Niepamięć

3.1K 371 82
                                    

- Słodki? Ja? I jeszcze dzieciak? Nie rozśmieszaj mnie. Nigdy nie byłem słodki, a nawet jeśli, to...

- Nie mogę wiedzieć? - rozbawiony ton sprawił, że zamiast zamarznąć w szoku, skamieniałem. To było o wiele mocniejsze. Lód prędzej czy później się topi. Ja w tamtym momencie nie miałem co na to liczyć, gdyż każdy jeden mój mięsień czy organ zamienił się w litą skałę, ociężałą i pozbawioną rozumu. Czułem, jak mój wzrok pustoszeje. Kpiący ton, ktoś to twierdzi takie rzeczy... i ten głos, znikąd znajomy. Wszystko wprawiało moje myśli w zbyt wielkie wirowanie. Podczas tak wzmożonej pracy, paradoksalnie szum ją uniemożliwiał.

Znowu śmiech. Tym razem drgnąłem odrobinę mocniej na jego dźwięk. Tym razem bowiem nie był taki bezczelny. Nie drwił ze mnie. Jej właścicielkę po prostu coś rozbawiło. W wyobraźni miałem jej twarz, a raczej zarys jak za mgłą. Dziewczyna w momencie w którym wyszedłby z niej tego typu chichot na pewno by się zarumieniła, zakryła usta, trzęsła się, i może nawet zgięła się w pół. Tak sobie ją wyobrażałem... A może... Wspominałem?

Potrząsnąłem głową, prawie słysząc przy tym kruszenie się kamiennej skorupy, która w końcu mnie uwolniła. Musiałem wprawdzie jeszcze chwilę patrzeć na podłogę zanim spojrzałem butnie w "ślepia" kryształu.

- Tak. Nie możesz wiedzieć, więc... - znowu mi przerwała, tym razem nie zaśmiała się jednak. To jakaś zmiana w atmosferze kazała mi zamknąć usta.

- Nie mów mi czego mogę, a czego nie. To nigdy nie była twoja działka. Wytłumaczę ci wszystko, ale ucisz się na chwilę. W tym akurat byłeś dobry. Byłam z ciebie taka dumna... Słuchałeś mnie jak boginki. Opowiedzieć ci zabawną rzecz? Pewnego dnia wyszłam z domu, a tobie kazałam nie ruszać się z miejsca. Kiedy wróciłam, siedziałeś jak cię zostawiłam. Zsikałeś się w spodnie, bo nie chciałeś łamać rozkazu, i wychodzić na dwór nawet by się odlać... No, nie ważne. Zmieniłeś się. Wyrosłeś. - w tych ostatnich słowach wyczułem uśmiech, lecz całość sprawiła, że cofnąłem się o krok. Mogła zmyślać. Oczywiście, że mogła, ale czy sugestia mogłaby aż tak na mnie wpłynąć, bym nagle usłyszał w głowie znajomy płacz dziecka zostawionego przy gasnącym ogniu?

- O czym ty niby mówisz? - zaczynałem się coraz bardziej niepokoić. Przychodzenie tu było błędem. Dałem się zwabić w jakieś cholerne sidła. - Nikogo przy mnie nie było! Nigdy! Zawsze byłem sam! Wszyscy mnie opuścili, kurwa mać! - wybuchłem w końcu, nie wytrzymawszy naporu emocji. Tama we mnie pękła z trzaskiem. Kamienny zator w moim sercu chyba tylko udawał swoją twardość. Uderzony w odpowiednie miejsce z łatwością wypuścił falę tego, co się za nim zbierało.

Moje wnętrze zakłuło, aż zgiąłem się w pół. Zadzierałem głowę by móc nieprzerwanie śledzić wrogą skałę wzrokiem.

- Ojej, mój biedny, czyżby coś cię bolało? Może to osy? Zalęgły się w tej pustej główce? Jak ktokolwiek mógł cię opuścić, skoro zawsze byłeś sam? Zaprzeczasz sam sobie, a może właśnie mnie okłamujesz? Okłamujesz własną siostrę? No, powiedz mi Lyiar, nie wstyd ci?

Jedno słowo, zupełnie niepowiązane z magią, zadziałało na mnie jak najpotężniejsze zaklęcie. Odrzuciło moje ciało w tył. Czy ona nazwała się jak się nazwała? Ale nie! To musiała być pomyłka!

- To nie prawda! Nie możesz być... A ja nie... Niemożliwe... J-ja nie mam rodz-rodzeństwa! Nie mam niko...

- Zaczynasz się powtarzać, a to nijak nie sprawi, że te słowa będą w jakimkolwiek stopniu bardziej prawdziwe. Lyiar, możesz mnie nie pamiętać, ale to ja. Jestem twoją siostrzyczką, przypomnij sobie. Twoją opiekunką. Dbałam o ciebie odkąd w ogóle otworzyłeś oczy. To... to bardzo przykre, że uderzyłeś się w głowę i zapomniałeś jak cię szukałam. Jak dałam ci twój naszyjnik byś zawsze wiedział, że masz kogoś na tym świecie. To naprawdę bardzo, ale to bardzo przykre, że zapomniałeś...

- Dlaczego... Ja nic nie pamiętam... - złapałem się za skronie, z paniką spoglądając w ziemię. Moje szeroko otwarte oczy skakały spojrzeniem z miejsca na miejsce. Zawiał wiatr, a w moich myślach jakby coś wszystko na siłę uciszyło pchające mi się przed oczy zamazane obrazy. Z mgły, tak odłamków poszczególnych scenek wyłonił się w miarę dokładny kształt. Wspomnienie, bo domyśliłem się że to właśnie rym miało być, nie było jak inne, normalne. Wydawało się co jakiś czas zakłócone. Słowa nie pasowały do siebie, tak samo tony i dźwięki. Do tego ta wszechobecna niewyraźność, do której nie szło przywyknąć...

Wspomnienie... Pierwsze tak wyraźne i spójne od lat. Dziwancznie podejrzane przez to, jak głosik w moim umyśle przekonywał mnie usilnie, że takie nie jest.

W tym wspomnieniu biegłem przed siebie po bardzo stromym zboczu w lesie. Wszędzie kamienie, porosty, mech, i rzędnące drzewa. Korzenie nie były na tyle silne by wbijać się w zimny kamień, który dominował tym bardziej, im wyżej się zapuścić. Chyba czułem się w tedy ścigany? Emocje towarzyszące scenie coś blokowało, musiałem się domyślać.

Nie patrzyłem pod nogi, nie zważałem na to gdzie stawiam stopy. To już było podejrzane. Zawsze to robiłem. Na pewno przed utratą pamięci też tak było. Przecież brak przeszłości nie może aż tak zmienić, by człowiek nagle odrzucił swoje wszystkie nawyki.

Więc prawie napewno uciekałem. Biegłem rozpaczliwie, aż mech pod jedną z moich stóp okazał się mniej stabilny od swoich poprzedników. Bardziej wilgotny. Zapadłem się, a potem sturlałem po zboczu. Obraz zciemniał. Dziwnym wydało mi się jednak to, że czerń nastąpiła jeszcze zanim głowa mnie z przeszłości w ogóle dotknęła ziemi, o kamieniach już nie mówiąc.

Otworzyłem oczy. Wolnymi krokami wracałem do teraźniejszości. Wolnym oddechem nabierałem zapasu powietrza, by potem wolnym krokiem wstać, wolno spojrzeć ostatni raz na kryształ, a potem powoli obrócić się na pięcie. Nie miałem siły...

- Lyiar? Lyiar! C-co ty robisz? Nie mów, że chcesz mnie tu zostawić!? Ja jestem twoją siostrą! Musisz mi uwierzyć, musisz mi pomóc, Lyiar! - słowa były zsynchronizowane z uderzeniami dwóch pięści w kryształ. - A twój medalion?! Po niego tu przyszedłeś!

Zatrzymałem się, po czym spojrzałem w jej, jego, tego czegoś stronę.

- Wyśmiewasz mnie, wmawiasz mi jakieś głupstwa. Mówisz jak się zmieniłem... Nie mam pojęcia czy cokolwiek jest prawdą. Myślisz, że zapomnę co mówiłaś wcześniej? Możesz być cholernym zaklęciem mającym pozbywać się takich, co idą za jego głosem. Skąd niby miałaby się tu wziąć moja...

Znowu mi przerwała, cholera jasna! Ja za to, mimo wielkich chęci, nie mogłem się wtrącić gdy coś mówiła. Kiedy tylko otwierałem usta by to zrobić, strach ze źródłem zbyt głęboko w straconych wspomnieniach nakazywał mi milczenie.

- Ja... Ja przepraszam, że mnie przy tobie nie było... Naprawdę, ja... Ja też byłam bez ciebie samotna, ale to nie moja wina! Zrozum, to jest moje więzienie... Tylko ty mnie zrozumiesz, i uwolnisz, dlatego tak cię potrzebuję! Potrzebujemy się nawzajem. - z przerażeniem zauważyłem, że coraz bardziej dawałem się przekonać.

- W-więzienie? - Moje zdystansowanie, już wcześniej trochę naciągane, rozpłynęło się jak dym.

- Tak, moja cela to ten pokój, a kryształ to moje łańcuchy. Sama nie jestem w stanie ich przerwać.

Milczałem chwilę. Czy warto zadawać pytanie, na które znam już odpowiedź?

- K-kto cię uwięził? - zapytałem drżącym głosem.

- To chyba oczywiste. - prychnęła. - Adan.

Wydało się. Co myślicie o siostrzyczce?

Drakonis Severus (bxb)Where stories live. Discover now