Rozdział 11. Zawisza kontra Polonia, Artur kontra Adrian

1.2K 99 19
                                    

Z głębokiego snu wyrwała go piskliwa melodyjka. Stęknął głośno, uchylając ciężkie powieki i wbijając zamglone spojrzenie w sufit. Musiała minąć chwila, nim zorientował się w sytuacji – leżał na kanapie w salonie Alicji i Maksa, miał na sobie ubrania z wczoraj i bardzo bolała go nie tylko głowa, co mógłby zaliczyć jako skutek picia alkoholu, ale także twarz. Podniósł się powoli, rozglądając dookoła w poszukiwaniu dzwoniącego telefonu, gdy zdał sobie sprawę, że ma go w kieszeni. Od razu sięgnął po stary model smartfona, stwierdzając, że musi go wymienić, jak tylko zarobi swoje pierwsze poważne pieniądze.

– Ta? – rzucił do słuchawki, gdy już odebrał połączenie od Łysego, który swoją ksywkę zawdzięczał temu, że był... no cóż, łysy.

– Siemka, Masa, jesteś dzisiaj wolny? – zapytał człowiek Ryżego.

W pierwszej chwili miał ochotę odpowiedzieć, że dzisiaj nie może. Jest poza Bydgoszczą, na drugim krańcu globu, cokolwiek, kurwa, byle tylko móc dzisiaj sczeznąć na kanapie i nie myśleć o niczym angażującym więcej partii mięśni niż wymagało to leżenie. Wiedział jednak, że nie powinien, w końcu wreszcie mógłby się wykazać i przekonać Ryżego do siebie. A później zacząłby poważnie zarabiać.

– Mhm, można tak powiedzieć, a co?

– Robota się kroi – ochrypły głos Łysego rozbrzmiał w słuchawce. – Wyrobisz się za pół godziny?

Każda komórka w ciele Adriana aż krzyczała, by tego nie robić, ale musiał przytaknąć. Gdy się rozłączył, z bólem wypisanym na twarzy zaczął się ogarniać. Mieszkanie było puste, od razu rzucił mu się w przedpokoju brak mokasynów Łukasza i jasnych trampków siostry. Nie miał jednak czasu na rozmyślanie, gdzie ci się podziali, nie chciał teraz nawet roztrząsać wczorajszego wieczoru – albo raczej jego zapamiętanych urywków. Czym prędzej wziął szybki prysznic i założył na siebie czyste, szare spodnie dresowe, a do tego luźny T-shirt. Pogoda za oknem zapowiadała się obiecująco, więc uznał, że tyle warstw ubrania wystarczy. Przemył jeszcze tylko szybko twarz (wolał nie patrzeć zbyt długo na swoje paskudne odbicie w lustrze) i już był gotowy. W samą porę, bo gdy zakładał buty, Łysy wysłał mu wiadomość, że już czeka pod blokiem.

Od razu odnalazł jego czarną audicę. Za każdym razem gdy patrzył na ten pojazd powtarzał sobie w myślach, że jeszcze trochę i sam dorobi się podobnego.

– To co to za robota? – zapytał, gdy zajął miejsce pasażera. Łysy zerknął na niego tylko krótko i wycofał samochód z parkingu.

– Musimy postraszyć pewnego gościa... Wisi Ryżemu abonament – powiedział, dołączając się do ruchu. – Nic wielkiego, po prostu przyciśniemy typa, postraszymy, sprzedamy kilka ciosów i tyle. – Wzruszył ramionami, na co Mejs bez chwili zastanowienia pokiwał głową. Taką robotę mógł odwalać, stwierdził, jednak gdy zatrzymali pojazd pod małym, ale zadbanym jednorodzinnym domkiem w spokojnej, porządnej dzielnicy, zaczął wątpić. Bo jak osoba mieszkająca w takiej okolicy mogłaby mieć jakieś gangsterskie porachunki na koncie?

– To tu? – zapytał, a gdy z domku wybiegła dwójka kilkulatków, coś ścisnęło go za gardło.

– Ta – mruknął Łysy, rozsiadając się w fotelu i obserwując przez moment dom, aż wreszcie wyłoniła się z niego postać mężczyzny. Na oko trzydziestoparoletniego, najzwyklejszego obywatela, jakiego można byłoby minąć na ulicy i nawet się za nim nie obejrzeć. Mężczyzna miał na sobie domowe ciuchy i wyglądało na to, że chciał niedzielne popołudnie spędzić w ogrodzie w towarzystwie swoich dzieci.

– Serio? On wisi abonament?

– Ma pub na rynku. – Wzruszył ramionami, sięgając po paczkę czerwonych Marlboro. Zgrabnie ją otworzył, by następnie podsunąć Adrianowi. – Chcesz?

Chegaste ao fim dos capítulos publicados.

⏰ Última atualização: Jan 02, 2021 ⏰

Adiciona esta história à tua Biblioteca para receberes notificações de novos capítulos!

Na granicy katastrofy |bxb|Onde as histórias ganham vida. Descobre agora