Carrie
Wtorek. Szkoła. Trzeba wstać. Boże czemu?
Zwlekam się z łóżka. W łazience myję zęby, maluję się i ubieram.
Schodzę na dół.
- Dzień dobry - mama otwiera lodówkę i wyciąga z niej mleko.
- Dobry - siadam na stołku przy ladzie z ziewnięciem.
- Jak się spało? - odwraca głowę w moją stroje, ale zaraz powraca do robienia kanapki.
Źle. Fatalnie. Okropnie. Tak w ogóle to co to za pytanie?
- Świetnie.
- Znowu się do siebie nie odzywacie? To zaczyna robić się śmieszne - Lou blokuje nam drogę.
- Louis przestań - wymijam go i idę dalej.
- O co znowu poszło?
- Louis skończ do jasnej cholery - zbywa go Luke.
- Okej. Okej, ale zachowujecie się jak gówniarze i na pewno dobrze o tym wiecie. Skończcie z tymi jebanymi obrazami, bo mam tego dość.
Przez resztę drogi wszyscy milczymy. Nawet Jane, która bardzo dużo gada, nie wypowiada ani jednego słowa.
- Carrie?
- Hmm - ściągam rękę z twarzy.
- Mogę?
- Yhm - potakuję.
- Co się stało?
- Nic - mówi szybko.
- Przecież widzę, ze jesteś zła i smutna razem.
- Nic mi nie jest Jake - mówię ostro.
- Okej, spokojnie.
- Po prostu źle spałam i tyle - dodaje cicho.
- Przecież wiem, ze to niepra...
- Odwal się ode mnie - odwracam głowę w jego stronę.
- Wiesz co? Chciałem tylko pomóc, bo widzę, że coś się stało, ale jak widzę masz jakiś problem, więc sobie pójdę.
Wstaje i idzie do ostatniej ławki, w której siedzi Liam.
Oto moje życie. Coś zaczyna się układać, a chwilę później jeb a jednak nie. Życie śmieje mi się w twarz.
- Dzień dobry. Proszę już siadać.
Zaczyna się.
Skubię frytkę. Luke i Jake są źli na mnie. Lou na mnie i Hemma. Jake na mnie. Liam ma na wszystko wywalone i z kimś namiętnie pisze, a Jane najwyraźniej wie, że nikt jej nie odpowie więc nie ma sensu rozpoczynać rozmowy. A ja? Ja jestem wkurwiona na siebie, że do czegoś takiego dopuściłam.
- Idę zapalić, idzie ktoś? - Payne wstaje od stolika
Podnoszę wzrok na Coltona. Patrzy na mnie.
- Nie - odzywa się jako jedyny.
- A ja tak - patrzę na chłopaka z pewnością.
Zaciska mocno szczękę. Co za ironia losu zakazałam mu palić, a sama idę to robić. Znaczy tylko w teorii.
Podchodzę do bruneta i razem wychodzimy ze stołówki.
- Nie dzięki - mówię kiedy podaje mi pudełko z papierosami.
- Robisz mu na złość - zaciąga się.
- Można tak powiedzieć - zakładam ręce na piersiach.
- Powiedziałaś, że nie chcesz żeby palił a sama to robisz. Nieźle się wkurzy.
- Już jest zły - mówię cicho.
- Będzie mi się żalił przez kilka godzin- zaczyna się śmiać.
- No nie przesadzaj - słyszę za sobą przez co aż podskakuję.
- A jak było ostatnio?
Mój wzrok przemieszcza się między jednym a drugim.
- Jakim ostatnio?
- Co? Przesłyszałaś się - mówi szybko.
Za szybko, aby było to prawdą.
- Idę na lekcję. A my pogadamy, kiedy w końcu będziesz ze mną szczery.
- Ja mam być z tobą szczery niby w czym? To ty nie chcesz powiedzieć mi o co chodziło z Luke'm.
- Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać.
- O to mi chodzi. Wymagasz czegoś ode mnie a sama się do tego nie stosujesz.
- Naprawdę chcesz wiedzieć o co poszło?
- Tak - robi krok w moją stronę.
- Domyślił się. Luke wie, że pomiędzy nami coś jest - zakrywam usta.
Liam to jest.- Spokojnie wiem o was.
- Ale nie poszło tylko o to. Na pewno jest jeszcze coś.
- Zaczął wyzywać mnie od dziwek.
- Że jak? - pytają jednocześnie.
- Znaczy nie dosłownie tak, ale to miał na myśli.
- Zajebie go - rusza w stronę szkoły.
- Stój! Jake stój!
Idę za nim. Jeżeli go nie zatrzymam to skończy się to w chuj źle.
Nie słucha. Nie zatrzymuje się. Idzie.
Kiedy wchodzimy na stołówkę, wiem, że nie zdołam go powstrzymać, ale nadal próbuję.
- Proszę cię nie rób tego - toruje mu drogę.
Pochyla się nade mną.
- Zrozum, że nie pozwolę mu na to, żeby nazywał w taki sposób. Niczym na to nie zasłużyłaś. Jeżeli już to ja. Tym co zrobiłem kiedyś, ale nie ty.
- Proszę cię - mówię ze łzami w oczach.
- Musi to zrozumieć.
- Jake - wołam kiedy wyprzedza mnie.
- Wiesz co Luke?
Hemm podnosi głowę znad telefonu Jane
- Wczoraj zachowałeś się jak skończony kutas.
- O co ci kurwa chodzi? - wstaje.
- Jake.... - próbuję poraz kolejny.
- O to jak się do niej odzywasz i jak ją nazywasz - podchodzi do niego i lekko popycha.
Zamykam oczy. Nie mogę na to patrzeć.
- Luke o co chodzi? - pyta Jane.
- Luke? - ponawia Lou gdy ten nie odpowiada
Zacziska tylko mocno szczękę.
- To raczej nie twoja sprawa - mówi zły.
- Luke! Carrie? - Tomlinson podchodzi do niego - O co mu chodzi?
- Zaczął wyzywać ją od dziwek - odpowiada za mnie.
- Jake proszę - łzy ciekną po moich policzkach.
Wokół nas zebrał się nie mały tłum. Czekają na to co się wydarzy, a co jest nie uniknione.
- To prawda? - pyta cicho Jane.
Odwraca się do niej, ale nic nie mówi.
- Koniec przedstawienia! - przez drzwi wchodzi Liam - Zajmijcie się sobą, a nie wewalacie śmierdzące tyłki w nie swoje sprawy! Już! Spierdalać mi stąd!- krzyczy.
Każdy rozchodzi się na jego polecenie.
- Nie sądzicie, że to nie jest miejsce na takie rozmowy? - podchodzi do nas.
- Idę do domu - odwracam się od nich i wybiegam z pomieszczenia, a zaraz później z budynku.
Nikt za mną nie wychodzi. To dobrze. Muszę teraz pobyć sama. Co ma się dziać niech się dzieje. Mam tego dość.
CZYTASZ
Zakład/✔️
RomanceNAJPIERW PRZECZYTAJ ROZDZIAŁ "UWAGA" i "UWAGA 2" Dużo przekleństw, oraz nadmierna ilość cringe'u🙂 ©️_just_my_story_