...Even if...

1.5K 122 16
                                    

Mężczyzna biegł tak szybko, jak tylko jego nogi mu na to pozwalały. Pot spływał mu z twarzy, jedną ręką naciskał ranę, którą zostawiły na nim jedne z tych... Stworzeń. Musiał się dostać gdzieś wewnątrz, ze ścianami i dachem. Gdyby tylko Syriusz wiedział co się teraz dzieje, w tej chwili zwątpił, czy jego poświęcenie miało jakiś sens. Może lepiej by było, aby zginął tam razem z nim, zanim to wszystko stało się takie potworne. Czarodziej miał dość, ale wiedział, że w Hogwarcie jest bezpiecznie i można tam spokojnie żyć. Oraz był tam pewien młody czarodziej, który by sobie nie wybaczył, gdyby obydwoje zginęli. Musiał się dostać do tej szkoły.

Wszedł do jakiegoś opuszczonego mieszkania i zatrzasnął za sobą drzwi, musiał się szybko wyleczyć, zanim coś zainfekowało ranę. Zablokował drzwi jakimiś meblami, a potem poszedł poszukać apteczki. Miał ze sobą różdżkę, ale na tak głęboką ranę zwykłe zaklęcia nie podziałają mocno. Przeszukiwał szybko szafki, jego zakrwawione dłonie trzęsły się mocno. Gdy znalazł bandaże i jakiś alkohol usiadł na stół i rozebrał się z mugolskiej koszuli. Wziął wódkę, zacisnął mocno zęby i wylał jej trochę na swój otwarty i poszarpany brzuch. Jęknął z bólu, szybko rzucił kilka zaklęć leczących i zabandażował się niezgrabnie. Przynajmniej nie wykrwawi się na śmierć.

Westchnął zmęczony, gdy obudził się na stole, był obolały, ale to jego wina. Musiał zasnąć lub stracić przytomność, nie pamiętał - nie obchodziło go to w tej chwili. Plany... potrzebował ich, aby zrobić kroki dalej.

Tylko od czego zacząć?

********

- Ludzie giną przez te potwory! - Wykrzyknęła oburzona McGonagall, chodziła w kółko po gabinecie dyrektora.

- Ludzie giną, a ty chcesz iść walczyć? Nie wiemy jak się chronić co dopiero unieszkodliwić to - Warknął rozdrażniony Lucjusz Malfoy, wstał ze swojego krzesła i posłał kobiecie spojrzenie, które potrafiłoby zmrozić nawet Dumbledore'a.

- Albusie?

- Zaraz, poczekajmy jeszcze na Harry'ego - Powiedział spokojnie starzec, przez chwilę wyglądał na zamyślonego, a potem spojrzał na Czarnego Pana i posłał mu nieufne spojrzenie.

- Wiem co myślisz, ale nie mam pojęcia, dlaczego przyszło ci takie coś do głowy - Voldemort zmrużył oczy i prychnął cicho do siebie.

- Jestem tylko zmartwiony o Harry'ego. I staram się go wspierać w jego decyzjach.

- Co ten dzieciak Potter ma do tego wszystkiego?! Dorośli powinni rozmawiać! - Lucjusz zerwał się z krzesła, on też zaczynał się denerwować przez Dumbledore'a.

- Zamilcz - Powiedział cicho Czarny Pan, Malfoy się wzdrygnął i opadł w milczeniu na krzesło.

- Myślcie o tym jako o wyzwaniu? Nie sądzę, żeby się udało - Wszyscy się obrócili na cicho głos nastolatka. Harry stał koło drzwi, które były zamknięte, nie zwracał na nich uwagi. Przyglądał się podłodze.

- Harry? - Zapytał zdziwiony Albus.

- Hmmm? Nic, mówiłem do siebie - Odparł chłopak i podniósł głowę. Uśmiechnął się, gdy dyrektor wskazał mu krzesło.

- Jak długo tu byłeś? - Zapytała speszona Profesor od Transmutacji.

- Wystarczająco długo - Mruknął szybko Potter - Ale to nieważne, zastanawiałem się przez cały dzień co możemy zrobić. Doszliśmy do wniosku, iż najlepiej zrobić Hogwart kwaterą główną i zebrać jak największą ilość czarodziei, którzy mogą pomóc. Hogwart jest duży więc jestem spokojny, że wszyscy się pomieścimy.

- Tylko Panie Potter, jak chce pan zebrać czarodziei jak jest tak niebezpiecznie na zewnątrz - Westchnął Malfoy przyglądając się chłopakowi.

- Na zewnątrz nie jest niebezpiecznie! Tylko w cieniu i w nocy. Poza tym my nie musimy się ruszać z miejsca...

- Niech oni przyjdą do nas - Dokończył Voldemort i pokiwał głową w zrozumieniu - Tak nam się nic nie stanie, a ludzie będą mogli być bezpieczni jak dotrą. Nie mówiąc o tym, że będą to darmowi sojusznicy.

- To jest dobry pomysł, ale to, że zostawimy tych ludzi na pożarcie... Nie jestem złą osobą! To jest okrutne - Powiedziała rozpaczliwie czarownica i schowała twarz w rękach.

- To nie ma nic wspólnego czy jesteś złą osobą, czy nie. Zacznijmy od tego, że życie nie jest czarno-białe, tylko pełne różnych kolorów. TO jest wojna, nie jakiś mały bunt, oni chcą zabijać, nie mają skrupułów - bo to nie ludzie. Możemy albo przetrwać i może zostać w miarę silnym lub zginąć - Warknął nagle Harry, spojrzał na kobietę ze zmrużonymi oczami - Chyba że próbujesz coś ukryć mówiąc, że jest nie jesteś złą osobą.

- Minus Dwadzieścia punktów od Gryfindoru, za takie odzywanie się do nauczyciela!

- Profesorze Snape, niech pan się lepiej nie odzywa. Rozmawialiśmy już na osobności, prawda?

Snape stojący w kącie pobladł nagle i odwrócił wzrok.

- Harry, spokojnie proszę - Wtrącił się Dumbledore - Rozumiem, że wszyscy jesteśmy roztrzęsieni, dlatego proszę wrócicie do waszych komnat.

Gdy w gabinecie zostały tylko trzy osoby Albus westchnął.

- Co się z tobą dzieje? - Spytał nagle Voldemort patrząc na chłopaka - Bardzo często masz te nagłe zmiany zachowania.

- Przepraszam, on... To znaczy czasami tak się dzieje - Harry zaśmiał się niekomfortowo - Profesorze Dumbledore, proszę przemyśleć nasz plan, będę się zbierał na lekcje.

Riddle przyglądał się chłopakowi podejrzliwie. To nie miało dla niego sensu, czemu niby chłopak miał takie mocne zmiany nastroju? I czemu czasami zdarzało mu się mówić nie tylko o sobie, ale też o kimś innym. Czarny Pan po raz kolejnym był zmartwiony tym dzieckiem, które przeklęło połowę jego życia.









Mam do was małą notkę - Możecie zauważyć, że poprzedni rozdział był lekko fluffy na końcu, a ten się różni od tego mega bardzo pod względem jak Harry I Czarny Pan się zachowują do siebie, jakby nic się nie wydarzyło.

To nie błąd i tak ma być!

To samo tyczy się niektórych zwrotów które mogą być w innej osobie niż wam się wydaje powinny być!

Tyczy się to wszystkich rozdziałów.

PrzeznaczonyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ