Rozdział 3. Płacz nad rozlanym mlekiem

669 78 12
                                    

W soboty i niedziele siłownia zawsze świeciła pustkami. Przychodzili głównie starzy wyjadacze, dla których wyćwiczona sylwetka stała znacznie wyżej w hierarchii niż imprezy czy weekendowe obijanie się. Wśród nich byli dzisiaj też i oni – świeżo wypuszczony na wolność Adrian i Maks, który po prostu w tygodniu nie miał czasu na zadbanie o swoją aktywność fizyczną.

– Co to za leszcz, kurwa – warczał Goryl, wyzywając Bartka odkąd tylko znaleźli się w szatni. Całe szczęście, że nikogo poza nimi tu nie było, bo Maks chyba zapadłby się pod ziemię ze wstydu. Spojrzał tylko na Adriana z miną wyrażającą głębokie cierpienie, po czym ruszył na drugi koniec pomieszczenia, mając nadzieję na odrobinę prywatności. Niestety, jego ogon powlekł się za nim.

Niech go szlag, przeklął w myślach i zgrzytnął zębami, ale nie odezwał się chociażby słowem.

– Będzie się cwel wywyższał. Oprowadzanie po siłowni, do chuja pana – wyzywał dalej, a Maks próbował zachować spokój. Wciąż się więc nie odzywając, zaczął ściągać z siebie ubrania. Najpierw kurtkę, którą starannie powiesił na haczyku w szafce, a później jeszcze wygładził jej materiał, aby się nie pogniótł. Następnie przyszedł czas na koszulkę; złożył ją w równą kosteczkę i na ułamek sekundy podniósł spojrzenie na Adriana, czego zaraz pożałował. Uchylił głupio usta, wpatrując się w jego szerokie, nagie plecy. Przez moment śledził grę mięśni na barkach, kiedy nagle mężczyzna odwrócił się i wlepił w niego brązowe spojrzenie. Maks poczuł, jak robi mu się niebezpiecznie gorąco. Odetchnął ciężko, powracając szybko do przerwanej czynności, jednak trudno było mu zapanować nad nerwowym drżeniem rąk.

Gdyby oddzielić Adriana i tego orzeszka, który gnieździł się w jego głowie zamiast mózgu, może i Maks nie czułby się tak zażenowany swoimi reakcjami na widok umięśnionego ciała mężczyzny. Zawsze jednak przypominał sobie, że ma do czynienia z agresywnym, wulgarnym, ciężko myślącym gościem, który kilka dni temu zakończył odsiadkę w więzieniu. To go skutecznie otrzeźwiało.

– Coś się stało? – zapytał Adrian, na co Maksymilian szybko pokręcił głową. Za szybko, cholera, jak na dłoni było widać jego zdenerwowanie. Modlił się tylko, aby Maks-junior nie obudził się w momencie, w którym ściągnie spodnie i stanie przed bratem Alicji w samych bokserkach. Wtedy nawet taki wolno myślący samiec alfa, jak Adrian, mógłby zrozumieć, że ma do czynienia z najnormalniejszym w świecie gejem, który na dodatek reaguje na widok jego nagiego ciała. Niestety Łukowski podejrzewał, że nie wyszedłby z takiej sytuacji z nienaruszoną twarzą.

– Ten debil – zaczął, wciąż (do kurwy nędzy!) stojąc przed Maksem bez koszulki – to twój trener?

Musiał odwrócić się do niego tyłem, dopiero wtedy rozpiął spodnie i zsunął je z siebie, starając się nie myśleć, że tuż obok niego stał bardzo atrakcyjny facet. Maks nie mógł już przed sobą ukrywać, Adrian idealnie wpisywał się w jego typ urody, właśnie dlatego ta sytuacja była tak niebezpieczna.

– Nie do końca, ale był moment, że układał mi plan treningowy – powiedział i aż jęknął, trzymając w dłoniach wyjątkowo opinające legginsy. Cóż, gdy się pakował nie myślał, że przyjedzie na siłownię z balastem w postaci Adriana. Chciał tylko komfortowo sobie poćwiczyć, a w niczym tak dobrze się nie czuł, jak właśnie w elastycznych, dopasowanych do ciała legginsach do jogi.

Spojrzał na spodenki, a następnie zerknął na brata Alicji, tym razem w pełni ubranego, na co aż odetchnął z ulgą. W workowatym, spranym T-shircie i luźnych szortach nie stanowił już żadnego zagrożenia. Maks mógł więc wbić się w swoje getry oraz bez zażenowania ruszyć ćwiczyć.

– Ty. – Adrian, nie wiadomo dlaczego, wciąż tkwił z nim w szatni, czekając, aż Łukowski skończy układać ubrania i zamknie szafkę. – Co ty masz na sobie?

Na granicy katastrofy |bxb|Where stories live. Discover now