2.10

2.1K 44 5
                                    

Carrie

Wkładam nóż do zmywarki.

- Musisz wyciągnąć zapiekankę za godzinę. Pamiętaj o tym inaczej się przypali - odwracam się w jego stronę.

Trzyma się za klatkę piersiową z wyraźnym grymasem bólu na twarzy.

- Wszystko w porządku? - pytam zaniepokojona.

- Tak, to - bierze głęboki wdech - Po prostu stres - wypuszcza powietrze z płuc.

Wychodzę do przedpokoju.

- Jake! - wołam.

Wychodzi po chwili z pokoju.

- Duke. Coś jest nie tak - mówię wracając. 

Siedzi na krześle i oddycha głośno.

Przechodzi obok mnie i podchodzi szybkim krokiem do komody. Bierze z niej małe coś i podchodzi do chłopaka.

Ten wkłada to do buzi i wpuszcza lek.

Czy to jest inhalator? On ma astmę?

Zaczyna oddychać normalnie dopiero po kilku minutach. My w tym czasie stoimy cicho obok.

W tym czasie przesiada się na ladę, gdzie wypija szklankę wody.

- Co się w ogóle między wami stało? - pyta, wpatrując się w nas - No wiecie, że się rozstaliście.

- Ja... em - próbuje Colton.

Nie ma opcji, żeby Duke dowiedział się o tym, a tym bardziej w taki sposób

- Nie układało się nam - mówię, a Colton otwiera szerzej oczy.

- Podziwiam, że dalej się przyjaźnicie.

- Nie przyjaźnimy się i raczej nie będziemy - robię krok w bok, odsuwając się od niego.

- Jasne.

- Muszę już iść - cofam się  - Pamiętaj o zapiekance.

- Jasne - uśmiecha się lekko.

Odwracam się i zaczynam iść w stronę wyjścia.

- Carrie - zatrzymuje mnie - Dziękuję.

- Nie ma za co - uśmiecham się i wychodzę.

Wracam do swojego mieszkania i siadam na kanapie. Oczy dosłownie same mi się zamykają, dlatego śpię już po kilku minutach.


Budzi mnie dzwonek do drzwi. Instynktownie sięgam po telefon, ale nie zastaję go w kieszeni dresów, gdzie zwykle spoczywa.

Gdzie on jest?

Cholera.

- Proszę! - mówię głośno przeciągając się.

Zaraz później idę w stronę otwierających się drzwi.

- Co ty tu robisz? - zatrzymuję się w pół kroku.

- Zostawiłaś u nas telefon - podnosi urządzenie do góry.

Wyciąga rękę w moją stronę. Odbieram swoją własność

- Dzięki - mówię cicho.

Godzina. Zasnęłam na godzinę.

- Czemu powiedziałaś mu, że się nam nie układało? - marszczy brwi.

- A co miałam powiedzieć mu prawdę? Miałam powiedzieć, że się o mnie założyłeś? - gdy wypowiadam te słowa, cofa się o krok.

Taka jest prawda. Ja nauczyłam się z nią żyć.

-Już pójdę - cofa się o kolejny krok, wychodząc tym samym z mieszkania.


W momencie, kiedy przecieram ladę po raz ostatni, rozlega się już kolejny raz dzwonek do drzwi.

Ściągam rękawiczki i idę otworzyć.

- Cześć - mówię z uśmiechem widząc, kto się pojawił.

- Cześć - odpowiada - Masz czas?

- Tak - raczej tak.

- Moja mama poprosiła, abym zaprosił dziewczynę, która uratowała mi dupę - odwzajemnia uśmiech -Przyjdziesz?

- Jasne - śmieję się cicho - Ale muszę się najpierw przebrać - pokazuję na swoje ubrania.

- Co? Nie. Po co? - wyciąga rękę w moją stronę - Chodź.

Po chwili wahania łapię ją i przechodzimy razem do jego mieszkania.

W salonie siedzi starsza kobieta - mama Duke'a i Jake, który otwiera szerzej oczy, gdy widzi, że nadal trzymamy się za ręce.

Wyrywam ją lekko. Momentalnie zaczęłam czuć się niekomfortowo.

- Więc to tobie Duke, pomógł zrobić zapiekankę - pyta wstając.

Uśmiecha się lekko i podchodzi do nas.

- Tak - odpowiadam z cichym śmiechem.

Ta mówi coś do niego w innym języku, a ten odpowiada jej jednym, krótkim słowem.

- Przepraszam was, ale muszę wracać już do pracy - wtrąca się Colton.

- W weekend?

- Wie pani, za niedługo mam rozprawę i muszę się do niej przygotować.

Kiwa mu głową w odpowiedzi.

- No cóż, szkoda, ale miło było cię poznać - uśmiecha się do niego ciepło.

- Mamo przecież jeszcze go zobaczysz. Zostajesz do jutra.

Gdy wychodzi, kobieta, wraca wzrokiem do nas.

- Ładna z was para - mówi, jakby nie usłyszała, zdania wypowiedzianego przed sekundą, przez jej syna.

Muszę powiedzieć, że zaszokowała mnie. Gdybym miała coś w buzi to prawdopodobnie, już by tam tego nie było, a gdybym miała coś w rękach to wylądowałoby to na jasnych panelach.

- Mamo!  - zaczyna syn - Nie jesteśmy parą!

- Oj... przepraszam - śmieje się nerwowo - Odniosłam inne wrażenie, gdy weszliście razem do pokoju.

- Jak widać - mówi, ale nie rozumiem go.

- Czy wy mówicie po polsku? - pytam przysłuchując się ich rozmowie.

- Tak - odpowiada mi mama Duke'a - skąd wiedziałaś?

- Wie pani youtube i te sprawy - mówię cicho, ale stanowczo.

- Jestem Polką. Mój mąż, a ojciec Duke'a był Anglikiem.

- Był? - pytam zanim zdążę, w ogóle pomyśleć.

- Zmarł dwa lata temu na raka - tłumaczy, a jej oczy zachodzą się łzami.

- Bardzo mi przykro - mówię stuprocentowo szczerze.

Nawet nie chcę wiedzieć, jak to jest i jaki to musi być ból, gdy traci się ukochaną osobę na zawsze.




Co sądzicie o tym całym Koronawirusie?   I siedzeniu w domu

Zakład/✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz