Rozdział IX - ,, Cudowne wieści...''

106 6 93
                                    

*** Klan Hamato***
— Leo! Nareszcie wróciłeś! — piegusek krzyknął podekscytowany, widząc wyłaniającego się zza ściany starszego brata, po czym podbiegł do niego, zamykając go w braterskim uścisku.

— O, hej Mikey... — rzucił zmieszany chłopak, przybierając niemrawy wyraz twarzy. Bez słowa wszedł do kuchni, w której znajdował się jego brat Raphael. Zająwszy miejsce przy stole, oparł głowę na dłoni, błądząc gdzieś myślami.

Zielonooki, zdziwiony zachowaniem lidera, odezwał się, nie mogąc dłużej wytrzymać wszechobecnej ciszy.

— I jak tam, brachu? — spytał wygodniej rozsiadając się na krześle. — Dowiedziałeś się czegoś?

— Hę? — Leo podniósł leniwie podniósł wzrok, zatrzymując go na twarzy rozmówcy.

— Pytałem, czy dowiedziałeś się czegoś o naszych wrogach. — westchnął tamten, próbując nie stracić nad sobą panowania. Sam fakt, iż musiał powtórzyć pytanie niezwykle go irytował.

— Niczego ani nikogo nie znalazłem. — odrzekł chłodnym tonem w pełni świadom swojego kłamstwa.

Leo podniósł się powoli z miejsca, zmierzając ku wyjściu z kuchni.

— A tobie co? — Raphael zmarszczył podejrzliwie brwi, przypatrując się bratu.

— Idę do swojego pokoju. Jestem zmęczony... — odpowiedział obojętnie, opuszczając pomieszczenie i pozostając sam na sam ze swymi myślami.

Mikey, który od początku przysłuchiwał się rozmowie, odwrócił wzrok w stronę zielonookiego, szukając u niego jakiegoś wyjaśnienia.

— No co się gapisz, dzbanie? Ja nic nie zrobiłem. — warknął w odpowiedzi, unosząc ręce w obronnym geście.

Młodszy brat przybrał zabawny wyraz twarzy z wymalowaną na niej powagą.

— Leo dziwnie się zachowuje... — zaczął drapać się po podbródku, unosząc oczy ku górze. — Możeee... Kosmici wyprali mu mózg!!! — wrzasnął na całe gardło, chwytając Rapha za barki i szarpiąc nim jak szmacianą lalką.

— Ogarnij się, głąbie! — skarcił jasnookiego, zdzielając go po głowie.— Tobie, to chyba mózg wyprali już dawno temu! A nie... Czekaj... Przecież ty nie masz mózgu.

Mikey nadymał policzki wyraźnie zdenerwowany.

— Dobra! To idę do Donniego! Chociaż jego obchodzi los starszego brata! — odrzekł, wyglądając jak rozzłoszczone dziecko, które nie dostało upragnionego lizaka. Po chwili już go nie było – zniknął za ścianą, pędząc w stronę laboratorium.

— Widziałeś to, Spike?! — spytał swojego zwierzątka niepocieszony. Mały żółw lądowy normalnych rozmiarów, odwrócił jedynie główkę w przeciwnym kierunku.

— Nie no, serio? Ty też przeciwko mnie?! — spojrzał na przyjaciela, zdesperowany unosząc dłonie ku górze.

*** Pov. Katniss ***
Pierwsze promienie słońca zaczęły wpadać przez okno do mojego pokoju. Z wyraźną niechęcią wydostałam się spod kołdry. Westchnęłam głęboko, próbując opanować pożerające mnie od środka zmęczenie. Z ogromnym trudem wstałam z łóżka, chwiejnym krokiem udając się w stronę łazienki.
Podnosząc swe ociężałe powieki, spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie... Choć szczerze mówiąc, w tym przypadku ,,okropnie" to mało powiedziane. Moja fryzura wyglądała jak po przejściu tornada – niesworne kosmyki kruczoczarnych włosów wykręcały się w każdą możliwą stronę, sprawiając, iż moja głowa przypominała ptasie gniazdo.
Nie wspominając już nawet o kilku siniakach na rękach, workach pod oczami i pokrytym grubą warstwą kurzu stroju kunoichi.
Uniosłam nieco bluzkę, spoglądając w lustrze na swój umięśniony brzuch brzuch, przypominający nieco ten kulkturystów.

 [TMNT 2012] Nieuchwytni - Stowarzyszenie Cieni Where stories live. Discover now