"Mój szef. Mój AS". Rozdział 12

12.9K 606 95
                                    

Ale mnie przeczołgało. Na szczęście następnego dnia umysł mam już jak brzytwa. Psychika również ma się nie najgorzej – przyrównałabym ją do ostrego kozika, z którym chodzi się do lasu na grzyby. Niby niepozorny, ale w razie konieczności dźgasz pod żebro grzybiarza-zboka, który szuka grzybków nie w tych miejscach co przystoi, i uciekasz ile pary w nogach. Fizycznie jednak jestem jak ten leniwiec, co przesypia dwadzieścia godzin na dobę i schodzi z drzewa (czytaj z łóżka) tylko za potrzebą fizjologiczną. Swoją drogą, leniwce, wbrew temu co myślą o nich ludzie, wcale nie są leniwe. To bardzo pracowite zwierzątka, a ich powolność wynika z niskich zapasów energetycznych, które magazynują żeby w razie potrzeby zaatakować przeciwnika z prędkością pantery. Tak, jestem dzisiaj kaszlącym, smarkającym leniwcem i kumuluję siły przed bezpośrednim starciem z drapieżnym przeciwnikiem.

Do południa czas leci mi dosyć szybko: jem śniadanie w towarzystwie miłych dziennikarzy i ich dziwnych gości z „telewizji śniadaniowej", zdążam przeczytać sto stron „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus" (brak wzmianki o Janach, którzy są z innej galaktyki) i odbywam e-konsultację z młodą, sympatyczną panią doktor Moniką. Diagnoza: infekcja wirusowa górnych dróg oddechowych. Zalecenia: witamina c, sen, nawadnianie. Zwolnienie lekarskie na prośbę chorej: pięć dni.

Tak, drogi szefie, w poniedziałek wybieram się do pracy, czy to ci się podoba, czy nie.

Po południu czas dłuży mi się niemiłosiernie. Zjadam rosół, na zmywanie nie mam siły, padam na łóżko i zapadam w godzinną drzemkę. Kiedy się budzę gapię się w sufit i pozwalam myślom płynąć na różne strony świata. Nie pamiętam kiedy ostatnio leżałam tak bezczynnie. Czuję się z tym źle, że marnuję czas. To uczucie jest niepokojące. Ale widocznie mój organizm potrzebował resetu i nicnierobienia. Myślę o snach, które miałam podczas gorączki, zwłaszcza o ostatnim. Istny koszmar. Przed oczami stają mi martwe ciała rodziny, przyjaciół i Jana. Wzdrygam się i zasłaniam oczy jakby to miało pomóc pozbyć się traumatycznych obrazów w mojej głowie. Zastanawiam się, czy bardziej przerażające było to, że oni wszyscy nie żyli, czy to, że zostałam zupełnie sama. Z rodzicami nie miałam kontaktu od wigilii, kiedy to olałam ich na parkingu. To niedługi okres i wcale mi do nich nie tęskno, ale widok ich trupich twarzy sprawił, że czuję jakiś wewnętrzny przymus, by tylko sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Ale mam opory. Jak sobie pomyślę, że znowu usłyszę od nich same superlatywy na mój temat, to aż mnie kłuje w żołądku. Decyduję się wpierw wysłać SMS-a do Olgi, że jestem przeziębiona, po czym dzwonię do przyjaciół.

Po krótkich pięciominutowych rozmowach z kaszlącą Niną, smarkającą Tośką i charczącym Artim teoria na temat wirusa się potwierdza. Każdy z nas ma podobne objawy i wszystko wskazuje na to, że pacjentem zero był Tomasz (partner Artura). Podobno w sylwestra kręciło go w nosie, a w Nowy Rok dostał wysokiej gorączki. Tośka zaraziła Radka i młodego, a Nina Tadeusza. Tylko Jan się uchował. Jak to mówią: złego diabli nie biorą. No dobra, mam wyrzuty sumienia, że tak on nim pomyślałam, bo, kurczę, to jest naprawdę dobry facet, tylko czasami potrafi mnie niemiłosiernie wkurwić swoim zachowaniem. Nie dziwię się, że ludzie, którzy nie mają bladego pojęcia o zaburzeniach ze spektrum uważają autystyków za chamów.

Á propos wkurwiania, naprawdę muszę sprawdzić, czy starzy żyją, bo mnie to zamęczy. Wybieram numer ojca, bo z ich dwójki on jednak jest mniej irytujący.

– Halo – odbiera znudzonym głosem, jakby dzwonił do niego telemarketer z ofertą kupna jakiegoś badziewia. Jak to jest, że wystarczy jedno słowo z ust mojego rodzica, żeby zrobiło mi się przykro. A może jestem przewrażliwiona?

– Cześć, tato. Co u was?

– Bez zmian. – Słyszę, że odpala samochód. Pewnie jedzie do pracy na drugą zmianę.

MÓJ SZEF   [ WYDANA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz