Rozdział 10 - Prezent

210 40 25
                                    

Po obfitym śniadaniu Wiktor zaproponował siostrze mały spacer. Freja chciała obejrzeć każdy skrawek domu, który wydawał się zatrzymać w czasie, jakby ostatnie dziesięć lat minęło dla niego jak pstryknięcie palcami. Mimo rozczarowania nad niemożnością zjedzenia wszystkiego, co oferował kuchenny stół, dziewczyna ochoczo ruszyła za bratem w kierunku westybulu.

Na półpiętrze, gdzie schody, uderzając o ścianę, rozchodziły się na prawo i lewo, znajdował się duży obraz. Widniały na nim cztery postacie: w centrum obrazu, na fotelu, siedziała Konstancja. Karmelowe włosy, które, razem z błękitnymi tęczówkami, odziedziczyła po niej córka, upięte miała wysoko, tak charakterystycznie dla panującej wówczas mody. Miała na sobie złoto-różową suknię i kolię, która swoją prostotą zdawała się nie pasować do reszty; blaszki ze złota z powciskanymi weń szerokimi bursztynami z gracją prezentowały się na jasnym dekolcie pani domu. Bernard stał po prawej stronie. Ubrany w beż i zieleń, elegancki, kruczowłosy mężczyzna o pełnym skupienia spojrzeniu. Zaraz przy nim stał młody Wiktor, który miał wtedy sześć lat, a niespełna trzyletnia Freja zagrzała wygodne miejsce na kolanach matki. Gruba, pozłacana rama przedstawiała liście, wplątane w nie węże i lwie głowy na każdym z rogów.

— Tak dawno go nie widziałam — szepnęła, ostrożnie dotykając ramki. — Aż dziw, że tak mocno zapadł mi w pamięć.

Czuła wdzięczność, że brat tak dobrze dbał o cały dom, dzięki czemu wspomnienie o rodzicach pozostawało nadal żywe.

— Myślę — zaczął, chcąc odwrócić uwagę Frei od możliwie przykrych wspomnień — że przydałby się jakiś nowszy obraz.

— Masz na myśli nasz własny portret?

— Owszem. Gdzieś znajdziemy miejsce. Na przykład tam. — Odwrócił się bokiem do rodzinnego obrazu, wskazując dłonią ścianę po prawej stronie, niedaleko drzwi do gabinetu. — Zawsze tu czegoś brakowało.

— Hmm... — mruknęła, łapiąc się za brodę. — To bardzo dobry pomysł, choć sądzę, zapewne egoistycznie, że nowy obraz powinien zawisnąć zamiast tego.

Na myśl o nowym obrazie uśmiechnęła się szeroko. Oczyma wyobraźni widziała, jak mógłby wyglądać ich portret — pozycje, jakie by na nim przybrali, specjalnie przyszykowane ubrania, lekkie, naturalne uśmiechy, tło, którym mógłby być kwitnący ogród za domem.

— Dla tego portretu powinno znaleźć się lepsze miejsce. Na przykład w ich sypialni — dodała.

— Nie wpadłbym na lepszy pomysł.

— Nie masz nic przeciwko? — spytała zaskoczona, odwracając się do Wiktora.

Sądziła, że zdecydowanie bardziej niż ona będzie przywiązany do malowidła. Zwłaszcza że do dziś nie zmieniło ono miejsca i poza cienką warstewką kurzu, wyglądało na zadbane.

— Skądże. — Uśmiechnął się łagodnie. — Możemy się tym zająć nawet dzisiejszego popołudnia.

— Jest jeszcze coś, co chciałbyś przemeblować? — zapytała figlarnie, odwzajemniając uśmiech.

Hrabia zaśmiał się i złapał siostrę za dłoń.

— Zwiedzanie reszty zostawmy na później. Najpierw chodźmy do biura taty. Mam dla ciebie urodzinowy prezent.

Wiktor zszedł o jeden schodek, trzymając dłoń zdumionej siostry. Gdy ta pozostała w miejscu, odwrócił się twarzą do niej. Choć Freja stała wyżej, ich głowy były na równej wysokości.

— Wszystkiego najlepszego w dniu dwudziestych urodzin.

— Szósty dzień września — wyszeptała. — Pamiętałeś... Przez te wszystkie lata?

Gallanger (wstrzymane)Where stories live. Discover now