Rozdział 8

3 0 0
                                    

Przed drzwiami czekały na mnie dwie osoby - mój starszy brat Julian i Kieran. 

Jak dwie osoby mogą być do siebie tak podobne i tak różne w tym samym momencie?

Obaj wysocy i smukli - co jest dość powszechne u większości czarowników - różnili się jak dzień i noc. Krótkie, ciemne włosy Kierana dziwnie kontrastowały z zielonymi oczami. Z całej jego sylwetki biła niechęć do otaczającego świata. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć jak ktoś, kto przy całej swojej urodzie wygląda tak antypatycznie, dobrze sobie radzi w kontaktach zawodowych. Wydawał się taki zimny i nieprzystępny. Z kolei Julian... długie, proste włosy zaplecione w warkocz, szklane, niebieskie oczy... jest szerszy w barkach niż Kieran. I bardziej umięśniony. Pod błękitną koszulą ma sześciopak. Każdy z nich wygląda jak książę z bajki, tyle że to dwie różne bajki. 

Wiedziałam też, że mimo porcelanowej cery Julian jest zdolny do prawdziwych okrucieństw. Znacznie bardziej szalonych niż te Kierana.

Pojawienie się kogoś tak mi bliskiego jak Julian Rochester nie dało mi ulgi. Pustka, którą poczułam, gdy opuszczałam Felice'a wciąż we mnie tkwiła. I była niemal... pocieszająca. Pojawienie się Juliana sprawiło, że zmusiłam się do dodatkowej czujności. 

Spotkania Rady (mimo rozpływania się nad fizycznością tych dwóch nie zapomniałam po co się tam znalazłam) nie należały do najprzyjemniejszych spotkań towarzyskich. Wszyscy byli oschli i wredni, jak gdyby prowadzono konkurs na największego dupka. Udowodnisz, że twój rozmówca widzi dalej niż czubek nosa głowy rodziny? Pięć punktów. Że posiada jakiekolwiek słabości? Dziesięć punktów. Odkąd zostałam przedstawicielem Merwetherów cała ta nienawiść skupiła się na mnie. Chcieli mi udowodnić, że jestem słabym ogniwem. Żadne z nich nie rozumiało dlaczego Anne - Marie Merwether zdecydował się na zastąpienie Kierana (bezwzględnej, politycznej bestii) byłą buntowniczką. Sama tego nie rozumiałam. Rochesterowie nie okazali się pod tym względem inni. Mogłam być z ich krwi, ale już nie jedną z nich. Rewolucja była zdradą. Moja rodzina nigdy mi nie wybaczy, nawet jeśli robiła wszystko bym nie spłonęła na stosie.

Julian był jedynym Rochesterem, który przy tych nielicznych okazjach, gdy się spotykaliśmy, okazywał mi namiastkę ciepłych uczuć.

- Kassandra - powiedział i jego usta wylądowały na moich.

Przynajmniej takich do jakich jest zdolny.

Kieran tylko skinął mi głową, gdy Julian się ode mnie odsunął. Nie mieliśmy o czym rozmawiać. W zasadzie nie wiedziałam co w ogóle robi w Pradze. Niemożliwe by przyleciał tu przez Felice'a. Informacje nie rozchodzą się tak szybko, nawet jeśli to Kieran, jest tym, który węszy. Musiał być w mieście już wcześniej. Tylko po co? Chce przypilnować bym właściwie zagłosowała? W decydującym momencie i tak nie będzie mógł zapobiec katastrofie. A może po prostu załatwia jakieś interesy?

Tak, to z pewnością to. Akurat, gdy Rada ma obrady, on postanowił by zorganizować spotkanie biznesowe w Pradze.

Co Kieran tu robi?

Żadne z nas się nie odezwało. Weszliśmy do budynku i przeszliśmy przez długi, przestronny korytarz. 

Obrady Rady odbywały się w dużym salonie po naszej lewej stronie. Kieran skręcił w prawo i bez słowa wyjaśnienia zniknął na najbliższej kondygnacji schodów. Cholera, czego on chce? Musi mieć jakiś cel. Bo przecież wszystko co robi Kieran, zawsze, ma cel.

Tylko raz... nie. Nawet wtedy. Nawet wtedy musiał mieć jakiś ukryty cel. Mimo to nie czułam się zraniona. Kieran taki był. Po prostu. 

W pokoju czekało już kilka osób.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 21, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jej wysokość RewolucjaWhere stories live. Discover now