1.36

2.7K 68 5
                                    

Carrie

Wtorek. Szkoła. Trzeba wstać. Boże czemu?

Zwlekam się z łóżka. W łazience myję zęby, maluję się i ubieram.

Schodzę na dół.

- Dzień dobry - mama otwiera lodówkę i wyciąga z niej mleko.

- Dobry - siadam na stołku przy ladzie z ziewnięciem.

- Jak się spało? - odwraca głowę w moją stroje, ale zaraz powraca do robienia kanapki.

Źle. Fatalnie. Okropnie. Tak w ogóle to co to za pytanie?

- Świetnie.

- Znowu się do siebie nie odzywacie? To zaczyna robić się śmieszne - Lou blokuje nam drogę.

- Louis przestań - wymijam go i idę dalej.

- O co znowu poszło?

- Louis skończ do jasnej cholery - zbywa go Luke.

- Okej. Okej, ale zachowujecie się jak gówniarze i na pewno dobrze o tym wiecie. Skończcie z tymi jebanymi obrazami, bo mam tego dość.

Przez resztę drogi wszyscy milczymy. Nawet Jane, która bardzo dużo gada, nie wypowiada ani jednego słowa.



- Carrie?

- Hmm - ściągam rękę z twarzy.

- Mogę?

- Yhm - potakuję.

- Co się stało?

- Nic - mówi szybko.

- Przecież widzę, ze jesteś zła i smutna razem.

- Nic mi nie jest Jake - mówię ostro.

- Okej, spokojnie.

- Po prostu źle spałam i tyle - dodaje cicho.

- Przecież wiem, ze to niepra...

- Odwal się ode mnie - odwracam głowę w jego stronę.

- Wiesz co? Chciałem tylko pomóc, bo widzę, że coś się stało, ale jak widzę masz jakiś problem, więc sobie pójdę.

Wstaje i idzie do ostatniej ławki, w której siedzi Liam.

Oto moje życie. Coś zaczyna się układać, a chwilę później jeb a jednak nie. Życie śmieje mi się w twarz.

- Dzień dobry. Proszę już siadać.

Zaczyna się.




Skubię frytkę. Luke i Jake są źli na mnie. Lou na mnie i Hemma. Jake na mnie. Liam ma na wszystko wywalone i z kimś namiętnie pisze, a Jane najwyraźniej wie, że nikt jej nie odpowie więc nie ma sensu rozpoczynać rozmowy. A ja? Ja jestem wkurwiona na siebie, że do czegoś takiego dopuściłam.

- Idę zapalić, idzie ktoś? - Payne wstaje od stolika

Podnoszę wzrok na Coltona. Patrzy na mnie.

- Nie - odzywa się jako jedyny.

- A ja tak - patrzę na chłopaka z pewnością.

Zaciska mocno szczękę. Co za ironia losu zakazałam mu palić, a sama idę to robić. Znaczy tylko w teorii.

Podchodzę do bruneta i razem wychodzimy ze stołówki.

- Nie dzięki - mówię kiedy podaje mi pudełko z papierosami.

- Robisz mu na złość - zaciąga się.

- Można tak powiedzieć - zakładam ręce na piersiach.

- Powiedziałaś, że nie chcesz żeby palił a sama to robisz. Nieźle się wkurzy.

- Już jest zły - mówię cicho.

- Będzie mi się żalił przez kilka godzin- zaczyna się śmiać.

- No nie przesadzaj - słyszę za sobą przez co aż podskakuję.

- A jak było ostatnio?

Mój wzrok przemieszcza się między jednym a drugim.

- Jakim ostatnio?

- Co? Przesłyszałaś się - mówi szybko.

Za szybko, aby było to prawdą.

- Idę na lekcję. A my pogadamy, kiedy w końcu będziesz ze mną szczery.

- Ja mam być z tobą szczery niby w czym? To ty nie chcesz powiedzieć mi o co chodziło z Luke'm.

- Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać.

- O to mi chodzi. Wymagasz czegoś ode mnie a sama się do tego nie stosujesz.

- Naprawdę chcesz wiedzieć o co poszło?

- Tak - robi krok w moją stronę.

- Domyślił się. Luke wie, że pomiędzy nami coś jest - zakrywam usta.
Liam to jest.

- Spokojnie wiem o was.

- Ale nie poszło tylko o to. Na pewno jest jeszcze coś.

- Zaczął wyzywać mnie od dziwek.

- Że jak? - pytają jednocześnie.

- Znaczy nie dosłownie tak, ale to miał na myśli.

- Zajebie go - rusza w stronę szkoły.

- Stój! Jake stój!

Idę za nim. Jeżeli go nie zatrzymam to skończy się to w chuj źle.

Nie słucha. Nie zatrzymuje się. Idzie.

Kiedy wchodzimy na stołówkę, wiem, że nie zdołam go powstrzymać, ale nadal próbuję.

- Proszę cię nie rób tego - toruje mu drogę.

Pochyla się nade mną.

- Zrozum, że nie pozwolę mu na to, żeby nazywał w taki sposób. Niczym na to nie zasłużyłaś. Jeżeli już to ja. Tym co zrobiłem kiedyś, ale nie ty.

- Proszę cię - mówię ze łzami w oczach.

- Musi to zrozumieć.

- Jake - wołam kiedy wyprzedza mnie.

- Wiesz co Luke?

Hemm podnosi głowę znad telefonu Jane

- Wczoraj zachowałeś się jak skończony kutas.

- O co ci kurwa chodzi? - wstaje.

- Jake.... - próbuję poraz kolejny.

- O to jak się do niej odzywasz i jak ją nazywasz - podchodzi do niego i lekko popycha.

Zamykam oczy. Nie mogę na to patrzeć.

- Luke o co chodzi? - pyta Jane.

- Luke? - ponawia Lou gdy ten nie odpowiada

Zacziska tylko mocno szczękę.

- To raczej nie twoja sprawa - mówi zły.

- Luke! Carrie? - Tomlinson podchodzi do niego - O co mu chodzi?

- Zaczął wyzywać ją od dziwek - odpowiada za mnie.

- Jake proszę - łzy ciekną po moich policzkach.

Wokół nas zebrał się nie mały tłum. Czekają na to co się wydarzy, a co jest nie uniknione.

- To prawda? - pyta cicho Jane.

Odwraca się do niej, ale nic nie mówi.

- Koniec przedstawienia! - przez drzwi wchodzi Liam - Zajmijcie się sobą, a nie wewalacie śmierdzące tyłki w nie swoje sprawy! Już! Spierdalać mi stąd!- krzyczy.

Każdy rozchodzi się na jego polecenie.

- Nie sądzicie, że to nie jest miejsce na takie rozmowy? - podchodzi do nas.

- Idę do domu - odwracam się od nich i wybiegam z pomieszczenia, a zaraz później z budynku.

Nikt za mną nie wychodzi. To dobrze. Muszę teraz pobyć sama. Co ma się dziać niech się dzieje. Mam tego dość.

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz