✧LVI. Marzenia✧

87 19 40
                                    

Wieczorem panienka Spysińska wraz z ciotką siedziały przy kominku. Dziewczynki poszły do swojego pokoju, a Klara leżała w łóżku od chwili, w której zemdlała nad stawem. Ciotka robiła na drutach i co chwilę poprawiała okulary na swoim nosie. Gosia spoglądała w ciepły płomień, iskrzący się w kominku i powoli odpływała w sen.

— Myślisz, że powinnam wezwać doktora? — spytała nagle ciotka.

— Słucham? — odpowiedziała niemrawo Gosia.

— Wybacz, nie chciałam cię rozbudzić. Pytałam, czy powinnyśmy wezwać doktora do Klary. Przestraszyłam się dziś nie na żarty.

— Wie pani co, mam nadzieję, że jej się poprawi. Nie możemy ryzykować tym, że ktoś dowie się, że tu jesteśmy. Niemcy nas szukają.

— Co się stało w stolicy? Nigdy mi tego nie opowiedziałyście.

— Długa historia. Poza tym ściśle tajna, nie do końca mogę o tym mówić.

— Mam nadzieję, że nie pchacie się do wojska jak Czesiek. Widzicie, do czego go to doprowadziło.

Gosia przełknęła ślinę i zastanawiała się, co odpowiedzieć ciotce Ewie, by brzmiało to wystarczająco wiarygodnie.

— Irena wydała nas Niemcom. To wszystko, co mogę powiedzieć.

— Wydała to, że przetrzymujecie Żydówkę? To nie jest dobry pomysł. Narażanie się w ten sposób kiedyś was zgubi.

— Ula jest dla Klary jak rodzina. Dla Zosi także, dla Stefcia też nią była. Klara jej nie zostawi.

— Niech zostawi ją u mnie. Zosieńkę też. Tu jest o niebo lepiej niż w tamtym przeklętym mieście — odparła ciotka, odkładając druty na kanapę. — Żyjemy w takich czasach, że trzeba sobie pomagać. Wiem, że dla Klarusi to wszystko jest ciężkie, ale ze mną nie stanie im się żadna krzywda. Jeśli tylko dobrze ukryję dziewczynkę i upilnuję Zosieńkę...

— Powinna pani porozmawiać o tym z Klarą. Nie mnie decydować o tym, co ma zrobić ze swoją rodziną. Z jedyną rodziną, która jej pozostała.

— Co z twoją rodziną, kochaniutka? — spytała Ewa. — Gdzie są? Został ci ktoś jeszcze?

— Matka i młodszy brat. Matka jest obłożnie chora, a brat ma ledwo osiemnaście wiosen. Zostali u przyjaciółki mamy. Codziennie drżę o ich życie. Boję się, że Niemcy zorientują się, że mamy ze sobą coś wspólnego i im coś zrobią. Nie mogłam na to pozwolić, dlatego uciekłam. Dla ich dobra.

— Widzisz, ja działam dla dobra Klarusi. Ona i Zosieńka to jedyne osoby, które mi pozostały. No i szwagierka za oceanem, która wyśle coś raz na ruski rok.

— Szwagierka? — spytała Gosia. — Skoro ma pani szwagierkę, to co się stało z pani mężem?

— Zaginął kilka miesięcy po naszym ślubie. Wyszłam za niego, gdy miałam zaledwie siedemnaście lat, za namową ojca. Potem zaczęła się Wielka Wojna, on poszedł walczyć i już nie wrócił. Nie znaleziono jego ciała, nikt nie wie, co się z nim stało. Zmieniłam nazwisko z powrotem na panieńskie, wiele mnie z tym człowiekiem nie łączyło. Z jego siostrą natomiast dogadywałam się świetnie. Potem coś ją pociągnęło do wielkiego świata i zostałam sama. Ach, no i jeszcze była Brygida.

— Kim jest Brygida?

— To długa historia. Matka odeszła w dwudziestym czwartym, kiedy jeszcze wszyscy tu mieszkaliśmy. Zostałam sama z ojcem aż do dwudziestego ósmego.

— Co się wtedy wydarzyło? — Panienka Spysińska wydawała się niesamowicie pochłonięta historią życia starszej kobiety.

— Ojciec zmarł. W dwudziestym szóstym Docia i Czesiek wyprowadzili się od nas razem z Klarusią. On miał mieszkanie rodzinne w Warszawie, na Żoliborzu. No i zamieszkali tam. Ten dom jest dość spory, więc nie miałam jak się nim zajmować. Starałam się z całych sił, ale musiałam zacząć szukać jakiegoś współlokatora. Wtedy jednak moja Docia zaszła w ciążę. Spędzała ostatnie miesiące swojego życia właśnie tutaj. Musiałam się nią opiekować. Kiedy moja siostra umarła, a Czesław przeniósł się z dzieciakami na stałe do Warszawy, nie miał kto ze mną tu pomieszkiwać. Podczas pobytu u Jasińskich poznałam Brygidę, moją, jak się okazało, najlepszą przyjaciółkę. Wkrótce razem zamieszkałyśmy tutaj. Spędzałyśmy razem prawie każdy dzień od jesieni trzydziestego drugiego. Początkiem lipca trzydziestego dziewiątego Brygida wyjechała do Łodzi. Miała aktorskie zapędy, wieś ją nużyła, nie mogła się tu rozwijać. Spytała się, czy jadę z nią, ale ja nie mogłam zostawić rodzinnego domu. Odjechała i nie wróciła. Ostatni list wysłała do mnie na święta, nawet nie wiem, jak się teraz miewa. Czasami okropnie za nią tęsknię, ciężko było mieszkać samotnie.

MazurekDonde viven las historias. Descúbrelo ahora