Rozdział 5. Zdrady

828 82 8
                                    

Z lekkim uśmiechem zerknął na apetycznie wyrzeźbiony tors, pokryty przystrzyżonymi, ale już powoli odrastającymi, siwiejącymi włoskami. Zawsze był pełen podziwu dla wyglądu Marka, mężczyzna mimo swojego wieku wciąż dobrze się trzymał. Wszystkie te maratony, triatlony i inne akcje, w których brał udział, nie pozostawały obojętne dla jego ciała, o czym sam zainteresowany doskonale wiedział. Czy w innym wypadku próbowałby poderwać o osiemnaście lat młodszego chłopaka?

– Już wiem, czemu nalegałeś, żeby tu ze mną przyjechać – powiedział Tobiasz i przeciągnął się w pościeli, przyjemnie zrelaksowany po seksie.

– Myślisz, że zrobiłem to specjalnie? – odparł Marek z tym swoim rozbawionym, cholernie seksownym uśmiechem.

– Myślę, że tak. – Podniósł się na ramionach i wychylił do mężczyzny, żeby pocałować go krótko. – Tylko pytanie, czy żonka i synowie nie tęsknią – dodał, nie mogąc się powstrzymać. Ziółkowski posłał mu pełne irytacji spojrzenie, gdy nagle sypialnię wypełnił standardowy dzwonek Iphona. Aż parsknął śmiechem, przewracając się na plecy. – O wilku mowa – zakpił, a Marek sięgał po telefon, posyłając jeszcze ostrzegawcze spojrzenie Tobiaszowi. Ten tylko zamachał ręką, zbywając go. Przecież nie był głupi, jakie miałby mieć intencje w wydaniu Ziółkowskiego? Urocza Elżbieta i jej dwójka dorosłych synów (co najzabawniejsze, byli niemal w wieku Tobiasza) w żaden sposób mu nie przeszkadzali, co nie oznaczało, że nie mógł się od czasu do czasu ponabijać.

– Tak, Elu?

Przewrócił oczami i już miał się podnieść, żeby jak najszybciej ulotnić się z pokoju, bo słuchanie małżeńskich pogadanek było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę, ale przeszkodził mu w tym gest ręki Ziółkowskiego. Mężczyzna zatrzymał go, sygnalizując, że to nie potrwa długo.

Sapnął ciężko, wracając do poprzedniej pozycji i chcąc czy nie, został zmuszony do przysłuchiwania się rozmowie.

– Tak, skarbie, tak. Jak wrócę to o tym porozmawiamy. Zrobisz z salonem co tylko będziesz chciała, możemy wymienić okna i wstawić drzwi na ogród. – Tobiasz wpatrzył się w Marka, jak gdyby poznając go na nowo, tę wersję Ziółkowskiego rzadko kiedy widział, a jeśli już, to tylko w momentach jak teraz – przy rozmowie z żoną. Mimo wszystkiego, co robił za jej plecami, nie można było mu odmówić jednego, szacunku do kobiety, która urodziła mu dwóch synów. – Oczywiście. Co tylko zechcesz. Kochanie, muszę teraz kończyć, zaraz mamy spotkanie biznesowe.

Tobiasz musiał powstrzymać się, aby nie parsknąć śmiechem, za co został zgromiony poirytowanym spojrzeniem.

Oczywiście, spotkanie, pomyślał i przewrócił oczami. W tym momencie Marek rozłączył się, po czym odłożył telefon na szafkę nocną.

– I co niby cię tak śmieszy?

– Twoja szopka – odparł bezczelnie.

– To nie tylko moja szopka, ale też i twoja – odbił celnie piłeczkę, na co Janicki nie mógł już zaprzeczyć. – Gdyby tylko twój ojciec się dowiedział...

– Zabiłby nas obu – dokończył Tobiasz, trafiając w punkt.

Marek, wieloletni przyjaciel Ryszarda Janickiego, nawet nie chciał się zastanawiać, co by było, gdyby ten scenariusz ujrzał światło dzienne. Sam zresztą nie wiedział dlaczego wylądował w aktualnej sytuacji, a dokładniej w łóżku z synem swojego wspólnika biznesowego i kumpla od czasów studiów. Za każdym razem, gdy się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że to po prostu idiotyczne, ryzykowne i pozbawione jakiejkolwiek logiki. A jednak, dał się okręcić aroganckiemu, egoistycznemu dzieciakowi dookoła palca i najchętniej nie opuszczałby teraz z nim sypialni.

Na granicy katastrofy |bxb|Where stories live. Discover now