Rozdział 2. Trener Bartek i inne motywatory

806 85 7
                                    


Siedział w przytulnym, schludnym gabinecie doktor Hanny Kwiatkowskiej. Ułożenie maleńkich, szkicowanych obrazów przedstawiających najważniejsze punkty Bydgoszczy, jakie wisiały na ścianie, znał już niemal na pamięć. W końcu od ponad roku co sobotę (a wcześniej co sobotę i środę) wpatrywał się w nie i opowiadał młodej, trzydziestotrzyletniej terapeutce o swoich życiowych bolączkach. A tych miał naprawdę wiele.

– Więc jest coraz gorzej – skwitowała, kiedy Maks wreszcie skończył streszczać jej swój tydzień. Westchnął ciężko i w odpowiedzi jedynie kiwnął głową. – Masz jakiś pomysł, dlaczego się tak dzieje?

– Myślę, że to przez pracę – powiedział, dudniąc palcami w skórzane obicie fotela, na którym siedział. Hanna kiwnęła głową, po czym coś zanotowała w kajecie.

– Tak, również to zauważyłam. Robiłeś postępy do czasu, aż nie zacząłeś pracy. Niektóre twoje natręctwa powróciły, jak sam mówisz. Przeraża cię brud?

– Przeraża mnie bałagan – poprawił i poruszył się nerwowo na siedzeniu, starając się nie myśleć o tym, ile osób zajmowało to miejsce oraz ile rąk dotykało tej skóry. Już miał to przecież za sobą, już potrafił radzić sobie z takimi rzeczami, nie mógł pozwolić dać zawładnąć się tej fobii. – Z brudem... zarazkami i bakteriami – sprostował – jeszcze sobie radzę. To znaczy wciąż często myję ręce i mam przy sobie żele antybakteryjne, ale wczoraj na przykład pomyłem po kimś naczynia i się nie brzydziłem tego dotknąć – dodał, aż prostując się z dumą, na co Kwiatkowska posłała mu uśmiech.

– Brawo – pochwaliła. – Po tym Adrianie? – dopytała, a Maks pokiwał głową. – Ale powiedz mi, czemu nie mogłeś tego tak zostawić? Rozmawialiśmy już o tym, że mały bałagan nie jest niczym złym.

– Mały nie, ale później do tego mogłyby dojść kolejne naczynia i kolejne, bo mówię ci, ten Adrian to jakaś patola – sapnął. – Boję się tego, co spotkam jak wrócę do domu. Wczoraj na przykład zalał całą łazienkę po kąpieli, a na podłodze w salonie zostawił rozpakowany plecak! Rzucił też ubrania na fotel, a na stole zostawił kubek po kawie i...

– Maks – przerwała mu stanowczo, zanim Maks zdążył bardziej się wkręcić w swoje narzekania. – To nic takiego. Mały bałagan nie sprawi, że zawali ci się życie.

– A duży bałagan?

– Żaden bałagan – poprawiła. – To normalne, że bałaganimy. Żyjemy, mamy masę spraw na głowie, więc czasem jesteśmy zmęczeni. Nasze życie nie skupia się na sprzątaniu. – Wbiła w niego uważne spojrzenie, na co on odetchnął. Za to ją uwielbiał. Rozmawiała z nim, tłumaczyła mu, a nie jak poprzedni jego terapeuci, milczała i głównie słuchała. Często go karciła i pokazywała odpowiednią drogę, a tego potrzebował najbardziej. – Nie musisz mieć nad tym kontroli. Zrozum, że rzucona niedbale kurtka w niczym ci nie przeszkodzi, wciąż jesteś wartościowym człowiekiem. Zobacz, jak wiele osiągnąłeś.

Maks zgarbił się i skrzywił.

– No nie wiem, ojciec tak nie uważa.

– Więc ciągle chodzi o ojca. – Nie zapytała, stwierdziła fakt, po czym znów coś zapisała w zeszycie. – Miałeś z nim jakiś kontakt w przeciągu ostatniego tygodnia?

– Całe szczęście nie. Dzwoniła tylko mama, żeby zapytać jak mi się żyje, ale nie mogłem nawet z nią pogadać. Mam ostatnio tak przesrane w tej pracy, że nawet chciałem odwołać dzisiejszą sesję. Nie poszedłem też wczoraj na jogę, nie medytuję, nie robię nic, co mi zaleciłaś, bo po prostu nie mam czasu. Zmieniam się w jedną, wielką kupkę nerwów, a na myśl o poniedziałku mi niedobrze – sapnął i przeczesał nerwowo ręką włosy, burząc swoją długo układaną fryzurę.

Na granicy katastrofy |bxb|Where stories live. Discover now