papierów. Pod drzwiami leżała średniej wielkości paczka. Zerknęłam na etykietę. Nadana z Pragi. I już nawet zaczynała być nią żywiej zainteresowana, gdy w moje oczy rzuca się nadawca - moja matka. Czego ta Wu Zetian ode mnie chce? 

Rzuciłam paczkę na biurko. Później się dowiem. Moja od dziesiątek lat niezmienna matka może poczekać.

Na biurku znalazłam grubą kopertę i aż zachłystnęłam się powietrzem. Wszystkie informacje zebrane przez prywatnego detektywa rodziny Merwetherów podczas pobytu Felice'a w Oxfordzie. Pewnie gdybym dostała to dzień wcześniej nie byłabym zaskoczona, że zanim się poznaliśmy kogoś miał.

Zabieram kopertę do kuchni i położyłam ją na stole. Wszystko po kolei. Są rzeczy, których nie można robić bez wcześniejszych przygotowań. 

Wyjęłam wino z lodówki, sprawnie je otworzyłam i przyłożyłam butelkę do ust. Po co przejmować się kieliszkiem kiedy będę pić sama? 

Po kilku łykach powędrowałam z kopertą i butelką do sypialni. Przebrałam się w luźną, czarną koszulkę i usiadłam na łóżku. W porządku. Dowiedzmy się jak wyglądało jego życie zanim się pojawiłam. Wypiłam kolejne kilka łyków i otworzyłam kopertę.

Przede mną pojawiły się zdjęcia, mnóstwo zdjęć. Felice prowadzący wykłady (pierwszy raz widzę go w nowoczesnych ubraniach, ale u niego nawet "nowoczesny" jest jakoś dziwnie za eleganckie i odrobinę staromodne), Felice prowadzący samochód, Felice czytający książkę... mnóstwo małych, wyrwanych z kontekstu chwil. Są też inne zdjęcia - z różnymi kobietami. Biorę głęboki wdech. To wszystko było przed nami. Sięgnęłam po zadrukowane kartki. Detektyw naprawdę się przyłożył - tu jest dosłownie wszystko - o której wstał i poszedł spać, kiedy jadł albo pracował. I oczywiście jego byłe... dziewczyny. Ostatnia z nich - ta którą zostawił, ale obiecał, że wróci - nazywa się Carol Olzac. Pracuje w jednym z laboratoriów należących do uniwersytetu. Przynajmniej nieprędko ją spotkam.

Upijam kolejny łyk i wracam do raportu. Im więcej się dowiaduję, tym więcej chcę wiedzieć chociaż supeł w moim brzuchu coraz bardziej się zaciska. Czysty przejaw masochizmu z mojej strony. 

Po jakimś czasie jestem zmuszona oderwać się od lektury - kończy mi się wino. Idę po następną butelką i zamawiam chińszczyznę. Ilość alkoholu, który mogę przyjąć na pusty żołądek jest ograniczona. 

Wróciłam do czytania.

Felice nie miał zbyt wielu przyjaciół, a jego relacje z kobietami zwykle trwały dość krótko - na tę myśl się uśmiecham. W teorii o tym wiedziałam. Rzadko rozmawialiśmy o naszej przeszłości, jednak w jednej z tych nielicznych rozmów przyznał, że jego "związki nigdy nie były długie ani szczęśliwe". 

W końcu, koło dziesiątej wieczorem, najedzona, lekko otumaniona winem i wszystkim czego się dowiedziałam, zasnęłam.


Przez cały tydzień próbowałam się normalnie funkcjonować. Jeździłam na uczelnię, zagłębiałam się w kolejne stare dokumenty Rady (które w teorii są znane wszystkich, a w praktyce nikomu się nie chce) i piłam dużo wina. Starałam się unikać niemal wszystkich na uczelni. Z gabinetu wychodziłam jedynie na wykłady. Nie pozwoliło mi to oczywiście pozbyć się towarzystwa Samuela, który mimo bycia zajętym dwadzieścia cztery na dobę (dosłownie, trzyma w gabinecie ubrania, bo czasem zdarza mu się nie wrócić do domu) zawsze znajdzie czas by do mnie zajrzeć. Mniej więcej raz dziennie przychodzą w odwiedziny także wykładowcy, uważający, że powinni mnie poznać i powiedzieć jak im przykro, że jestem wdową. Wiem, mnie też jest przykro. 

Jej wysokość RewolucjaWhere stories live. Discover now