63. Dlaczego on nie pachnie jak moje dziecko?

1.5K 149 74
                                    



Harry krzyknął na cały głos, ściskając w dłoniach prześcieradło. Jego katka piersiowa szybko unosiła się i opadała, kiedy parł podczas kolejnych skurczy. Lekarz dopingował go, a omega wewnętrznie prosiła o swojego alfę, który nic nie wiedział, będąc w szkole na zajęciach. Harry po prostu nie miał jak do niego zadzwonić. Wszystko wyszło nagle, Harry rzeczywiście miał ostatnie dobre dni i odpoczął porządnie, ale teraz? Miał wrażenie że starci przytomności po kolejnym takim skurczu.Jego ginekolog w ogóle się nie pomylił. Końcówka lutego, a on właśnie rodził swoje pierwsze szczenię.

Najorszy w tym wszystkim był brak Louisa, który pechowo tego dnia zostawił telefon w domu, a Harry nie miał głowy do szukania numeru ze szkoły.

🐾🐾🐾

Louis akurat polecił dzieciakom rozciąganie się. Była końcówka zajęć, a maluchy zrobiły tego dnia naprawdę dobra robotę. Do sali gimnastycznej wpadła sekretarka i od razu podbiegła do Louisa.

- Dostałam telefon od pielęgniarki ze szpitala - wyszeptała do ucha Tomlinsona - Twój narzeczony rodzi, wezwałam już jednego nauczyciela na zastępstwo. Dyrektor każe ci uciekać - łapała się w bokach, nie miała kompletnie kondycji.

- Co mój narzeczony? - Louis momentalnie zastygł - Ale ze teraz rodzi? W tym momencie? - niedowierzał w to co się działo.

- Tak Louis, leć - szturchnęła go - On cię teraz potrzebuje. Dzieciaki mają zastępstwo.

- Ja, tak. Dobrze - dosłownie wybiegł z sali i skierował się do pokoju, który dzielił z reztą trenerów.

Wziął najważniejsze rzeczy i zamówił taksówkę, wiedząc że nie jest w stanie prowadzić. Wiedział, a raczej zauważył brak tego dnia telefonu, jednak nie spodziewał się, że jego syn akurat dziś wybierze dzień, żeby przyjść na świat. Nie podarowałby sobie, jeśli ominąłby ten moment. Musiał wspierać swojego narzeczonego. 

Miał szczęście, że to nie była godzina korków w Londynie i dość szybko dostał się do szpitala. Wpadł tam jak burza i od razu podbiegł do recepcji.

- Harry Styles, mój narzeczony rodzi - oddychał głęboko.

- Styles... Styles, Styles... Och, mam. Piętro drugie, sala dwadzieścia osiem. Wpuszczą tam pana, kiedy... - nie dokończyła, ponieważ szatyn już biegł w stronę windę - Ojcowie... - pokręciła głową.

Alfa olał kompletnie windę i pobiegł od razu na schody. Po drodze zaczepił pielęgniarkę, która zaprowadziła go najpierw do pomieszczenia, gdzie musiał założyć specjalne ubranko, a potem zdezynfekować ręce. Jednak nie była w stanie mu powiedzieć czy jego partner jeszcze rodzi czy już po wszystkim. W końcu i usłyszał zmęczony krzyk swojej omegi z drugiego końca korytarza. Harry jeszcze rodził ich dziecko, zapewne wijąc się z bólu. Od razu wiedział, gdzie znajduje się jego partner. Po chwili wszedł do odpowiedniej sali, znalazł wzrokiem Harry'ego, który był z boku i oddychał bardzo ciężko. Usiadł na stołku obok niego i chwycił dłoń, która była zaciśnięta w pięść.

- L-Lou, skąd... J-Jak? - brunet zmęczony spojrzał w niebieskie oczy. Pot spływał po jego czole, a włosy przyklejały się do mokrej skóry.

- Dalej Harry! Mamy już prawie główkę! Jesteś dzielny! - położny dopingował, mając rzeczy pod kontrolą.

- Jestem z tobą, zdążyłem. Dostałem telefon że szpitala, a raczej zadzwonili do sekretariatu. Więc udało mi się, chyba w ostatnim momencie. Dasz z siebie teraz wszystko? Będziesz przeć i dasz nam pięknego synka? - splątał ich palce.

- P-próbuję - zapłakał, łapiąc w sobie ostatnie pokłady siły i podpożądkowując się słowom lekarza.

- Mamy główkę! Już tylko z górki Harry!

Self-seeker  || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz