Sprawiedliwość

2.7K 322 71
                                    

Bałem się wychodzić z pokoju, i nawet szarpanie mojej bransolety, oraz wydawane przez nią denerwujące odgłosy nie potrafiły mnie przekonać do wyściubienia z niego nosa. 

Fakt, iż tak szybko, wręcz w przeciągu pół minuty narobiłem sobie tak wielu wrogów, motywowanych do tego najgorszą z sił jakie mogą pchać do działania... Co tu dużo mówić, był przerażający. 

Po jakimś czasie byłem zmuszony trzymać się kolumny łóżka, bo głupia biżuteria nie dawała za wygraną. Byłem wściekły, ale pod koniec drugiego dnia po feralnym wieczorze, natrętny głód zmusił mnie w końcu do wyjścia ze swojej nory. Smętnie przeszedłem korytarzem pod ścianę którą wchodziłem do jadalni. Adan po chwili pojawił się obok mnie. Wiedziałem, że otworzył usta chcąc coś powiedzieć, więc uciszyłem go gestem dłoni. Posłuchał mnie, czego w sumie się nie spodziewałem, ale nie okazałem zaskoczenia w żaden sposób. Wyszeptał słowa, które już od jakiegoś czasu próbowałem zapisać, ale niestety nie było to tak proste jak czytanie. Moja ręka nie była wyćwiczona. 

Wszedłem przez otwór w ścianie, jeszcze zanim ten otworzył się w pełni, po czym zająłem swoje miejsce. Nikogo jeszcze nie było. Byliśmy wcześniej. Dziwnie było się nie spóźniać. Chciałem usiąść w swoim zwyczajowym miejscu, prawie na końcu stołu, przy krześle największej suki jaką tutaj miałem nieprzyjemność spotkać, ale nagle poczułem ciepłe dłonie na swoim ramionach. Te zwróciły mnie w stronę szczytu stołu, i tam popchały, do krzesła obok miejsca należącego do Adana. Zatrzymałem się od razu gdy zrozumiałem jego intencję. 

- Nie. - oznajmiłem krótko, ale Adan nie ustąpił mimo szoku. 

- Ale... 

- Nie. Nie pomożesz mi dalszym robieniem ze mnie kogoś wyjątkowego. Narobisz mi tylko większych kłopotów. 

- Jednak chciałbym cię mieć przy sobie. Po tamtym co zrobiłeś... - zaczął, przerywając pod wpływem mojego ostrego spojrzenia. Wiedziałem co miał na myśli. Pocałunek, który doprowadził nas do tej sytuacji... To był impuls.

- Kolejna samolubna zachcianka? No tak, czego mogłem się po tobie spodziewać. I czego chcesz, co? Potrzymać się za ręce pod stołem? A potem wszystkie te oszalałe baby odgryzą mi każdy palec którym pewnie ich zdaniem ja, natrętna, przebiegła przybłęda, cię tknąłem i zhańbiłem. - strzepnąłem z siebie jego dłonie, i wróciłem na własne miejsce, pozostawiając go ze spuszczoną głową. Ten widok mnie nie cieszył, ale wiedziałem, że jeśli chcę uniknąć oskalpowania przez te wariatki, to muszę sprawiać wrażenie, jakby Alissa po prostu oszalała, i podzieliła się z tym haremem jedynie własną halucynacją. 

Oznaczało to również odpychanie od siebie Adana, tak jak robiłem to wcześniej bez przerwy.

Znaczy wcześniej... Mam na myśli okres kiedy to jeszcze traktował mnie w ten dziwny sposób, nie nauczył mnie jak się czyta, nie pragnął mojego towarzystwa w kąpieli... Czyli w sumie nie tak dawno. Strasznie się porobiło... 

Usiadłem ciężko na swoimi miejscu, daleko od szczytu stołu. Bezpiecznie, choć pozornie wręcz przeciwnie. Nim się obejrzałem, do pomieszczenia zaczął się wlewać ten średniej wielkości tłum. Tak jak się obawiałem, robił to w wyjątkowej, pełnej napięcia ciszy. Wszystkie miejsca zostały zajęte, a towarzyszył temu tylko odgłos przesuwanych po podłodze mebli. Poczułem przy sobie obecność. Dobrze znaną mi, jadowitą egzystencję pewniej samicy psa. Spojrzałem kątem oka na jej twarz. Zazwyczaj była biała, cera dziewczyny była porcelanowa, ale dzisiaj zamiast tego, jej skóra emanowała chorobliwą bladością. Ciężko przełykała ślinę, i zaciskała pięści na kolanach.

Miałem ochotę zapytać o co chodzi, ale byłoby to chyba odebrane jako bezczelność, a ja jak raz chciałem tego uniknąć. Posiłek zwyczajowo zaczął się od Adana, życzącego wszystkim smacznego. Nie pokazywał po sobie nastroju, w jaki go wprawiłem. Głosy, które mu odpowiedziały, nie były już tak doskonałe w ukrywaniu pełnej palety negatywnych uczyć, unoszących się w sali. Zacząłem jeść. Wkładałem dużo wysiłku w ignorowanie nienawistnych łypnięć w moją stronę. Konsumowałem, jak gdyby nigdy nic. Nie wiedziałem o co chodzi. W końcu to, co myślały że się zdarzyło, tak na prawdę było urojeniem. Dokładnie tak. Chorą wizją.

Drakonis Severus (bxb)Where stories live. Discover now