✧XXXII. Akcji ciąg dalszy✧

127 23 36
                                    

Mrugnęła mocno kilkanaście razy. Ogarnęło ją przerażenie. Przed chwilą zabiła człowieka. Spojrzała na mężczyznę. Ten już się dawno się wykrwawił. Celowała w tętnicę udową, żeby przebiegło to jak najszybciej. Mogli po prostu wyrzucić go z okna! Ponura jednak uparła się na strzał, żeby upewnić się, że Hubert umrze i bez problemu wypchną go z okna. Miał umrzeć bez walki. Major, co prawda, był już martwy, ale strach Klary nie minął w żadnym stopniu.

Wręcz przeciwnie, stawał się coraz większy, spotęgowany obecność Irki.

Teraz już na pewno nas wyda! Przecież ta kobieta nie ma zahamowań. Posiada nasze nazwiska, jeśli nie wyniesiemy się ze stolicy od razu, to skończymy na Szucha! — Przez głowę Klary przebiegały tysiące podobnych myśli.

Krople potu spływały po twarzy Gosi. Dłonie zaczęły się jej trząść, ale próbowała to opanować. Nie mogły dać im znać. Nie mogły nawet się poruszyć. Zostały niecałe dwie minuty. Ruda nie zamierzała skończyć martwa w willi jakiegoś majora. Musiały zacząć działać.

✧✧✧

Anastazja i Antonina czekały w ukryciu przed rezydencją majora. Usłyszały strzał, jego zwisające ciało było widoczne. Ponura cierpliwie czekała, spoglądając na zegarek, ale Nastka była zdenerwowana.

— Czemu one jeszcze nie wychodzą? — Anastazja wstała, ale Ponura przygniotła ją ręką do ziemi.

— Nigdzie nie pójdziesz, Kockówna! — syknęła blondynka.

— Szlag! Puszczaj mnie, co jeśli im się coś stało? Co jeśli był tam jeszcze jakiś szkop?

— Muszą sobie z tym poradzić. Nie będzie więcej ofiar, więc lepiej leż tu spokojnie. Kaja i Pyza nie mogły odwrócić ich uwagi na dłużej niż dziesięć minut. Według moich obliczeń zostało około dwie minuty. Tyle mają czasu.

Nastka czuła się uziemiona. Nie mogła pomóc Doci i Rudej, choć bardzo tego chciała. Mocniej zacisnęła dłoń na broni i położyła się z powrotem na ziemię. Wpatrywała się ciągle w okno. Miała nadzieję, że nieważne, co zaszło w środku, jej przyjaciółki sobie z tym poradzą.

✧✧✧

Tymczasem wewnątrz Irka wciąż trzymała ich w szachu. Gosia postanowiła, że spróbuje powiedzieć coś Klarze na migi. Spojrzała na zegar. Dochodziła dwudziesta trzydzieści, powoli kończył im się czas. Ruda podniosła powoli ręce, Irena jednak zauważyła te próby i odrzekła:

— Jedno twoje słowo rudzielcu i dołączysz do Huberta! — krzyknęła. — Nie ruszaj się z miejsca, bo cię zastrzelę, rozumiesz?

— Taki chojrak z ciebie, Irka? Zastrzelisz dwie nastolatki w mieszkaniu swojego kochanka? — odparła Gosia.

Kobieta przełknęła głośno ślinę i spojrzała na panienkę, która próbowała się z nią wykłócać.

— Jeszcze mi za to podziękują. Takie zepsute bachory jak wy powinny siedzieć cicho i nie wychylać się z mieszkań. Drżeć ze strachu przed gestapo na ulicach, a nie rzucać się jak wszy na sznurku.

— Nie będę siedzieć w miejscu, gdy wszyscy na około umierają. Nie wybrałam łatwej drogi, sprzedając się szkopom jak ostatnia ladacznica, w przeciwieństwie do ciebie — odpowiedziała jej Gosia.

— Gówniaro, nigdy nie potrafiłaś trzymać gęby na kłódkę — powiedziała Irka i podeszła do Spysińskiej. Stanęła przed nią i splunęła w jej twarz.

MazurekWhere stories live. Discover now