Rozdział VII - ,,ON - Pierwsze spotkanie''

166 8 71
                                    

Rozdzieliwszy się, każdy z nas zaczął zmierzać w swoim kierunku, dokładnie przeszukując każdy, nawet najmniejszy kąt przypisanej sobie kondygnacji. Była to praca niezwykle mozolna i zarazem trudna – nie tylko dlatego, iż budynek liczył ponad sto pięter i kilkaset pomieszczeń. Jednym z czynników w wielkim stopniu wpływającym na nasze poszukiwania był sam irytujący fakt, iż do dyspozycji mieliśmy wyłącznie małe latarki, rzucające naprawdę nikłe ilości światła. Nie licząc broni, która w chwili obecnej wydawała się być wręcz zbyteczna.

Po około kilkunastu minutach udało mi się przeszukać aż cztery piętra. Nie znalazłam jednak tam nic, co choć w minimalnej mierze mogłoby przypominać mutagen. Lecz z drugiej strony – trudno się dziwić. Empire State Building był naprawdę ogromny w porównaniu z niewielkim zbiornikiem neonowozielonej substancji, który mógł znajdować się wszędzie.

Otwierając drzwi do następnego pomieszczenia, zaczęłam zastanawiać się nad naszą misją. Choć w budynku przebywaliśmy już dobre pół godziny, żadne z nas nie natknęło się na wroga. Lecz... Czy to tylko pozory? Czy nieprzyjaciół faktycznie tu nie było? A być może obserwowali nas z ukrycia, starając się wytworzyć w naszych myślach złudne poczucie bezpieczeństwa? A może wróg już dawno przechwycił fiolkę z mutagenem i znajdował się już bardzo daleko stąd?

Przystanęłam na moment, wciąż trzymając dłoń na mosiężnej klamce. Zawahałam się, zanim do końca otworzyłam drzwi.

A jeśli to zasadzka?

Gdzie pozostali?

Czy wszystko u nich w porządku?

Jaką siłą dysponuje nasz wróg?

Bijąc się z natarczywymi myślami, przedstawiającymi najgorsze możliwe scenariusze, zebrałam w sobie odwagę, delikatnie i cicho uchylając drzwi.

Pamiętaj, Katniss... Dziewięćdziesiąt procent rzeczy, o które się martwisz, nigdy się nie wydarzy... — próbowałam nieco uspokoić się w duchu, nim bezpośrednio wkroczyłam do pomieszczenia.

Moim oczom ukazał się urzekający, wręcz nieziemski widok panoramy miasta. Przez przeszklone ściany można było dojrzeć setki migających światełek – uliczne latarnie, oświetlone domy i dzielnice, piękne niebo z milionami gwiazd... Wszystko było jak na wyciągnięcie ręki. Zauważywszy, iż przez okna wpada jasne światło oraz blask białego księżyca, wyłączyłam niepotrzebną w tamtej chwili latarkę.

Zanim zdążyłam wyrwać się z transu, spowodowanego tak niezwykłym widokiem, minęło dobre kilkanaście sekund. Ocknęłam się, gdy nagle usłyszałam jakiś podejrzany, niepokojący odgłos. Serce natychmiastowo zaczęło mi bić szybciej. Czułam, jakby za moment miało mi wyskoczyć z klatki piersiowej. Moje tętno znacznie przyspieszyło, a po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, porównywalny do tego, towarzyszącego mi podczas pierwszego spotkania z Oroku Saki'm. Aczkolwiek, mimo to, starałam się zachować zimną krew i bez względu na wszystko pamiętać o celu swej misji.

Odruchowo rozejrzałam się po pomieszczeniu, chłonąc wzrokiem każdy jego najmniejszy szczegół. Nagle, ku miłemu zaskoczeniu, dostrzegłam połyskujący zbiornik z neonowozieloną substancją. Znajdował się on w ciemnym, szarym kącie, po równoległej stronie biura.

Chcąc jak najszybciej powiadomić o tym przyjaciół, wysłałam wszystkim poprzez komunikatory informacje dotyczące mojego położenia. Następnie, uradowana, iż udało mi się odnaleźć mutagen, czem prędzej ruszyłam w jego stronę. Jednak... Gdy już miałam go na wyciągnięcie ręki... Gdy byłam o krok od wykonania naszej misji... Pojawił się... ON.

Oboje w dokładnie tym samym momencie położyliśmy dłonie na połyskującym zielenią zbiorniku mutagenu.

— Co do... — spytałam zmieszana, a zarazem zaniepokojona, podnosząc wzrok na znajdującą się przede mną postać.

 [TMNT 2012] Nieuchwytni - Stowarzyszenie Cieni Where stories live. Discover now