Rozdział 20 - powieść NEW

37.2K 1K 298
                                    

Nogi uginają mi się w kolanach, ledwo stoję, zaraz osunę się na podłogę... Jego ramiona jednak na to nie pozwalają. Obejmuje mnie w tali i stanowczo do siebie przyciąga. Jego zniewalający zapach mnie obezwładnia, jego pocałunek mnie oszałamia, jestem poza kontrolą, poddaję się. Moje dłonie bezwiednie wsuwają się w ciemne włosy. Usta Jana łapczywie pochłaniają moje wargi, a język wślizguje się do ich wnętrza.

Dobiega mnie jego niski pomruk, którego wibracje sprawiają, że prąd podniecenia przepływa od podbrzusza i zanurza się między udami. Oboje pogłębiamy pocałunek. Jan napiera na mnie władczo, zdecydowanie, jakby nie był w stanie się mną nasycić. Ta intensywność odbiera mi zmysły. Nikt nigdy mnie tak nie całował. Z taką pożądliwością, drapieżnością, zaborczością, pragnieniem.

Kim, u diabła, jest ten facet? Przecież to nie może być Jan, którego znam od roku – powściągliwy, oszczędny w słowach i gestach. W jego pocałunku jest tyle namiętności i żaru, że zaraz się spalę, a wraz ze mną to cholerne biuro.

Ogarnia mnie obezwładniająca fala podniecenia. Pragnę go. Słodki Jezu, tak bardzo pragnę tego mężczyzny, że aż nie mogę oddychać... Przygryzam jego dolną wargę, zaciskam palce na jego włosach, a kiedy nasze języki ponownie zaczynają erotyczny taniec, wzdycham bezwolnie półgłosem.

Boże, jak on cudownie całuje. Jak zniewalająco smakuje. Wyczuwam od niego jakąś miętową słodycz, może to landrynki? Albo guma do żucia? I ten jego zapach, który mącił mi w głowie od pierwszego dnia, kiedy go poczułam. Niech mnie całuje. Uwielbiam jego rozpalone wargi, jego gorący język, jego całodzienny zarost, którym drażni moją skórę. Chcę jeszcze, mocniej, bardziej...

Lecz on nagle odrywa się od moich ust.

Niczym wyrwana w środku nocy z oszałamiającego snu patrzę na niego zamglonym spojrzeniem. Jestem na haju, szumi mi w uszach, serce wali wariacko.

Jan przewierca mnie płonącym wzrokiem, trzymając mnie nadal w ramionach. Oddycha szybko, jego jabłko Adama podskakuje.

– Czy taki rodzaj otwartości pani odpowiada? – pyta, patrząc mi prosto w oczy.

Staram się uspokoić oddech. Okiełznać galopujące myśli, które biegną tylko w jednym kierunku: dlaczego on, do cholery, przerwał?

Chcę, żeby mnie znowu pocałował. Chcę, żeby mnie dotykał. Chcę go całego, teraz!

Gdzieś z tyłu głowy rozlega się jednak drażniący brzęczyk ostrzegawczy. Nie powinnam tego chcieć. Przecież jestem w pracy. Przecież to jest Jan. Przecież to mój szef! Ja go nawet nie lubię.

A jeśli to jest jakiś test? Jestem w jakiejś HR-owej ukrytej kamerze? Oni mają świra na punkcie testów. Tylko co zamierzają sprawdzać i dlaczego obrali sobie za cel właśnie mnie? Do tego nasłali na mnie Jana. Ostatniego faceta w firmie, z którym miałabym ochotę zawrzeć inne stosunki niż służbowe? Po co?!

Ogarnia mnie coraz większe zwątpienie. Przyglądam się Janowi uważnie, ale nie dostrzegam na jego twarzy niczego, co mogłoby wzbudzić moje zaniepokojenie. Wręcz przeciwnie. Jego oczy lśnią – szare dotąd tęczówki wyglądają, jakby mieniły się srebrem. Na zaciśniętej żuchwie drga mięsień. Czeka, aż coś odpowiem.

A ja zapomniałam języka w gębie. Nie mam pojęcia, co powinnam myśleć. Z jednej strony chciałabym, żeby mnie znowu pocałował, ale z drugiej – zdrowy rozsądek podpowiada, że muszę być ostrożna. Stąpam po cienkim lodzie. Jan nie jest osobą, z której można czytać jak z otwartej księgi. I choć zawsze wydawało mi się, że znam się na ludziach, jego nie potrafię rozgryźć. Bo jak, do ciężkiej cholery, mam wytłumaczyć to, że mnie pocałował, kiedy w ogóle się tego nie spodziewałam? Znamy się nie od dziś, i co, nagle zapałał do mnie pożądaniem? Zawsze trzymał mnie na dystans, a dzisiaj coś mu odjebało i postanowił mnie pocałować. Co więcej, zrobił to tak obezwładniająco, że gdybym miała zasłonięte oczy i ktoś by mi powiedział, że właśnie pocałował mnie Jan Sztywniak, to nazwałabym tego ktosia wierutnym kłamcą, wariatem i wysłała go do psychiatryka.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz