2.

4.3K 223 49
                                    

- Nieźle ci idzie. - Usłyszał pełen uznania głos za swoimi plecami, więc podniósł głowę znad drewnianych desek, które zbijał ze sobą przy pomocy młotka. - I żadnej magii? Wow.

Uśmiechnął się, bo już dawno ustalili, że mimo tego, że Cory zdecydowanie był magicznym dzieckiem, bo od drugiego roku życia potrafił robić różne specjalne rzeczy jak przywoływanie do siebie ulubionego misia, to będą unikać rzucania czarów w jego obecności dopóki nie będzie starszy. Chcieli, żeby zdobywał szczeble rozwojowe jak każde normalne dziecko. A to, że miał mugolskich dziadków jeszcze bardziej ich utwierdzało w przekonaniu, że magia na tym etapie życia była jak najbardziej zbędna.

- Nasz syn to mały uparciuch. Nie da spokoju jak się na coś zaweźmie. - Mruknął, a ona przytaknęła i usiadła z książką w rękach na miękkiej trawie niedaleko niego.

Cory w drugim kącie ogrodu przebierał właśnie zabawki, które miały niedługo zamieszkać w jego nowej nadrzewnej posiadłości.

- Co robiliście cały dzień? - Zagadnęła obserwując jego sprawne ramiona, które napinały się od fizycznej pracy.

Chyba nigdy nie widziała, żeby sam coś budował. A nie, kiedyś próbował jej udowodnić, że złoży bez pomocy magii szafę, którą kupiła w Ikei dla rodziców. Zajęło mu to pół dnia, ale nie poddał się i nawet jej ojciec, Pan Granger, gratulował mu dobrej roboty. Bo przecież Draco nie pozwolił sobie pomóc.

- Uczyliśmy się trochę literek. Prawie mu się udało świadomie coś przeczytać. - Powiedział z dumą. - A potem zabrałem go na Pokątną, byliśmy też u Zabinich na obiedzie, więc resztę popołudnia bawił się z Arią. Niedawno wróciliśmy, bo przypomniał sobie o domku. - Draco przewrócił oczami i uniósł dłoń by zebrać kosmyk włosów, który opadł na spocone czoło. - A jak tobie minął dzień?

Uśmiechnęła się delikatnie i wsparła brodę o zgięte kolana.

Czuła w sobie jakąś wewnętrzną blokadę, jakby rozmowa z nim na tematy nie związane z synem była zakazana. Westchnęła jednak cicho i powiedziała:

- Och ciężko... Mam dwie duże sprawy, które ciągną się w nieskończoność. Nie znoszę rozwodów. No i odwiedziłam nowe mieszkanie, ekipa całkiem nieźle sobie radzi...

- Dlaczego sprzedałaś tamto mieszkanie? Miałem wrażenie, że je lubiłaś... - Zagadnął znad kolejnej deski.

- Nie potrzebujemy takiego dużego metrażu... - Zaczęła poważnie, ale wszedł jej w słowo.

- Jeżeli potrzebujesz pieniędzy to powiedz. Mogę ci pomóc. - Wtrącił i zauważył, że się spięła.

- Dziękuję, ale to nie będzie potrzebne. - Odparła. - Mój tata... Został zdiagnozowany. Ma nowotwór. Musiałam im pomóc.

Zamrugał i uniósł na nią swoje szare oczy.

- Przykro mi. Twój ojciec to równy gość.

Bo naprawdę tak myślał, mimo że...

- Nazywasz siebie mężczyzną, Draco? - Wściekły głos Petera Grangera rozległ się znad kawiarnianego stolika, a brązowe oczy mężczyzny patrzyły na niego z chęcią mordu.

Szybko zaczął żałować, że zgodził się na to spotkanie. Hermiona najwyraźniej nauczyła rodziców jak posługiwać się sową. Bo ta, która przyleciała do niego zeszłego ranka z pewnością należała właśnie do niej.

- Jeżeli chcesz mnie obrażać... - Zaczął obojętnie, ale słowa zamarły mu w gardle bo siedzący po drugiej stronie Mugol zacisnął dłonie w pięści i warknął nie zważając, że dookoła nich znajdował się tłum ludzi:

- Możesz nie kochać mojej córki. Ludziom czasem nie wychodzi. Ale dziecko, to dziecko dla którego jesteś takim beznadziejnym ojcem nie jest niczemu winne. Może tylko głupoty rodziców, bo zapomnieli się zabezpieczyć. Mia jest w rozsypce, potrzebuje wsparcia. Okaż chociaż odrobinę klasy...

- Peter... - Draco spojrzał na rozmówcę zaciskając usta. - To godne szacunku, że troszczysz się o wnuka, ale...

Nie skończył. Po prostu dostał z pięści w twarz. I jeszcze nigdy nie uważał, żeby zasługiwał na to tak bardzo jak teraz. Bo Peter Granger miał kurewską rację.

Hermiona kiwnęła ponuro głową przywracając go do rzeczywistości. Liczyła, że terapia eksperymentalna, która kosztowała fortunę pomoże ojcu w pokonaniu choroby. Naprawdę cholernie na to liczyła.

- Może powinienem zerknąć na jego dokumentację medyczną? - Zaproponował i przysiadł obok niej, odkładając wcześniej młotek do niewielkiej skrzynki z narzędziami.

- Mugolska medycyna chyba trochę się różni od czarodziejskiej, Draco... - Mruknęła. - Ale jeżeli chcesz, to poproszę żeby wysłali mi zdjęcia tych papierów.

Skinął delikatnie i spojrzał na nią z... Troską? Była przygaszona, jakby przybita, może trochę zmęczona. Włosy związała w niedbały kok na czubku głowy, a oficjalne ubranie, w którym widział ją rano, zastąpiła jeansowymi szortami i zwykłym t-shirtem.

W końcu był środek lata.

- Mamusiu, wracamy do domu? - Scorpius pojawił się nagle między nimi targając swojego pluszowego hipogryfa i wcisnął się na kolana Dracona.

- Nie, skarbie. Tatuś pozwolił nam zostać u niego w domu przez parę dni. - Wyjaśniła, a na jej twarz w końcu wkradł się uśmiech.

- A gdzie będziesz spała? Nie zmieścisz się w moim łóżeczku. - Powiedział ze zdezorientowaną miną. - Tatuś ma duże łóżko, może pozwoli ci tam spać. Pozwolisz tatusiu?

Draco parsknął śmiechem i potargał jasną czuprynę.

- Oczywiście, że pozwolę. Sam będę spał na kanapie w salonie. - Odparł łaskocząc chłopca po żebrach.

- Bez sensu. Masz duże łóżko. Możesz się po prostu podzielić z mamą. Kanapa jest mała. Będą wystawały ci stopy...

- Co jemy na kolację? - Hermiona wtrąciła sprytnie, bo wywody Cory'ego trochę ją zawstydzały.

- Tatuś zrobi parówkowe ośmiorniczki! Prawda, tatusiu? - Chłopiec wykrzyknął z entuzjazmem, a jego ojciec oczywiście przytaknął. Bo nie potrafił mu odmówić.

- Dla ciebie też coś przygotuję. - Niespodziewanie mrugnął do siedzącej obok kobiety, a ona pokręciła głową z rozbawieniem, bo Draco Malfoy potrafił czasem być niesamowicie czarujący.

O czym zdawała się już dawno zapomnieć.

Skazani na siebie - DramioneWhere stories live. Discover now