Rozdział X - ,, Nie tym razem''

102 7 158
                                    

*Pobijamy rekord kom? XD*

*** Klan Hamato***
Najwyższy z braci, a zarazem obdarzony niezwykłą inteligencją, od dłuższego czasu przesiadywał w laboratorium, stanowiącym również pracownię techniczną. Nie zauważywszy nawet przypatrującej mu się pary jasnoniebieskich oczu, w ogromnym supieniu pracował nad antymutagenem, który miał umożliwić odwrócenie zmian w kodzie genetycznym, powstałych w wyniku zetknięcia z neonowozieloną substancją. Piegowata twarz jego młodszego brata coraz bardziej wychylała się zza ściany, z czego machoniooki nie zdawał sobie nawet sprawy.

- Donnie! Musisz mi pomóc! - jęknął proszącym tonem, wbiegając szybko do środka, tym samym przyprawiając niemal mutanta o zawał serca. Dłoń z trzymaną przez niego czerwoną substancją gwałtownie zadrgała, sprawiając, iż cała zawartość fiolki znalazła się w naczyniu z neonowozieloną cieczą.

- Pandij! - machoniooki krzyknął piskliwym głosem, wyższym niż zazwyczaj ci najmniej o trzy oktawy. Zarówno Mikey, jak i jego straszy brat w nagłym ataku paniki rzucili się ba podłogę, zasłaniając głowy dłońmi. Nagle, głośny huk spowodowany eksplozją substancji rozległ się po całym labolatorium, rozrzucając wszędzie odłamki szkła. Chmura czarnego jak smoła dymu zaczęła wypełniać pracownię, tym samym utrudniając oddychanie.

Donatello, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, zaczął czołgać się po ziemi, zmierzając w stronę gaśnicy. Gdy już ta była na wyciągnięcie ręki, chwycił ją mocno w dłonie, po czym zatopił źródło pożaru w białej pianie, tym samym zmniejszając niebezpieczeństwo.

Dym, który jeszcze chwilę temu opanował całe pomieszczenie, zaczął stopniowo znikać - na tyle, aby chociaż w najmiejszym stopniu poprawić widoczność. Machoniooki, wskazawszy gestem na wyjście, spojrzał na brata, upewniając się, iż ten wie do czego zmierza. Na szczęście oboje, krztusząc się dymem, opuścili pracownię. Pomimo kilku zadrapań i brudu spoczywającego na ich skorupach, sprawiali wrażenie, iż wszystko w porządku.

- CZY TY JESTEŚ NORMALNY?! - wykrztusił z siebie laborant, wrogo spoglądając na błękitnookiego.

- Wybacz... Nie chciałem... - szepnął piegusek z niepewnym uśmiechem na twarzy, drapiąc się w kark. Trudno ukryć, iż było mu głupio z powodu eksplozji, do której to właśnie on doprowadził.

Donatello wziął głęboki oddech, zatapiając się przy tym w myślach. Nie chciał gniewać się na brata, jednak myśl o zniszczonej pracowni wcale nie podnosiła go na duchu. Spojrzał na niego, ocierając twarz dłońmi.

- Straciliśmy kolejny zbiornik z mutagenem... - rzekł z wymalowanym zrezygnowaniem na twarzy.

- Mamy teraz większe problemy, Donnie! - wypalił nagle piegusek, łapiąc go za ramiona. - Coś jest nie tak z Leo!

Machoniooki obrócił leniwie oczami, wypuszczając z ust powietrze.

- Po prostu jest zmęczony. Jak my wszyscy - rzekł beznamiętnie, po czym zastanowił się i dodał - No może poza tobą...

- Nie w tym rzecz! Zachowuje się inaczej niż zwykle. A TY pomożesz mi dowiedzieć się dlaczego - wskazał na niego palcem, wypowiadając te słowa tak dobitnie, że zabrzmiały niczym rozkaz.

-Mam inny wybór? - machoniooki spytał niechętnie.

- Raczej nie, bro.

*** Tymczasem w szkole ***

- Jak mogliśmy zachować się tak nieodpowiedzialnie?! - spytał w końcu po dłuższej chwili milczenia przejęty Justin.

Spojrzeliśmy na siebie zakłopotani, nie mając pojęcia, jak zachować się w wszechobecnej sytuacji. Miałam mętlik w głowie i totalną pustkę zarazem. Tępo spoglądałam na srebrnowłosego, próbując jakkolwiek zaradzić w owej sprawie.

 [TMNT 2012] Nieuchwytni - Stowarzyszenie Cieni Where stories live. Discover now