Rozdział 11 - Ametyst

203 42 33
                                    

Na obszernym tarasie z tyłu domu przywitało ich rześkie, poranne powietrze i zapierający dech w piersi widok na ogród pełen zdziczałych roślin. Różany żywopłot, kiedyś odgradzający poszczególne szpalery astrów, aksamitek, chryzantem, dalii, wrzosów i wielu innych kwiatów, teraz wrastał w nie, zabijając małych sąsiadów, i gdzieniegdzie straszył wysuszonymi, martwymi kikutami. Miejsce w samym centrum zajmowała nieduża, marmurowa fontanna z figurą lwa walczącego z wężem. Z ich ran i rozdziawionych pysków ciągnęły się zacieki, a wszystko porastał mech i brud. Poniżej, gdzie kiedyś pływały kolorowe rybki, ziała pustka.

— Czy kiedyś ogród... nie był większy? — zapytała Freja, próbując walczyć z grymasem obrzydzenia i ostrożnie zeszła po schodach do ogrodu.

— Kiedy jest się dzieckiem, wszystko wydaje się większe — odparł Wiktor, czując narastające poczucie winy, że, mimo iż do ogrodu zaglądał jedynie raz od swojego powrotu, nie przygotował się lepiej na niespodziewaną gościnę.

Cóż za niedorzeczność — pomyślał, idąc krok za Freją.

— Domyślam się, że nie czułeś potrzeby dbania o ogród, niemniej — westchnęła, kierując spojrzenie na twarz brata — jestem trochę zawiedziona.

Hrabia ściągnął brwi i zmrużył oczy.

— Nie oceniaj mnie. Jestem zapracowanym człowiekiem.

— No tak — odparła z uśmieszkiem. — Jak twoja rana? — spytała, a w odpowiedzi otrzymała lekceważące machnięcie dłonią.

— To było czyste, płytkie cięcie. Nie boli aż tak bardzo i zdążyło się już zasklepić. Za kilka dni ładnie się zagoi.

Na białej koszuli Wiktora nie było śladu krwi ani niczego, co mogło sączyć się z draśniętego brzucha. Freja ostrożnie położyła dłoń w okolicy miejsca, które podczas łaskotek wywołało ból.

— Mogę cię opatrzyć, skoro nadal boli. Zajmowałam się rannymi i chorymi.

— Dziękuję, ale nie trzeba. — Ze spokojnym uśmiechem położył dłoń na ręce siostry, dociskając ją do swojego ciała. — Mam własne sposoby na leczenie ran, więc nie musisz się kłopotać. Liczę natomiast na zajmujące opowieści. Ciekaw jestem, co mnie ominęło przez ostatnie lata.

— I wzajemnie, ale i tak obejrzę tę ranę. — Nie podobało jej się pobłażliwe podejście Wiktora. — Na własne oczy widziałam, jak wiele złego może wyniknąć nawet z niewielkiego zadrapania.

— I tak to zrobisz — zauważył i westchnął — czyż nie?

Freja odpowiedziała jedynie uroczym uśmiechem. Oczywiście, że tak — pomyślała i zabrała dłoń z jego brzucha, po czym oboje ruszyli powolnym krokiem w głąb ogrodu.

— Opowiesz mi, co się wtedy stało? — zapytała. — Co się z tobą działo przez ten czas?

— Ty pierwsza — skontrował, a Freja zmarszczyła nos, przybierając grymas niezadowolenia.

— Wydaje mi się, że twoja historia będzie bardziej zajmująca.

— Moja historia jest... Może rzeczywiście całkiem zajmująca, ale lepiej pasuje do określonej atmosfery.

— Co masz na myśli?

— Wieczór, wino i łzy.

Brwi Frei powędrowały ku górze.

— To brzmi jak wymówka. Mogę popłakać teraz, jeśli chcesz.

Uparta.

— Nigdy nie byłem w Marsylii. Jak tam jest? — zapytał, chcąc w delikatny sposób pociągnąć siostrę za język.

Gallanger (wstrzymane)Where stories live. Discover now