14.

3.8K 219 83
                                    

- To urocze, że się o mnie martwisz, ale... - Spojrzała na niego z kpiącym uśmiechem. - Ale naprawdę, inwazja Malfoyów na mój dom...?

Bo Cory spał u siebie w łóżeczku, oczywiście, że sprawdzała.

- Poczułem się niepewnie, gdy nie odebrałaś ode mnie za trzecim razem, pomyślałem, że... - Mruknął, przeczesując palcami jasne włosy. - Nie przyszło mi do głowy, że mógł ci się rozładować telefon...

- Dlatego postanowiłeś sprawdzić osobiście, czy nikt mnie nie porwał, tak?

Draco przytaknął nie chcąc przyznawać się głośno do tego, że wolałby porwanie niż zastanie jej z Nottem w... Dwuznacznej sytuacji.

- Przepraszam, kretyn ze mnie. - Odparł i rozluźnił się nieco, bo na jej twarzy wciąż widniał uśmiech rozbawienia.

Och, po jego ostatnim wygłupie - to jest urodzinowym pocałunku - trochę się zdystansowała. Ale chyba nic się nie zmieniło między nimi, bo nie wywaliła go za drzwi kiedy tylko go zobaczyła we własnym mieszkaniu, do którego przecież miał klucz, bo przezornie mu dała swój drugi zapas. Pierwszy miała Ginny Potter.

- No dobrze, to napijesz się? - Ponowiła pytanie i skierowała się do barku by nalać sobie wina z rozmachem, niemal przelewając je z kieliszka.

- Kiepski wieczór? - Zagadnął i stanął obok niej by przyjąć trunek z jej drobnej dłoni.

- Mógłby być lepszy. - Mruknęła i zrzuciła ze stóp szpilki, które po chwili wylądowały pod ścianą w niewielkim korytarzu.

- Czyżby Nott...

- Nie będziemy rozmawiać o Theodorze, Draco. - Weszła mu w słowo. - Opowiedz mi lepiej coś miłego, niezobowiązującego i w ogóle mów do mnie, błagam. - Powiedziała i opadła z jękiem na kanapę wyciągając przed siebie długie nogi.

Usiadł obok niej śmiejąc się pod nosem, bo zauważył, że jej kieliszek zdążył już opustoszeć, a ona zawsze miała koszmarnie słabą głowę.

No więc spełnił jej prośbę. Opowiadał jej o popołudniu spędzonym ze Scorpiusem, o tym, że ich syn wymyślił sobie wycieczkę do wesołego miasteczka, o którym usłyszał od mamy. A Draco jako pełnokrwisty czarodziej jeszcze nigdy w żadnym nie był. Wybrali się więc do mugolskiego Londynu i... Merlinie, jak ona się z niego śmiała. Słuchała go i zaśmiewała się do łez, a on czuł coś niesamowicie ciepłego rozlewającego się po wnętrzu. Bo uwielbiał ten śmiech.

Siedzieli tak jeszcze długo, bo na szczęście następnego dnia była sobota, a on nie miał dyżuru, więc... Tak, pozwoliła mu nocować na kanapie.

*

- Godryku, czuję się tak jakbym widywała was tylko od wielkiego dzwonu! - Hermiona wpadła w objęcia Ginny Potter, a tamta pokręciła głową i mruknęła na powitanie:

- Jesteś stanowczo za chuda, Granger.

- A ty brzmisz jak własna matka. - Mrugnęła orzechowym okiem i ucałowała szorstki policzek Harry'ego, który jednocześnie wykłócał się o coś ze swoim starszym synem - Jamesem.

- Ciociu, a mogę pobawić się z Lily? - Scorpius pociągnął Ginny za rękaw i spojrzał na nią prosząco.

- Jasne, że tak. Lily weź Cory'ego i pokaż mu swoje książeczki. - Zwróciła się do rudowłosej dziewczynki, która kiwnęła posłusznie i złapała Scorpiusa ze rękę prowadząc go do swojego pokoju.

- Szczerze mówiąc spodziewałam się tu Notta... - Ginny mruknęła pod nosem i posłała jej wymowne spojrzenie jednocześnie zerkając na Malfoya, który rozmawiał o czymś swobodnie z Ronem. Pewnie dyskutowali o Quidditchu.

Skazani na siebie - DramioneNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ